W czasie deszczu nie tylko dzieci się nudzą, ale ja również. Chociaż troszkę takie duże dziecko ze mnie. Jestem uparta, lubię stawiać na swoim i złoszczę się jak coś nie jest po mojej myśli. Lubię też bardzo kiedy Cudowny Pan Właściciel Domu spełnia moje zachcianki, takie jak np. wycieczka nad jezioro, nawet w deszcz, bo chcę i już, jak dziecko (liczę, że to przeczyta! ;-).
Jednak są chwile, kiedy naprawdę nie mam w co się bawić. Zaszywam się wtedy w kuchni, włączam ulubioną muzykę (ostatnio bardzo często jest to Federacja, kto nie zna to polecam!), gotuję i piekę. Bardzo lubię obdarowywać rodzinę i przyjaciół drobnymi słodkościami i choć sama nie przepadam za słodyczami, to w moim otoczeniu jest sporo łasuchów.
W niedzielę pojechaliśmy na obiad do Dziadków Pana Właściciela Domu. Jacy to cudowni ludzie! Zawsze kiedy ich widzę, w mojej głowie otwierają się szufladki dalekich wspomnień. Ja nie pamiętam właściwie swoich dziadków, zmarli kiedy nie było mnie jeszcze na świecie, albo kiedy byłam małym dzieckiem, wszystko jest jak przez mgłę i czasem nie wiem, czy to zdjęcia i opowieści rodziców i starszego brata, czy coś zostało w mojej własnej pamięci. Pamiętam za to Prababcię Antoninę, która przeżyła wiele osób w rodzinie i do ostatnich swoich chwil myślała zupełnie trzeźwo. Znała się na polityce i wyklęła (na bardzo krótko) jedną ze swoich córek, za zły wybór prezydenta. Zawsze musiała być umalowana, bo mówiła, że żadnemu chłopu się nie pokaże bez makijażu, a kiedy moja mama była mała to "krzyżowała" ją i jej kolegów z podwórka za karę do podłogi. To "krzyżowanie" pewnie odcisnęło się w pamięci nie jednego dziecka z Ostródy, kiedy bowiem takowe narozrabiało, babcia kazała się kłaść na podłodze, krzycząc, że ukrzyżuje i szukała młotka i gwoździ po domu. Kiedy znalazła gwoździe, to przymierzała do ręki, czy będą pasować, ale nigdy nie mogła znaleźć młotka, kiedy natomiast miała młotek to wymachiwała w powietrzu, sprawdzając, czy dobrze będzie się nim delikwenta do podłogi przybijać. Nie mogła jednak wtenczas znaleźć gwoździ i dzieciaki miały darowane.
Kiedy ja byłam dzieckiem babcia była już łagodną starszą panią, ani jej w głowie było krzyżowanie. Nosiła chusteczkę na głowie, mówiła do mnie "moje serce", przygotowywała mi budyniek i prosiła żeby nalać jej "lufę koniaku" i podać fifkę i papieroski z szuflady (paliła do ostatnich dni, miała ponad 90 lat!). Kiedyś nawet pan doktor w szpitalu zapytał się jej o receptę na długowieczność (babcia leżała na dermatologi, nic innego jej nie było), babcia z umalowanymi brwiami i ustami odparła: "Panie doktorze, całe życie piłam wódkę, całe życie paliłam papierosy, tylko seksu miałam za mało i teraz żałuję" - miała wtedy 90 lat, ja może z 12...
W mieszkanku babci w Ostródzie wisiał jej portret, kiedy była piękna i młoda. Kiedyś babcia zapytała mamy, co chciałaby mieć na pamiątkę po niej i mama właśnie chciała ten portret. Po śmierci babci portret zabrała Cioteczka Dżili i nie chciała nam oddać. Mama pożyczyła portret żeby go odbić, a ja podmieniłam obrazki i oddałam cioteczce odbitkę. Nawet się nie zorientowała. Teraz portret wisi na ścianie na Wonnym Wzgórzu, obok znalezionego portretu babci Pana Właściciela Domu. Wcale nie żałuję drobnego oszustwa. Tak się rozpisałam o cudownej babci... Można by o niej książkę napisać i to taką z samymi anegdotami.
Nie miałam w moim życiu, szczególnie tym nastoletnim i dorosłym kontaktu ze starszymi ludźmi, dlatego taką przyjemność i radość sprawiają mi spotkania z dziadkami Pana Właściciela Domu. Od kiedy w Wigilię 2010 na moim palcu wylądował mały, błyszczący klejnocik, dziadkowie stali się też moimi dziadkami i to dla mnie ogromny zaszczyt tak się do nich zwracać. Dziadkowie są już ponad 60 lat po ślubie i wciąż kochają się tak samo. Dziadek to wciąż młody, silny mężczyzna i dba o babcię, która troszkę podupadła na zdrowiu, jak najlepsza pielęgniarka. Niesamowite jest z jaką czułością i delikatnością pomaga jej wstać, czy wkłada jej kosmyk włosów za ucho... Piękna miłość! W takich chwilach wiem, że moje dziecinne marzenia o romantycznej miłości to była sterta bzdur, bo najbardziej romantyczne są codzienne chwile. Wspólne gotowanie, spacer, podróż samochodem, wybieranie wody z piwnicy, zasypianie i drobny całus na dobranoc, schowanie kosmyka włosów za ucho...
krzesła z piwnicy ze starego mieszkania, które przemalowałam i dałam im nowe obicia. Na razie muszą być, może kiedyś kupimy jakieś na starociach.
ciasto ze śliwkami dla dziadków
banany nie z naszego sadu ;-)
polne kwiaty najpiękniesze!
pierwszy raz w życiu piekłam drożdżowe rogaliki i w ogóle jakiekolwiek rogaliki. Są z dżemem truskawkowym roboty mojej mamy, więc rogaliki to wspólnie dzieło, mimo że dzieli nas ponad 100 km.
Nie miałam w co zapakować rogalików dla dziadków, więc zapakowałam w papier śniadaniowy i troszkę przyozdobiłam.
taki obrus przysłała mi internetowa znajoma. Niesamowite, że są tacy ludzie, którzy chcą się zupełnie bezinteresownie dzielić czymś co mają...
A we czwartek dziadkowie wreszcie odwiedzą nas i zobaczą jak sobie radzimy na Wonnym Wzgórzu i spełniamy ich marzenia. Marzenia ludzi ze wsi, zamkniętych w blokowisku. Muszę wymyślić coś pysznego, ma ktoś jakiś ciekawy przepis?