czwartek, 24 października 2013

Wróciłam do pracy. Na razie tylko na chwilę, żeby przygotować oprawę plastyczną do dwóch wystaw, ale na początku listopada wracam już na stałe. Wczoraj byłam u lekarza i okazało się, że noga jest już cała. Zdjęłam wreszcie ortopedyczny bucik, który noszę zamiast gipsu, ale niestety noga puchnie i boli dużo mocniej. Musi się przyzwyczaić, że na niej staję, tym bardziej, że ostatnie kilka dni stałam na niej nawet po osiem godzin przy planszach, które malowałam na wystawy. Teraz siedzę sobie w pracy i czekam na wernisaż VIII Olsztyńskiego Biennale Sztuki (w którym nie brałam niestety udziału) i Mieczysława Romańczuka i rozmyślam o różnych sprawach. Cały czas przed oczami mam pełno przejechanych psów i kotów, które widzimy po drodze. Jak trzeba jeździć, żeby przejechać zwierzę? Po wsiach biega pełno psów, z którymi nikt nie chodzi na spacery. Może dobrze, że mają chociaż miskę, do której ktoś wkłada im jakieś resztki? Od kilku jednak dni zaobserwowaliśmy po drodze do pracy błąkającego się, przestraszonego psa. Raz widzieliśmy go w jednej wsi, raz już pod następną. Pytaliśmy się ludzi po drodze, zaczepiliśmy pracującego w ogrodzie właściciela nowego domu, innego dnia pukaliśmy do kilku domów... Nikt nic nie wiedział i nikt nie był zainteresowany losem zwierzaka. Wczoraj zatrzymaliśmy się pod sklepem w Gadach i od panów dowiedzieliśmy się, że psa tego dostał jeden pan i ten pies mu uciekł, ale że to czyjś. Uspokoiła nas ta informacja, ale nie na długo. Dzisiaj rano pies siedział pod płotem i jadł suchą bułkę. Serce nam pękało, ale nie mieliśmy przy sobie nic, co moglibyśmy mu dać. Mój kochany mąż jednak nie wytrzymał i kilka godzin później zadzwonił do mnie z informacją, że wrócił do Gadów i zajechał do gospodarstwa, gdzie mieszkają być może opiekunowie psiaka. Pani, która otworzyła Sebastianowi drzwi nie znała jednak sprawy, ale mówiła, że owszem rozmawiali o wzięciu psa. Podała numer do męża. Zadzwoniłam i okazało się, że pan wie o jakiego psiaka chodzi, ale pies się boi i nie chce na razie do gospodarstwa przyjść. Jest jednak dokarmiany. Mam nadzieję, że nie bułką... Będziemy trzymać rękę na pulsie i obserwować psa. Na razie postanowiliśmy też trochę go dokarmić we własnym zakresie i sprawdzać czy pan, który chce pieska przygarnąć robi postępy w jego oswajaniu, czy jest cierpliwy i spokojny, trzymajcie kciuki żeby tak właśnie było! Na razie tak krótko, bo ostatnio jestem dość zajęta, ale za jakiś czas wszystko wróci do normy. Pozdrawiam ciepło i proszę patrzcie na drogi!

9 komentarzy:

  1. Masa zwierzaków się wałęsa u Was pies a u mnie wyrzucony młody kot z tym, że pomóc sobie nie pozwoli bo ucieka w strasznej panice tylko na widok człowieka....Nie wiem ale nic dobrego go nie czeka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że wróciłaś już do pracy , chyba jeszcze trzeba czasu aby z nogą było ok. Macie dobre serducha że los zwierząt nie jest dla Was obojętny , kto kocha zwierzęta to kocha również ludzi. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że już lepiej z Twoją nóżką, teraz tylko nie przedobrzyć z ruchem.
    Z psami bez domu na wsiach to istny horror. Na dodatek masa z "niby domem".
    Kiedy się to zmieni na lepsze?
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze żeby psina dom miała, trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bida, może się odważy zaufać człowiekowi...

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie, że Twoja noga wraca do sprawności, tylko teraz jej nie przeciążaj, oszczędzaj na później ;) Wy to jednak macie WIELKIE serducha! Ale mam nadzieję, że nie będziecie musieli interweniować w tym przypadku.
    Ściskam czule ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że wracasz do zdrowia. Widzę, że masz ciekawą pracę, fajnie jest robić to co się lubi :) - bo chyba to lubisz? Co do psów i w ogóle zwierzaków łażących bez nadzoru ja kiedyś wylądowałam w rowie i uszkodziłam auto, bo nie chciałam przejechać psa. Pies uciekł a mi zostało auto do naprawy no i oczywiście wszyscy miejscowi się śmiali, że głupia miastowa baba wolała auto rozbić niż psa potrącić, jakby mało ich było. No ale głupia baba wolała, tak samo jak wolała wydać "majątek" i wysterylizować swoje suki niż potem szczenięta topić lub na drodze wyrzucać. Po prostu głupia baba ;). Mam nadzieję, że piesek znajdzie nowy, dobry dom. Dobrze, że trzymacie rękę na pulsie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzisiaj Pan Właściciel Domu jadąc do pracy znów wypatrzył psa i "gonił go" samochodem przez wieś z kiełbasą, którą specjalnie kupił, żeby mieć w samochodzie i dogonił go pod domem pana, który stara się go oswoić. Pan właśnie szedł z torbą z jedzeniem i z linką. Powiedział, że dostał telefon, że pies jest we wsi i szedł go nakarmić i spróbować złapać, żeby zabrać do domu. Psiak lubi się szlajać i jest nieufny, ale myślę, że za jakiś czas tej karmiącej ręce zaufa, a nam kamień z serca.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki, Natalio, za wieści o psiaku, brzmią optymistycznie; chociaż są takie osobniki, które strasznie lubią uciekać i łazić na wolności, a wracać tylko na jedzenie; mamy takiego kudłacza na ulicy, on wiecznie w drodze; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń