piątek, 22 listopada 2013

Przydrożne towarzystwo

Od jakiegoś czasu pod sklepem w naszej wsi kręci się malutka suczka, która wygląda jak skrzyżowanie pekińczyka z niewiadomo czym (z nutrią?). Ma długą sierść, jedno ucho jej sterczy, a drugie jest mocno klapnięte. Oczywiście jak to my zrobiliśmy śledztwo, żeby dowiedzieć się skąd wzięła się ta słodka panienka. W sklepie, który otwarty jest trzy razy w tygodniu do godziny dwunastej dowiedzieliśmy się kto jest właścicielem. Wiemy też, że aktualnie owy pan pracuje za granicą, pan sklepikarz powiedział jednak, że psiaka dokarmia pewna starsza pani (przynajmniej w dni, w które sklep jest otwarty kupuje jedzenie dla psa). Nie przekonała nas jednak ta informacja i postanowiliśmy regularnie pannę odwiedzać, chociaż nie taka z niej znowu panna, bo prowadza się z pieskiem Pani R. (od której kupujemy jajka) – Lizusem. Lizus zawsze uwielbiał ganiać za naszym samochodem, a kiedy szliśmy do Pani R. warczał na nas i straszył zębiskami (chociaż jego gabaryty i pyszczek słodziaka nie budzą powszechnego strachu). Pani R. wspominała jednak, że Lizus potrafi ciapnąć. Kiedy karmiliśmy naszą małą koleżankę Lizus podchodził niepewnie i obserwował zazdrośnie z daleka, przekonując się coraz bardziej, że jednak przyjść warto (Pani R. dba o Lizusa, który ma budę i swoją miskę, ale na drapane i tak lubi liczyć, jak to psiak). Panienka rzucała się za każdym razem łapczywie na jedzenie, jakby nigdy takich rarytasów jak np. zwykłe psie chrupy nie widziała. Śledztwo trwa, wiemy, że sunia mieszka na podwórku, chcemy się dowiedzieć, czy ma jakąś budę, czy ma ciepło? Teraz oba psy rozpoznają nasz samochód, a kiedy zatrzymujemy się pod budynkiem starej szkoły (sklepu) mała natychmiast wybiega. Lizus, mimo że mieszka kawałeczek od sklepu natychmiast bierze rozpęd spod domu i zanim jeszcze zdążymy otworzyć drzwi merdające ogony uderzają w maskę samochodu. Kiedy tylko nacisnę klamkę, momentalnie psiaki pchają się do auta, liżą nas po rękach i cieszą się, już zanim wyjmiemy jedzenie. Potem Pan Właściciel Domu bierze miseczki i nakłada dużą porcję małej i trochę mniejszą Lizusowi (nie powinno się karmić cudzego psa, o którym się wie, że dostaje jeść, ale jak mu nie damy, to zje swojej koleżance). W tym momencie słychać mlaskanie psów i rozpaczliwe „miauki”. Nadchodzą koty głośno oznajmiając swoją obecność w wieczornej stołówce. One również dostają swoje porcje i wreszcie możemy ruszyć do domu, wylizani, z brudnymi od psiej sierści rękami i naładowani pozytywną energią, którą dają nam nasi przydrożni miauczący i merdający znajomi.

wtorek, 19 listopada 2013

Trochę jesiennego kiczu

Ostatnie dni były szare i ponure. Kilka jednak dni z rzędu, po deszczowych godzinach przychodził słoneczny wieczór i księżycowa noc. Chmury na niebie walczyły z promieniami słońca i ta walka choć można uznać ją za kiczowatą, jednak wciąż zachwyca większość ludzi, a i mnie. Dlatego dzisiaj zamiast długiego tekstu tylko trochę zdjęć studziankowych zachodów słońca. Wszystkie są zrobione z jednego miejsca, z ławki za naszym domem. Takie oto widoki są z Wonnego Wzgórza.

wtorek, 5 listopada 2013

pierwszy cel zrealizowany

Zamówiłam przez internet dziesięć drzewek owocowych do naszego sadu. Cena drzewek zamówionych w sieci jest (dodając już kuriera) równo o połowę niższa niż w centrach ogrodniczych w Olsztynie. Mamy w sadzie kilka starych, ale bardzo smacznych odmian jabłoni, ogromną gruszę rosnącą przy samym domu, śliwy i czereśnie. Cały sad otoczony jest jesionami, czeremchą i bzami, które tworzą naturalny płot. Jednak druga część sadu była pusta, tylko ze śladami po spróchniałych pniach, których czas widocznie już się skończył. My również jak do tej pory nie zadbaliśmy o tę część. Rosły tam pokrzywy, wśród których wydeptane były dróżki – miejsce spacerów dzikich zwierząt. Kupiłam trzy jabłonki – każda owocująca w innym terminie, dwie grusze, dwie śliwy węgierki, morelę, czereśnię i wiśnię. Najbardziej cieszę się z wiśni, bo udało mi się kupić odmianę, która jest smakiem mojego dzieciństwa, bo właśnie Gwiazda północy rosła w naszym miejskim ogrodzie na ulicy Lipowej w Olsztynie, a ja często wspinałam się po jej gałęziach i zajadałam owoce. Te wiśnie lubił też nasz pies – Chart Irlandzki – Nazir, który skubał czerwone kulki prosto z drzewa, a potem pluł pestkami. Rodzice wycieli w końcu drzewko, a ja do dziś nie wiem czemu tak się stało. Tym razem uzbroiliśmy się w porządny szpadel renomowanej firmy ;-) . Pan Właściciel Domu posadził morelę i tu zaczęły się schody. Gdzie nie wbijał szpadla ziemia była twarda, niedostępna, pełno było w niej korzeni i kawałków cegieł. Ślady po dawnych fundamentach jakiejś budowli. Odeszliśmy trochę dalej i... Udało się wykopać dół, jednak już na granicy pokrzyw. Trzeba więc było zabrać się za wykoszenie „krzaczorów” i dopiero posadzić resztę drzewek. Teraz szpadel śmigał i szybko powstawały kolejne dołki, do których woziliśmy ziemię z kompostu i ogródka. Anioł dzielnie pomagał i kiedy tylko Pan Właściciel Domu rozpoczął dołek pojawiał się tam nasz pies, który nurzał się w błotku, poszerzając i pogłębiając łapami dół, a także spulchniając ziemię. Mimo, że cały sad ogrodzony jest pasem wysokiej zieleni, to w rogu jego nowej części akurat znajduje się prześwit z tylko jedną starą czereśnią. Żeby zmienić trasę zwierząt również trochę się napracowaliśmy. W pustym miejscu posadziliśmy krzaki pigwy, na której tydzień wcześniej złamały się dwie łopaty i trochę malin, zbyt rozrastających się przed naszym domem, a obok tych wspaniałości stanęła Stracho – baba. Każde drzewko otrzymało palik, na którego końcu zawiesiliśmy plastikowe butelki, pomalowane przeze mnie na kolory, a w następną sobotę dowiesimy ich jeszcze więcej i otulimy drzewka, tak aby nie chciały ich skubać zające. Wygląda to wszystko hm... Wiejsko, ale w końcu mieszkamy na wsi i bardzo nie chcemy żeby nasza praca poszła na marne i drzewka zostały zjedzone. Znacie jeszcze jakieś sposoby na odstraszenie zwierzyny? Zdjęcia z tego wielkiego wydarzenia, jakim było zakładanie przydomowego, młodego sadu, może w następnym poście, bo jestem w pracy i nie mam przy sobie aparatu. Pozdrawiam ciepło!