środa, 3 kwietnia 2013

Wiosna ach to Ty?!


Nadszedł wreszcie długo oczekiwany dzień przywitania wiosny. Wciąż przed oczami miałam nasze pierwsze witanie wiosny na Wonnym Wzgórzu z przed roku, kiedy było tak ciepło, że spędziliśmy przy ognisku niemal całą noc siedząc bez kurtek.
W tym roku ranek przywitał nas śniegowy, mroźny, ale przynajmniej słoneczny.
Mimo śniegu pogoda była przyjemna i choć impreza była na 15.00 to spędziliśmy na podwórku cały dzień, pozytywnie nastawieni na nadejście wiosny, która (jak nam się wtedy wydawało) czekała tuż za rogiem, siedziała na gałęzi, albo spała zwinięta w którejś z dziupli w starym sadzie, czekając aż wybudzą ją nasze śpiewy.
Skonstruowaliśmy ognisko, które mimo chwilowych narzekań na wilgotne drewno pięknie buchnęło ogniem i przygotowaliśmy Marzannę, skazaną na brutalną śmierć, przez spalenie na stosie (na Warmii Marzannę się raczej paliło, a nie topiło, chociaż nawet gdybyśmy chcieli ją utopić to staw i wszystkie inne zbiorniki w okolicy są zamarznięte). Nasza Marzanna nie grzeszyła urodą, bo z taką niechęcią traktowaliśmy odchodzącą porę roku, że nie byliśmy w stanie przystroić jej we wstążki i piękne suknie. Nasza Marzanna była okropną drapaką, chudą i brzydką. Krzyżak ubrany w starą koszulę, do tego głowa z kapusty, z głupawym namalowanym, bezzębnym uśmiechem, zezem i sterczącymi kudłami z suchych gałęzi. Istne cudo!

od lewej: Pan Właściciel Domu, Marzanna (żeby ktoś ze mną nie pomylił ;-)

Goście oczywiście się spóźniali, piękny stos ogniska zdążył się przewrócić i zacząć wypalać. Nie przeszkadzało nam to jednak świetnie się bawić. Wreszcie zobaczyliśmy powoli posuwające się pod górkę pary z koszami w rękach (droga jest nieprzejezdna, więc goście zaparkowali autka u szczytu góry, pod naszym starym krzyżem). Choć spodziewałam się bardzo skromnego grona, to jednak nie doceniłam moich drogich znajomych, bo pogoda ich nie wystraszyła. Pod górkę podążali: Beatka z Pawłem (koleżanka z klasy z liceum, która niedawno organizowała mój wernisaż), oraz sąsiedzi: Iza i Adam z Liliowego Domku z brzegu wsi, Ala i Marek z Frączek, a także już samochodem (bo terenowy) Kasia i Piotruś z Leśnej Doliny. Chwilę później dotarła moja Mała Sylwia od Starych Mebli, wraz ze swoim szefem Rafałem od Zabytków. Mimo śniegu, wokół na chwilę zapanowała wiosna, bo każdy przynosił jakiś zielony, wiosenny element. Goście po raz kolejny źle odebrali posiadanie wiosennego gadżetu i przynieśli kwiatki (no może z wyjątkiem naszych najbliższych sąsiadów z dolinki, którzy mieli wesołe kapelusze) i choć kwiatki były cudne i uwielbiam wszystko co kwitnie, to  w zaproszeniach w przyszłym roku napiszę, że gadżet należy mieć na sobie, żebyśmy znów z mężem nie byli jedynymi dziwnie wyglądającymi z biedronkami, czy tulipanami we włosach i na ciuchach

Część naszej grupy: Marek, Ala, Beata, Syliwa, niżej Szczęściarz i Kasia, potem ja w czerwonej kurtce Pana Właściciela Domu, za mną kawałek Adama, Pan Właściciel Domu, Piotruś i Iza ;-)


Adam upiekł kiełbaski dla wszystkich za jednym zamachem ;-)



Marek i Piotruś z kobitą ;-)




Stół zaczął się uginać od pysznych przysmaków, wszyscy więc zaczęli jeść i popijać. Potem już tylko kiełbaski, gorący bigos, i palimy maszkarę! Zezowate, zimowe pyszczydło od razu poszło z dymem, a w powietrzu uniósł się zapach gotowanej kapusty. Zimno się zrobiło, bo słońce chowało się już za lasem, ognisko wedle oczekiwań przeniosło się więc do domu. Szybko podłożyliśmy ogień w kominku, potrawy wylądowały na domowym stole, znalazły się też talerzyki, kieliszki, szklanki i wszystko czego akurat potrzebowaliśmy. Ala wpadła na pomysł żeby kanapę dosunąć do stołu, tak że cała wcale nie parszywa trzynastka zmieściła się przy stole. Wtedy zaczęliśmy przywoływać wiosnę głośnym śpiewem, przy akompaniamencie cudnej markowej gitary ;-) Marek grał piosenki Okudżawy, Czerwonego Tulipana i wiele innych fantastycznych pieśni znanych nam i nie znanych, a także trochę szlagierów do wspólnego śpiewania. Niestety nasz śpiew nie dotarł poza grube ściany domu i nasza wyczekana, wytęskniona Wiosenka nie obudziła się i nie wyszła z dziupli, żeby bawić się razem z nami i śpi tam do dziś, chociaż ptaki krzyczą tak głośno, jak tylko potrafią żeby nie dać jej dłużej spać. Chyba trzeba jakiegoś ropucha księcia, żeby obudził królewnę pocałunkiem, czy jak tam to było w tej bajce?
W każdym razie goście się rozeszli, a my wraz z Sylwią, Rafałem i Rafała kierowcą przywoływaliśmy na daremno tę Wiosnę w otoczeniu kwiatów, cukrowych baranków, lizaków w przeróżnych kształtach i leżących potem już wszędzie biletów do cyrku ( Szalony Rafał przywiózł takie różne dziwne rzeczy),

Pozdrawiam wszystkich cieplutko i wiosennie i mam nadzieję, że na przyszłe przywitanie wiosny może i ktoś z Was się do nas wybierze, mimo odległości!

Nasz przyjaciel Rogaś, który stołuje się u nas dwa razy dziennie i już prawie się nie boi. Szczęściarz chodzi obok niego, a Rogaś nic. Dokarmiajcie zwierzęta w tę okropną zimę.


PS. Na święta pojechaliśmy do moich rodziców, tymczasem wzgórze tak nam zasypało, że nie mogliśmy z tych świąt wrócić.

10 komentarzy:

  1. Fajne powitanie wiosny, ale i tak za wolno jakoś idzie... :-)
    Za daleko mam żeby dokarmiać :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Rogaś słodziak:)
    No i my też nie mogliśmy dojechać na siedlisko w święta. Na szczęście nasz Żuber stał u sąsiadów, zatem zamieniliśmy auto na terenowego żuberka i daliśmy radę. Nasze auto miastowe ugrzęzło w drodze do sąsiadów, a jakże, ale chłopaki dali radę ściągnąć go. Dopiero dzisiaj rano, przy zmrożonym podłożu, mąż przyprowadził auto.
    Zwały śniegu zalegają miejscami, gdzie droga odsłonięta i wiatr hula na polach. Masakra.
    Ale krzyczą żurawie, żyją biedactwa i czują wiosnę na dobre, co obwieszczają:)
    Buziaki mazurskie oczywiście

    OdpowiedzUsuń
  3. Siedzimy w miejskim bloku i tesknimy za takimi imprezami!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna impreza. Szkoda, że wiosna mimo takiego przywitania coś się spóźnia. U nas co prawda śnieg się pomału rozpuszcza i ciepło w miarę na dworze, ale boję się myśleć, że to już koniec zimy, bo zapewne wróci. Tak przynajmniej prognozują. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Super mieliście imprezę, szkoda że Panna Wiosna nie wykazała się wdzięcznością za takie przywitanie ;) U nas w tej chwili sypie gęsty śnieg... Dobrze, że zakupiliśmy nowe zapasy pokarmu dla ptaków, bo widzę, że jeszcze jakiś czas będą się u nas stołować. Rogaś słodziuchny;-)
    Ściskam czule ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo malownicze i miłe okoliczności przywitania wiosny zimowej, a Marzanka całkiem udana, no cóż! jaka wiosna, taka kukiełka; Szczęściarz, widzę, też nie opuszcza imprez; pozdrawiam serdecznie z deszczowego południowego wschodu, myślę, że ten deszcz obudzi wreszcie śpiącą ziemię.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, świetnie Wam się impreza wiosenna udała, choć sceneria zgoła Bożonarodzeniowa. My wczoraj mieliśmy "wycieczkę" do różnych fajnych miejsc, zaplanowana dość dawno, jako wiosenną, a sypało straszliwie śniegiem. Też się udało wszystko i było pięknie, choć całkiem inaczej.
    Zima nie odpuszcza, sypie i sypie i już się do tego sypania chyba przyzwyczaiłam.
    Rogaś piękny. Dokarmiam sarny sianem, śniegu u nas naprawdę sporo.
    Pozdrawiam gorąco,aczkolwiek wciąż śnieżnie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale boska Marzanna! :) Przypomina nieco obcego z innej planety :)

    Zazdroszczę, że taki ładny rogaś kręci się Wam koło domu :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale imprezka! Super!
    Szkoda, że my nie mamy takich sąsiadów.... ech

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś trafiłam na twój blog i bardzo mnie zaciekawił.Sami jesteśmy miastowymi którzy wyprowadzili się na wieś .Lubię czytać o tym jak się urządzaliście bo to tak jakbym czytała o nas i cieszę się że takich "wariatów " jak my jest więcej.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń