piątek, 14 listopada 2014

Kocie opowieści



Skrzat zadomowił się na dobre i chociaż wcześniej myśleliśmy że "robi na dwa domy" to teraz jesteśmy pewni jego przywiązania do naszego podwórka. Skrzat jest z nami ciągle. Czasem skrada się gdzieś wzdłuż ścian domu, czasem patrzy na nas z góry, kiedy bawimy się z Aniołem, siedzi w gęstwinie traw, albo po prostu plącze się pod nogami domagając się pieszczot. Skrzat bardziej łakomy jest pieszczot niż jedzenia. Już zaczął wybierać z miski co lepsze kąski, tak jak robi to Anioł. Za to kiedy tylko przysiądzie się na ganku, to już ma się Skrzata na kolanach. Czasem kiedy śpimy to siedzi na parapecie i patrzy na nas. Budzi nas wtedy Wiedźma, która napada na Skrzatosa przez szybę i tłucze "go" łapami, zrzucając moje słoiczki z farbami i pędzle w kubeczkach. Kiedy rano wychodzimy z domu na spacer z Aniołem, to on już siedzi pod drzwiami i daje głośno o sobie znać, pośpieszając nas, żebyśmy szybciej się ubierali i otwierali wreszcie te drzwi, przecież skrzacie futerko dawno nie było głaskane. Wesoło nam z tym naszym prywatnym Skrzatem, który w zamian za opiekę robi dobre uczynki - wyłapuje myszy i szczury ze stodoły (może dlatego nie jest zbyt głodny i taki grubaśny - upasiony na myszynie). Anioł też powinien być mu za to wdzięczny, bo gryzonie budziły go nie raz w nocy, niestety uparciuch z niego i musimy bardzo uważać, bo Anioł nie gania Skrzata tylko kiedy ten siedzi pod domem. Stara się wtedy nie odwracać pyszczydła w jego stronę, żeby widok łaciatego kociska nie psuł mu humoru. Czasem jednak Anioł nie wytrzymuje i zerka na okupującego wejście do domu Skrzata, oblizując się smakowicie. Pilnujemy więc, żeby zwierzaki wychodziły na zmianę, żeby Skrzat był w bezpiecznym miejscu, kiedy Anioł wychodzi i żeby Wiedźma nie biła Skrzata. Czarna kocica też nie terroryzuje Skrzata, kiedy ten siedzi na ganku no i kiedy my jesteśmy blisko. Za to, kiedy w nocy spotkają się na podwórku to nagle Wiedźma postanawia Skrzata stłuc, a ten dżentelmen mimo że dwa razy większy i potężniejszy to pozwala jej na to i właściwie się nie broni. Ciężkie jest życie Skrzata na Wonnym Wzgórzu, ale chyba jest mu całkiem dobrze skoro postanowił się wprowadzić i zostać na stałe.



Na wsi, jak wiadomo w gospodarstwach jest kociaków mnóstwo. Tak też jest w gospodarstwie u pani, od której bierzemy mleko na sery. Koty dostają jeść, mieszkają z krowami w oborze – nie mają źle. Pan Właściciel Domu, chociaż przed Wiedźmą nigdy kotów nie miał i nie ma takiego doświadczenia jak ja, która wychowałam się w domu, gdzie koty były zawsze, zauważył coś niepokojącego. Jeden z kociaków, dużo mniejszy niż pozostałe z miotu miał zaropiałe oczy i sporo kleistej wydzieliny z nosa. Był bardzo słaby i zachowywał się inaczej niż pozostałe kotki. Po opisaniu mi objawów wiedziałam już, że to koci katar. Dla dorosłych kotów jest to choroba niegroźna, jednak dla maluchów groźna i to bardzo. Kociaki tracą wzrok, słuch i węch, a w najgorszych przypadkach zdychają, Te, którym się uda giną pod samochodami, albo z głodu, bo nie potrafią sobie poradzić w innych warunkach niż w całkowicie domowych. Sama miałam kilka kotów po kocim katarze. Wcześnie leczony katar może nie zostawić znacznych spustoszeń w organizmie i kotki wracają do zdrowia. Mój kochany mąż pojechał do weterynarza, powiedział jaka jest sytuacja, że kociak nie jest nasz, ale że nikt go nie będzie leczył i kupił zastrzyki – antybiotyk i przeciwzapalne, a że studiował medycynę i robienie zastrzyków ma w małym palcu, to zaczął jeździć codziennie do kotka i za zgodą właścicielki leczyć go. Co prawda wielki człowiek, to nie malutki kotek na początku więc trochę się denerwował, ale szybko okazało się, że maluch jest wdzięcznym pacjentem i sam zaczął przybiegać widząc swojego doktora. Co jeszcze zabawniejsze, inne koty chyba uznały, że Pan Właściciel Domu robi małemu coś wspaniałego i wszystkie zaczęły przybiegać chmarą (chyba z dziesięć) i wszystkie chciały zastrzyk. Niestety, a może "stety" dla nich pozostałe wyglądały na zupełnie zdrowe i zastrzyk im się nie należał. Mały zaczął szybko dochodzić do siebie i teraz kiedy minął już jakiś czas nawet podgonił swoich braci i siostry i nie jest już znacznie mniejszy i drobniejszy. Bawi się jak inne, a wydzielina z noska i oczu przestała lecieć. Nie wiem jak ze słuchem i węchem, bo tego nie jestem w stanie ocenić, ale na oczach nie pojawiły mu się charakterystyczne dla kotów po kocim katarze bielma, błyszczą za to zawadiacko, wykazując chęć do nieustającej zabawy. Mamy nadzieję, że kotek będzie sobie spokojnie żył w gospodarstwie we Frączkach długo, szczęśliwie i w zdrowiu. Postanowiliśmy jednak pójść o krok dalej i zacząć akcję sterylizacja. Żeby zarówno pani z opisanego wyżej gospodarstwa, jak i inne dobre starsze panie z okolic, które mają dużo kotów nie miały ich jeszcze więcej. U naszego weterynarza dowiedzieliśmy się, że potrzebne są koty do sterylizacji i kastracji na zajęcia dla studentów i że zabiegi można wtedy zrobić za darmo, a po zakończonym leczeniu zabrać kota z powrotem. Chcemy powoli wyłapać koty z okolic i zawozić na zabiegi, może zmniejszymy trochę ich populacje w okolicy i ilość głodnych i chorych kotów.



Jeszcze słówko o mojej wystawie w Dobrym Mieście. Pomieszczonko malutkie, ale bardzo klimatyczne, więc myślę, że moje prace odnalazły się tam bardzo dobrze, chociaż wszystkie się nie zmieściły. Atmosfera była bardzo sympatyczna, ale największe wrażenie zrobił na mnie dobromiejski skansen. XVII i XVIII wieczne kamienice, które zostały odrestaurowane i w których zostały urządzone pracownie i domy rzemieślników z lat 40 i 50 XX wieku. Wydaje się, że to nie tak dawno, a pomieszczenia naprawdę klimatyczne i piękne – dom piekarza z piekarnią, dom i pracownia szewca, krawca, czy wreszcie fantastyczny zakład fryzjerski! Naprawdę polecam wszystkim obejrzenie tych kamieniczek, pełnych skarbów, a szczególnie do połowy grudnia, bo do tego czasu wisieć będzie moja wystawa.


Pozdrawiam wszystkich ciepło!