Zaczynamy powoli wspólną naukę psów, chociaż nie zrealizowaliśmy całego założonego na weekend planu,to i tak myślę, że było lepiej niż się spodziewaliśmy. Wiosna okazała się bardzo mądra i pojętna, chętnie wykonuje kolejne polecenia, jeśli tylko dobrze się jej wytłumaczy a co chodzi. W naszych planach weekendowych było przygotowanie ogródka warzywnego, próba nauki jazdy samochodem dwóch psów na raz i nauka chodzenia na smyczach – również dwóch psów na raz, tak żeby nie było wojny.
Ogródek był już wcześniej skopany, chciałam jednak na nowo wytyczyć grządki i dróżki, a także pokryć dróżki agrowłókniną, bo okropnie rozrastają się na nich chwasty. W sobotę wiał zimny, przeszywający wiatr, postanowiliśmy więc zrobić sobie dzień lenia i zająć się tylko psami. W niedzielę jednak udało się wytyczyć główne ścieżki w ogródku, posadziłam też trochę barwinków w sadzie i porozsadzałam wreszcie pomidory, które wciąż rosły jeden na drugim jak siewki, a przecież stały się już małymi sadzonkami i należało im się znacznie więcej miejsca. Niestety na skończenie grządek w ogródku nie było szans, znów zerwał się wiatr i było bardzo zimno, za to psy z naszych ogródkowych prac wyniosły ważną naukę – nie można wchodzić do warzywnika. Anioł niby wiedział, że nie wolno, ale nie respektował tego za bardzo. Kiedy jednak zobaczył, że Wiosna już zorientowała się, że w ogródku nie ma głasków, tylko ostre słowa, że ma wyjść, to i on położył się przy samym wejściu do ogródka i obserwował nas jednym okiem (był już zmęczony bieganiem od rana drugie więc zamknął.
Planu nauki chodzenia na smyczach nawet nie zaczęliśmy realizować – co za dużo to niezdrowo. Spacerowaliśmy z psami na razie blisko domu, więc bez uwięzi, co bardzo im się podobało, w przyszłym tygodniu jednak musimy podjąć wyzwanie, im szybciej tym lepiej, żeby potem nie było większych problemów. Tymczasem psy już bardzo się do siebie przywiązały. Czasem podgryzają się jeszcze, ale nie jest to już walka, a raczej zabawa. Wiosna kładzie się na plecach i pozwala się wąchać Aniołowi. Anioł może nie pozwala się tak dokładnie obwąchiwać, ale za to kładzie się na plecach obok Wiosny i zmuszeni jesteśmy głaskać po brzuchach oba psy na raz. Jak to powiedział Pan Właściciel Domu "Człowiek ma dwie ręce, po to żeby móc głaskać dwa psy"!
Wreszcie nadszedł czas nauki jazdy samochodem. Od kilku dni otwieraliśmy psom wszystkie drzwi od auta, tak żeby Wiosna mogła się oswoić z samochodem, a Anioł z tym, że nie jest w nim sam. Anioł kiedy tylko otworzy się drzwi od wehikułu natychmiast jest w środku. Samochód kojarzy mu się z czymś miłym – z jazdą na spacer. Wiosna nie chciała wejść i nie pomagały nasze namowy. W pewnym jednak momencie Anioł siedzący na samochodowej kanapie pochylił się nad nią, polizał ją po pyszczku, jakby chciał jej powiedzieć, że to nic strasznego, Wiosna zaufała starszemu koledze i wskoczyła. Okazało się, że samochód to fajna zabawa, bo można przeskakiwać przez siedzenia do przodu, do tyłu i jeszcze wyskakiwać wszystkimi drzwiami z powrotem na podwórko. Oswajanie się z samochodem okazało się sukcesem. Teraz na sucho musieliśmy spróbować wspólnego siedzenia w samochodzie. Tu było już znacznie gorzej. Psy siedziały z tyłu, my z przodu, a ja rękami zagradzałam przejście do przodu, a Wiosny łapy i w ogóle cała Wiosna były na mojej głowie, twarzy, ramionach. Wyszłam z tej próby zwycięsko, ale piach i ziemię miałam w oczach, uszach, ustach, włosach, wszędzie. Po chwili takiej walki Wiosna się uspokoiła i skupiła się na tym co za oknem. Następnym razem Pan Właściciel Domu zbudował konstrukcję, a ja odrobinę konstrukcję poprawiłam. Zagłówki, łącznie z przejściem między siedzeniami, mój drogi mąż przykrył plandeką do wożenia psów, tak że nie było jak się przecisnąć. Natomiast ja dodałam jeszcze kij, który postawiłam na środku – w przejściu – między podłogą, a sufitem, umówiliśmy się, że gdyby ktoś pytał po co nam ten kij, to powiemy, że to najnowsze trendy prosto z lasu – taka eko moda, nieokorowany kij w samochodzie. Psy wsiadły. Postanowiliśmy ruszyć, z myślą, że za parę metrów wrócimy i... stał się cud! Pojechaliśmy do sklepu, a nasze zwierzaki, mimo że z tyłu trochę się kręciły, to nie próbowały się przesiadać i wciskać do przodu, były bardzo grzeczne. Jazdę do sklepu powtórzyliśmy raz jeszcze i znów było fantastycznie! Mamy nadzieję, że w sobotę uda nam się pojechać na spacer w jakieś obce miejsce i zapiąć oba psy na smycze. Docelowo chcielibyśmy, aby psy chodziły na jednej lince i były zapięte do liny na rozgałęziacz do smyczy, ale do tego to jeszcze długa droga. Nie chcę zapeszać, ale na razie jest lepiej niż się spodziewaliśmy, nie może jednak być idealnie...
W sobotę wieczorem zapukała do nas Pani Miejskiego Psa:
- Kochani wydaje mi się, że wasza nowa przyjaciółka biega luzem po podwórku. - Wyszliśmy na zewnątrz i rzeczywiście, Wiosna uradowana podbiegła do nas, a biedny Anioł wciąż siedział w kojcu i wył. Zaprowadziłam uciekinierkę do psiego mieszkanka i obeszłam dokładnie kojec. Żadnego podkopu. Między belką konstrukcyjną, a ścianą jest niewielka szpara i w tym momencie wydawała mi się to jedyna możliwa droga ucieczki. Już Pan Właściciel Domu szukał gwoździ i młotka żeby zabić dziurę, kiedy nagle krzyknęłam do niego, żeby natychmiast przyszedł na podwórko, bo Wiosna chodzi po dachu. Szkoda, że nie miałam aparatu, bo byłam bardzo zdziwiona i zastanawiałam się jak to możliwe. Nad zewnętrzną częścią kojca (psy mają jeszcze pokoik w murach stodoły), nie ma właściwie daszku, ale jest belka konstrukcyjna przechodząca przez kojec, która jest mniej więcej na wysokości dwóch metrów. Nasza zwinna sunia wskoczyła prawdopodobnie na dach budy, a z niej na belkę, pewnie wcześniej zrobiła tak samo i z belki zeskoczyła na ziemię. Anioł mieszka tam już prawie cztery lata i nie wpadł na ten pomysł, nie jest też aż tak skoczny jak Wiosna. Wiosna myślała tydzień i wydumała! Oczywiście natychmiast usunęliśmy belkę i jak na razie mamy spokój. Ma tydzień, żeby wymyślić coś nowego i znów nas zaskoczyć, wolałabym jednak żeby były to miłe niespodzianki :)