piątek, 8 sierpnia 2014

Wieści ze wzgórza i okolic :)

Czas mija nie ubłagalnie, a u nas wciąż dużo się dzieje, chociaż wydaje się że nie dzieje się nic, a czas płynie wolno. Odkąd pisałam ostatni raz na drzewach zdążyły dojrzeć pierwsze jabłka, ugotowałam kompoty i sporo posuszyłam, ale jabłonie w tym roku tak obrodziły, że za miesiąc z jabłkami nie będzie co robić. Wciąż nowe opadają na trawę i są świetnymi zabawkami dla Anioła, który biega za tymi najtwardszymi jak za piłką. Również droga na Wonne Wzgórze, wokół której rosną skarłowaciałe już, stare jabłonki gdzieniegdzie usiana jest drobnymi, gnijącymi już owocami. W powietrzu unosi się kwaśny zapach octu. W upalne dni nie robiliśmy nic wokół domu, oprócz wieczornego podlewania oczywiście, które stało się czynnością obowiązkową przy takiej suszy. Cieszyliśmy się tylko, że nasza studnia jest tak głęboka, bo wokół Wonnego Wzgórza źródła wody powysychały, a sąsiadom pokończyła się też woda w studniach. Najbardziej żal było mi zwierząt, w taką pogodę trzeba wystawiać miski z wodą, bo może jakieś zabłąkane spragnione zwierze przywędrować w nasze okolice i chcieć się napić. W tym suchym, upalnym czasie, a nie padało u nas ponad trzy tygodnie, miałam też wystawę w Bartoszycach. To dość surrealistyczne przeżycie, bo chociaż czasów PRLu nie pamiętam, to trochę poczułam się jak w tamtych czasach. Pani Dyrektor ośrodka nie dojechała, bo utknęła w korkach, z resztą tak jak kiedy pierwszy raz przyjechałam z pracami - też jej wtedy nie było, mój mąż wysnuł więc teorię, że Pani Dyrektor nie istnieje. Dostałam też podziękowanie w teczce z namalowaną różą, które zostało głośno odczytane z wyraźnym zaznaczeniem Ą i Ę, jak na dawnej akademii. Najważniejszy jednak był fakt, że mimo iż nie znam nikogo z Bartoszyc, że upał był straszliwy, to trochę osób na wernisażu się pojawiło, a prace chyba się podobały. Ciekawy był też pan z jakiejś regionalnej telewizji, który wywęszył, że moje prace są na deskach ze stodoły, zapytał natychmiast czy nie chciałabym kupić stodoły, a kiedy zapytałam czy stodoła jest na Warmii, czy już na Mazurach pan nie potrafił odpowiedzieć, chociaż jak się pochwalił jest z tych terenów. Brak wiedzy ludzi, który wynika z totalnego braku zainteresowania choćby swoją najbliższą okolicą i ich malkontenctwo mnie przeraża. Wróćmy jednak do miłych rzeczy. Na wernisaż przyjechali moi rodzice, moja teściowa, nasi sąsiedzi z Tłokowa prowadzący fundację Revita Warmia, a także mój wujek Piotr – z Anielskiego Domu (mimo że o kulach) i jego przyjaciel – świadek na moim ślubie – Józek. Miłe to było spotkanie i na pewno ubarwiło wernisaż. Szczególnie wizyta wujka, który jest osobą rozpoznawalną. Kilka pań zapragnęło zrobić sobie z nim zdjęcie, a żeby głupio nie było, to poprosili o zdjęcie z artystką i koniecznie z jej rodziną, hehe. Na wystawie pojawiła się także jedna przesympatyczna pani, która przyszła chyba tylko dlatego, żeby zaprosić wszystkich na swoją wystawę w SWOJEJ AUTORSKIEJ GALERII. Ciągle powtarzała, że po moim wernisażu wszystkich tam zabiera. AUTORSKA GALERIA nazywa się EL, zwróciłam więc uwagę, że to tak samo jak taka znana galeria w Elblągu. "No tak" – odpowiedziała z dumą pani – "ale moja galeria nazywa się od mojego imienia Elżbieta, a tamta... tamta to w jakimś tam starym kościele..." Pani Elżbieta najpierw zwracała się do mnie proszę pani, potem pani Natalio, pani Natalko, a na końcu już bardzo się zaprzyjaźniłyśmy i zostałam Nataleczką. Zachęcała mnie też bardzo do wzięcia udziału w plenerze malarskim w Bartoszycach w następnym roku, bo właśnie wtedy w centrum kultury odbywać się będzie jej wystawa, autorska wystawa. Podziękowałam pięknie mówiąc, że nie wiem czy praca mi na taki wyjazd pozwoli i na to usłyszałam, że muszę zaplanować to dużo wcześniej, bo na plener bardzo ciężko się dostać i muszę dużo wcześniej zadzwonić do Pani Dyrektor (widmo), która ewentualnie zaprosi mnie do udziału. Tyle o wernisażu, po prace, mimo obietnicy odwiezienia muszę jechać do Bartoszyc sama, ale na pocieszenie powiem, że szykuje się następna wystawa, dostałam już umowę i jest to naprawdę fajne miejsce.

Ostatnio mieliśmy też drugą rocznicę ślubu, wiem że to może żadne osiągnięcie, ale po pierwsze miłe wspomnienie, a po drugie rocznicę tę traktuję jak pierwszą, bo podczas pierwszej byłam z nogą w gipsie, krótko po operacji i na silnych lekach przeciwbólowych i najzwyczajniej w świecie jej nie pamiętam. Z okazji rocznicy na kilka dni pojechaliśmy do Siemian. Nareszcie udało nam się trafić na piękną, upalną pogodę. Pan Właściciel Domu przeklinał już, że jeśli znów będzie zimno i deszcz, to więcej w tym roku do Siemian nie jedzie, bo Siemianom pech przynosi. Rzeczywiście od początku tego roku, kiedy tylko obieraliśmy kierunek Siemiany, to po całym słonecznym tygodniu nagle pogoda się zmieniała o 180 stopni. Od każdej reguły musi być jednak wyjątek. Udało nam się wreszcie popływać naszą czarną strzałą, pokąpać w leśnych jeziorkach, których wokół Siemian jest mnóstwo i posłuchać gitarowych śpiewów naszych starych i nowych znajomych.


Tym razem pogoda też się zmieniła, ale na szczęście już po naszym powrocie. Niebo zakryła gęsta szara maź. Taka szarość nie mija zbyt szybko, jest tak wilgotna i tak ciężka, że byle wiatry, które zrywają się wieczorami jej nie przegonią. Ziemia ze smakiem pochłania wielkie krople, które lecą na wysuszoną na wiór powierzchnię, a okoliczni rolnicy oddychają z ulgą, bo jak powiedziała pani S. od której kupujemy mleko "trawa jałowa, kury nie chcą się nieść, a krowy mleka dawać". Teraz deszczu mamy aż za dużo i cieszymy się bardzo że mieszkamy na wzgórzu, bo u podnóża naszej góry zrobiło się jezioro i płynie mała rzeczka. Mamy nadzieję, że do wieczora deszcz się już wypada i ciepłe promienie słóca znów pozwolą dojrzewać pomidorom w ogródku.

Na koniec tych, którzy zainteresowani się moimi pracami zapraszam na moją stronę na facebooku, która powstała w maju, ale dopiero ze dwa tygodnie temu pojawiły się na niej jakieś zdjęcia, więc można powiedzieć, że jest świeża, a dla zachęty jedno zdjęcie.
www.facebook.com/natalia.tejs.artystycznie


POZDRAWIAM CIEPŁO!

A i jeszcze jedno! Musiałam włączyć weryfikację obrazkową, której bardzo nie lubię, bo nikt nie powinien sprawdzać czy jesteście robotami, ale wybaczcie mi, dostawałam ogrom głupich wiadomości dziennie, więc to tylko na jakiś czas.