Wszędzie czytam o pięknie jesieni...
Mimo słonecznej pogody jesień, którą mam za oknem - ta listopadowa jesień, mówi mi raczej o przemijaniu, o nadchodzącym chłodzie, niż o wesołych dzieciach "szurających" w liściach. Dzisiaj był srebrzysty poranek, trawy iskrzyły się mrozem, czerwona kula słońca oświetlała bursztynową sierść Anioła (który już chyba z nami zostanie). Mgły dopiero się podnosiły dając światu miękkie, pastelowe barwy. W tej chwili świata nie ma. Zza okna widzę tylko cienie łysych i powyginanych drzew w naszym sadzie.
Lubię oglądać ponury krajobraz w domu pełnym barw, ciepła i drewna. W domu, w którym pachnie rosołem, a to cudowny zapach! Może to śmieszne, ale dla mnie rosół to zupa magiczna. Oprócz tradycyjnej włoszczyzny dodaję jeszcze kilka liści kapusty i garść suszonych grzybów, co w innych regionach Polski często budzi zdziwienie. Rosół ma słodkawy smak, rozgrzewa od środka i można z niego wyczarować każdą inną zupę. Podobno w różnych domach gotuje się go na różne sposoby, jak i bigos (nie mylić z pewnym psem), czy parę innych naszych potraw. Ja w rosole najbardziej lubię ten intensywny zapach jarzyn, dlatego dodaję ich bardzo dużo.
Krzątam się po domu, rozwieszam pranie, mieszam w garze z pachnącym warzywnym wywarem, dokładam do pieca, a w przerwie... Lepię garnki z Wiedźmą na kolanach i zaczynam pisać pracę magisterską. "Warmińska rzeźba ludowa, jako nieodłączny element dziedzictwa kulturowego Warmii". Mam pole do popisu jeśli chodzi o badania terenowe ;-) Myślę też o moim obrazie dyplomowym, ale na razie na myśleniu się kończy... Najchętniej zaszyłabym się w mojej jesiennej kuchni, wśród wszystkich uzbieranych gliniaków i wciąż gotowała rosół. Tylko na taką sztukę stać mnie ostatnimi dniami... Tyle refleksji dnia codziennego, muszę zmniejszyć gaz, bo mi wykipi, pozdrawiam wszystkich odwiedzających i obiecuję, że następnym razem urozmaicę Wam moje czytadło jakimiś obrazkami.
PS. z rosołu i tak wyszła cebulowa i to z serowymi grzankami. Pychotka, polecam! Ot rosołowe czary!