środa, 18 marca 2015

Telefoniczna naprawa światła i trochę obrazków

W weekend szykuje się impreza. IV już Przywitanie Wiosny na Wonnym Wzgórzu! Pojawił się jednak pewien problem. Światło zmierzchowe przed domem zaczęło szaleć. Szalało już tak od końca ubiegłego roku (kiedy to zaczął się nasz pech), zawsze jednak, kiedy wezwać mieliśmy mechanika od prądu, to lampki ze strachu same się naprawiały. Tym razem długo już się nie naprawiały, a że mieszkamy z dala od zabudowań i od kilku latarni, które mamy we wsi, to na dworze jest ciemno jak... No wiadomo jak. W każdym razie jak tu imprezować na podwórku po ciemku. Dzielny Pan Właściciel Domu dostał od Tomka z Pasieki nr do elektryka i umówił się na wieczór, a tu telefon od pana, że nie ma czasu, że coś tam i żeby rozkręcić stację (cokolwiek by to tajemnicze słowo znaczyło, w każdym razie mi kojarzyło się tylko ze stacją kosmiczną i tak też po rozkręceniu wyglądało) i przesłać mu zdjęcie, a on powie co dalej. Z duszą na ramieniu mój bohaterski mąż zabrał się za szukanie śrubokręta. Udało się! Pierwszy sukces miał za sobą. Teraz wystarczyło rozkręcić stację kosmiczną, ale po poszukiwaniach niezbędnego sprzętu był to już mały pikuś.
Pan elektryk oddzwonił, kazał odłączyć prąd, miałam w związku z tym w naprawie światła też swój mały udział, bo oświetlałam Pana Właściciela Domu i jego złote ręce latarką. Potem już tylko Pan elektryk powiedział, że należy wyciągnąć dziesiąty z brzegu kabel, połączyć go kostką z sześćdziesiątym z brzegu, następnie jakiś tam odłączyć i wyłączyć, coś tam przeciąć, zakręcić i... włączyć światło i prąd - najlepiej w odwrotnej kolejności. Działa! Nie mogę nie wspomnieć o mojej wielkiej dumie, jaka natychmiast zakiełkowała w moim sercu, aby zamienić się po chwili w wielkie, DUMNE Drzewo!
- No to mogę już naprawiać światła zmierzchowe - skwitował z uśmiechem Pan Właściciel Domu i po chwili dodał trochę poważniej - Wreszcie coś nam się udało w tym roku! - ta druga opinia spotkała się z moim małym oburzeniem. W końcu już aż tak źle przecież nie jest. W każdym razie światło działa, a my mamy czujemy już wiosnę pełną parą, teraz tylko czas ją przywitać!


Teraz trochę z innej beczki. Ostatnio bawiłam się w przygotowywanie ilustracji do książki mojej mamy "Kocim okiem". Książka to opowieść trochę dla dzieci, ale i dla dużych dzieci. Narratorką książki jest kotka Frida (kotka moich rodziców), która uważa, że jest najpiękniejsza i najmądrzejsza, a ludzie muszą jej usługiwać. Kotka opisuje swoje relacje z ludźmi i innymi zwierzętami, a co ciekawe są to głównie prawdziwe historie, które wydarzyły się zwierzętom moich rodziców. Mam nadzieję, że niedługo książka będzie wydana. Ilustracje są czarno-białe ze względu na koszty druku, które są znacznie mniejsze, jeśli nie ma koloru.



Frida się rodzi i po paru dniach zauważa, że może widzieć:


Frida szuka domu:


Odchodzi Pablita, mała koteczka, która po kocim katarze była ślepa na jedno oko, miała słaby słuch i węch:


Frida chce zobaczyć co to jest las i ukradkiem pakuje się do samochodu:


Frida dogaduje się z Toffi - kotką bez łapy, która mimo kalectwa była bardzo agresywna i ciągle biła Fridę:


Opiekunowie Fridy grają w scrabble i opiekunka oszukuje, Frida pyta Berty - psa, czym jest oszustwo?:


Fridę pogonił obcy pies:


Berta odeszła, pojawił się nowy pies - Jogurt, który był ciągle oddawany przez kolejnych ludzi. Był bardzo zagubiony:


Pojawia się nowa kotka Mięta:


Ludzie ustawili kotom choinkę do zabawy, a pod nią Frida znajduje dziwną paczkę, którą rozrywa pazurem, a w środku zabawka:


Specjalnie dla kotów ludzie stawiają koci telewizor - akwarium. Nie wiadomo dlaczego postawili kotom akwarium a zasłonili górę szybą i koty nie mogą łowić rybek:


Historia nowego kota - Wodnika:


Opiekunowie Fridy znaleźli srokę, zajmowali się nią i niepozwalali kotom do niej wchodzić, a te biedne patrzyły przez szybę:


Jogurt zobaczył z pomostu płynącą żaglówkę, na której był pies i skoczył za nim do wody. Pies nie zwracał na niego uwagi, ale Jogurt niestety nie lubi wody i jest jednym z nielicznych psów (jak nie jedynym?), który nie umie pływać:


Koty i pies rozmawiają o swoich imionach i o tym skąd się wzięły? Każde ze zwierząt stwierdza, że ich imię jest bez sensu, Frida za to uważa, że jej imię pasuje do niej doskonale:


Fridzie śni się sen, trafia do kociego nieba, po którym oprowadza ją Berta przedstawiając jej zwierzęta, które mieszkały w domu Fridy przed nią. Frida spotyka też swoich przyjaciół, którzy odeszli:

9 komentarzy:

  1. Zaczęłam się z lekka bać o tę naprawę stacji przez telefon, że niby iskrami sypnęło, i wywaliło prąd w całej wsi:-) ale skoro dobrze się skończyło, to super, impreza będzie przy świetle; też będziemy witać wiosnę, ale na rajdzie wiosennym, może Marzankę utopimy w jakimś potoku; pójdziemy z Przemyśla do naszej chatki, bigos jeszcze muszę uwarzyć; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że światło już jest . Powodzenia z wydaniem książki i miłej imprezy. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też oczekiwałam innej puenty, która szczęśliwie nie nastąpiła! A więc światłości i przyjemności w świętowaniu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Zdolniachy z Mamą jesteście. O Panu Właścicielu Domu nie wspomnę ;) Dobrze, że udała się naprawa. Udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń