Szłam przez korytarze złożone z klatek. Wokół wszędzie wpatrzone we mnie oczy, jedne błagające, inne przerażone... Starałam się nie patrzeć, nie dawać nadziei. Po raz kolejny pomyślałam, że nie rozumiem ludzi, którzy próbują wybierać. Ja już wiedziałam gdzie mam iść. W klatce siedziały dwa nieszczęścia, które na mój widok zaczęły skakać i skomleć. Przyszłam tylko po jedno z tych nieszczęść i przez moment poczułam, że jestem złym człowiekiem. Wolontariuszka weszła do kojca i zapięła pieska na smycz, potem przez szparę w drzwiach podała smycz mnie. Wtedy zapomniałam o wszystkich uczuciach, które jeszcze przed chwilą mną targały, skupiłam się tylko na tym, żeby tę czarną kupkę energii utrzymać. Nie udało się. Psinka ruszyła przez schroniskowe korytarze w szalonym biegu radości. Kiedy znów biegła w moim kierunku udało mi się ją chwycić, bo po drodze wisząca smycz owinęła się wokół jej łap, uniemożliwiając bieg. Teraz zaczęły się skoki i lizanie po twarzy, mało nie straciłam zębów. Potem znów ciągnięcie i na wybieg gdzie po raz drugi spotkała swojego nowego kolegę - Anioła. Póki psy były na smyczach, smycze były napięte, a z ich pyszczków wydobywały się złowrogie warki. Po odpięciu smyczy sytuacja odwróciła się zupełnie i przez kilka sekund nie byliśmy potrzebni, a nasi podopieczni zachowywali się tak, jakby pamiętali spotkanie sprzed tygodnia. Wreszcie nadszedł moment spaceru. Anioł, chociaż zawsze wydawał nam się szalonym i dzikim zwierzem dał się ładnie zapiąć na linkę, jego nowa przyjaciółka miała z tym większy problem. Potem dziki spacer. Nie byłam w stanie utrzymać małej dzikuski. Anioł, jak na statecznego już pana szedł grzecznie, choć wyraźnie zainteresowany był koleżanką. Pan Właściciel Domu przejął bardziej ciągnącego psa, a ja szłam spokojnie z Aniołem. Sunia nie potrafiąca chodzić na smyczy, ani na lince, co chwile plątała się między drzewami i zawijała w linę Anioła. Nie były to miłe sytuacje, bo dochodziło wówczas do spięć. Nadszedł czas powrotu. Nasza towarzyszka jakby zwolniła, niepewnie szła w stronę schroniska. Od razu wiedzieliśmy, że nie chce tam wracać. Pod samym schroniskiem położyła się w wielkiej kałuży, wywołując śmiech. Wreszcie musiałam ją odprowadzić. Znów ściany z klatek i znów te smutne oczy jej towarzysza niedoli. Oba psy lizały mnie przez kraty... Muszę znaleźć dom także temu drugiemu psu, on nie może zostać tam sam... Po ciebie nasza mała dzikusko wrócimy za tydzień, wytrzymaj jeszcze trochę. Zmęczeni intensywnym spacerem weszliśmy do schroniska umówić się na następną wizytę.
- Nie rozmyśliliście się państwo? - zapytała jedna z pań.
- Nie, psy się chyba dogadają.
- Nie o to chodzi, za każdym razem jak wolontariusze biorą ją na spacer, to są niezadowoleni, dlatego w ogóle nie wychodzi. - To straszne. Pies, który tak bardzo potrzebuje biegać nie wychodzi, bo ma za dużo energii, a nikt nie daje mu możliwości spożytkowania tej energii - błędne koło...
W sobotę jedziemy do schroniska i zabieramy psa na cały dzień do nas. Jeśli Anioł pozwoli jej poczuć się jak u siebie, to umówiliśmy się z paniami ze schroniska, że już jej nie odwieziemy, a papiery adopcyjne podpiszemy przy okazji. Trzymajcie proszę kciuki!
Natala, trzymamy z całych sił!
OdpowiedzUsuńzaciskam mocno kciuki!
OdpowiedzUsuńNo przecież trzymamy... i za jej kolegę także!
OdpowiedzUsuńJesteście wspaniali ;)
No to trzymam kciuki , powodzenia . Sunia jest super. Pozdrawiam !!!
OdpowiedzUsuńUda się, co ma się nie udać. Najważniejszy jest Wasz spokój, pieski sobie ustalą.
OdpowiedzUsuńŁatwo może nie być na początku, ale, że się uda jestem pewna. W sobotę kciuki zapewniam!
OdpowiedzUsuńPodziwiam, ja jestem za słaba, żeby wejść do schroniska... ;-(
Wchodząc do schroniska staram się nie myśleć o sobie, ale też bardzo to przeżywam.
UsuńTrzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki. Pozdrawiam, wpadłam od Hany
OdpowiedzUsuńTrzymam bardzo mocno, niech się dogadają psiury! Spokoju i cierpliwości! Trzymajcie się.
OdpowiedzUsuńuda się!:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńBardzo mocno trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Sunia z Wami zamieszkała.To ja pomagałam Ci przy wyjęciu Wiosny z kojca podczas Waszej drugiej wizyty :P Nie było łatwo ale cieszę się, że było warto :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością będę śledziła Wasze dalsze losy :)
Powodzenia!
Super, dzięki w takim razie raz jeszcze za pomoc :) Alojzy też znalazł dom i podobno wita się z nowym opiekunem opierając na nim łapki i liżąc po twarzy! :)
Usuń