poniedziałek, 13 lutego 2012

Licencja na ślub, sąsiedzkie spotkania i nowy wiejski, a bardziej leśny blog prosto z doliny!

Zacznę od rzeczy dla nas bardzo ważnej. Jak niektórzy z Was wiedzą powoli (z coraz większym rozpędem) szykujemy się do niezwykle ważnego dla nas dnia, czyli naszego ślubu. Do tej pory przygotowania były mierne, ustaliliśmy datę, kupiłam wymarzony materiał na sukienkę, bo żadna suknia ze sklepów nie spełnia moich oczekiwań, wymyśliliśmy menu, ale przecież najważniejsza jest sama ceremonia, która odbędzie się w małym wiejskim kościółku w (co najistotniejsze w tym momencie posta) nie naszej parafii, ani nawet nie parafii moich rodziców. Dlaczego? Kto czytał sierpniowego posta pewnie wie. Otóż żeby ślub w innym miejscu wziąć, należy otrzymać od księdza ze swojej parafii LICENCJĘ, czyli po prostu pozwolenie. Ksiądz, który ślubu udzielać nam będzie ma zdrowe podejście i oprócz odpuszczenia nam nauk przedmałżeńskich (szczerze wierzymy, że w tej kwestii jesteśmy świetnie przygotowani) zgodził się również na uproszczenie formy licencji, do zwykłej kartki z podpisem księdza z naszej parafii. Po przejściach z księżmi w naszym życiu baliśmy się jechać, do którejkolwiek z olsztyńskich parafii, bo nie byliśmy tam częstymi gośćmi, a nawet niezbyt rozpoznawalnymi. Na szczęście życie uratował nam nasz nowy ksiądz, z naszej nowej parafii, bo przecież nasza parafia nie jest już w Olsztynie, a we Frączkach! Kiedy zajechaliśmy wracając z Olsztyna do księdza, wyskoczyła na nas gromada psów, które (co szybko zauważyłam i jest to dla mnie dość istotne) są grubiutkie i mają piękny kojec i budy. W parafialne drzwi skrobały trzy koty, które za pewne (choć ich nie widziałam) też są grubiutkie, za to ksiądz wręcz przeciwnie, ale dobra energia od niego bije i nie piszę tego dlatego, że dowiedziałam się, iż na mojego bloga zagląda ;-) W każdym razie zgoda na ślub jest, więc za pół roku będziemy mężem i żoną, dziękujemy za pomoc!
Zmieniając temat nie mogę nie wspomnień o naszej kolejnej, tym razem sobotniej integracji z sąsiadami. Przygotowania do wyjścia na imprezkę zaczęły się już rano, kiedy to po spacerze z psem zaczęliśmy szykować niespodziankę, czyli naszą radosną twórczość - karmnik dla ptaków. Tym razem szło lepiej niż za pierwszym razem, bo Pan Właściciel Domu kupił gwoździe. Problem był jednak w znalezieniu odpowiedniego drewna i przycięciu desek za pomocą tępej, zardzewiałej piły. I z tym daliśmy sobie radę. Następnie ozdobienie (to już tylko moja działka) - tym razem na ludowo techniką decupage. Potem  spakować małe co nieco, karmnik pod pachę i piętnaście minut spacerkiem do naszych najbliższych sąsiadów (gdybyśmy szli na przełaj przez las, to wtedy najbliżsi) do Leśnej Doliny, gdzie leży sąsiedzkie siedlisko.
Kasiowy stół uginał się od przepysznych zakąseczek, szczególnie pieczony boczek muszę zachwalić i wyróżnić. Atmosfera jak zawsze przednia, więc do późna zaszaleliśmy i o problemach i profitach z wiejskiego życia rozprawialiśmy. Czekam z niecierpliwością na poznanie innych sąsiadów, bo jeśli są tak sympatyczni jak Kasia i Piotruś (a chyba Studzianka ma to do siebie, że ściąga tylko miłych ludzi i nie piszę tego ze względu na nas, choć też miłymi ludźmi chyba jesteśmy) to na pewno warto! Oczywiście u sąsiadów zostawiłam kurtkę, komórkę i anielską smycz. Dlatego też rano powróciliśmy z szampanem i zrobiłam dobry uczynek - pomogłam w założeniu okna na świat z Leśnej Doliny, czyli bloga, którego z tego miejsca serdecznie polecam!  http://lesnadolina.blogspot.com

Choć zima piękna to czekamy na wiosnę, w kwietniu minie rok od kupienia Wonnego Wzgórza, w maju minie rok od zamieszkania, w  styczniu minął rok odkąd pierwszy raz zobaczyliśmy Wonne Wzgórze i zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia, ta miłość wciąż trwa i oby trwała, więc i Wam wiele miłości życzę!

19 komentarzy:

  1. Macie więc jeszcze wiele cudownych chwil przed sobą .My mamy jutro (w tamtych czasach nikt w Polsce nie słyszał o Walentynkach) SREBRNE GODY czyli 25 lat wspólnego wędrowania po drogach naszego życia:)Braliśmy ślub 14 lutego 1987 roku :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku się urodziłam, tylko nieco później. Walentynek też nie obchodzę, mam je codziennie, a 25 lat to piękna rocznica, moi rodzice w tym roku mają 35 rocznicę ślubu. Pozdrawiam i wszystkiego naj!

      Usuń
    2. Jesteś więc w wieku naszego starszego syna który robi teraz magisterium z alpak na Bioinżynieri Zwierząt w Kortowie :)

      Usuń
    3. hehe, Pan Właściciel Domu miał tam kiedyś zajęcia, może miał też zajęcia z Waszym synem. Jaki ten świat mały...

      Usuń
  2. To będzie piękny rok!!! A wiosna przyjdzie. NA PEWNO!


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję zdobycia licencji! Czekają Was piękne chwile ;-) Takich fajnych sąsiadów tylko pozazdrościć!
    Ściskam czule ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajni sąsiedzi to skarb! zaraz zajrzę na bloga:)
    hmm,my braliśmy ślub w parafii (w okolicy kościoła poznaliśmy się na...wykopaliskach:)), która nie była moja, ani męża i wymogu licencji nie pamiętam (chyba tylko mąż donosił zaświadczenie ze swojej parafii).Pamiętam za to bardzo skrócone nauki przedmałżeńskie (skrócone, bo byliśmy już ponad rok po ślubie cywilnym i mieliśmy syna).
    Życzę Wam spokojnych przygotowań do ślubu i wszystkich tak sympatycznych sąsiadów:))
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niezłe miejsce poznania! Co do licencji, to wystarcza pozwolenie z jednej parafii, więc pewnie tak właśnie u Was było.

      Usuń
    2. poznaliśmy się wśród grobów ciałopalnych z wczesnej epoki żelaza - romantika,że hej:)!faktycznie, to zaświadczenie to pewnie ta licencja:)

      Usuń
  5. Nie może inaczej nazywać się tylko licencja? zupełnie mi się nie podoba; szybkiego przebrnięcia przez biurokratyczne przepisy przedślubne, żeby Wam długo było dobrze ze sobą, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety nazywa się to licencja. Wiem, że okropnie i jakby "odduchawia" całą tę otoczkę.

      Usuń
  6. fajni sąsiedzi to najważniejsze!(proboszcz zresztą też!)

    OdpowiedzUsuń
  7. oo tak! Fajni sąsiedzi to skarb! wiem coś o tym, bo w stolcy mieszkałam między Skarbem a Utrapieniem - jeśli mogę się tak wyrazić :-). A przygotowania do ceremonii ślubnej niech Wam przebiegają przede wszystkim bezstresowo :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezwykły rok przed Wami!
    Dobrzy sąsiedzi to ogromna radość. Czasami bywają cenniejsi niż rodzina.
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję Wam wszystkim za miłe komentarze, trzymajcie za nas kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytając Pani przecudne opisy przyrody zastanawiałam się jak będzie zimą, bo nasze pierwsze zimy we Frączkach były dość trudne, ale również mogliśmy liczyć na pomoc sąsiadów. W Pani jest tyle ciepła, radości i entuzjazmu, że nawet straszne mrozy można polubić. Z ciepłymi pozdrowieniami, życzeniami przejezdnej drogi
    A może spotkamy się na jakimś grzanym piwie, czy winie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że wciąż Pani do mnie zagląda, z przyjemnością zapraszam do nas na kawkę i ciasto, albo na coś mocniejszego ;-) Chciałam napisać do Pani maila, ale nie znalazłam w profilu, bo już dawno myślałam o spotkaniu. Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Buziole Wam zasyłamy(sąsiedzi z dolinki)
    Mój karmnik jest cudny...Dla mniej wtajemniczonych,to prezent imieninowy dla mnie.
    fajnie jest mieć sąsiadów...szczególnie artystów:)
    Mam nadzieję,że dzisiaj Sebo przejechał"cudnie" odśnieżoną drogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jak przejechał, to wyżej możesz Kasiu przeczytać, hehe.. Buziaki!

      Usuń