piątek, 16 listopada 2012

smutny listopad


Witam wszystkich po kolejnej przerwie, która wynika z wielu nawarstwiających się wokół nas spraw. Niestety, jak nie kijem to pałką… Mimo wielu problemów dnia powszedniego, które ostatnio bardzo zaprzątają nam głowy postanowiłam napisać i postanowiłam napisać, nie o chorobach, smutnym listopadzie, popsutym komputerze (to też powód mojej nieobecności) i wszystkim złym co otacza nas i naszą rodzinę, ale o czymś pozytywnym.

Minął rok odkąd Anioł jest z nami. Ten psiak, to radosna iskierka i prowodyr codziennych, dobrze sprzyjających zdrowiu długich spacerów. Ciężko spotkać aż tak żywego psa, psa, który po wyjściu na dwór robi najpierw kilka rundek wokół domu, a dopiero potem jest w stanie się przywitać. Anioł, jak wielokrotnie pisałam mieszka w kojcu. Niestety nie możemy wziąć go do domu ze względu na jego mało anielski charakterek i stosunek do innych zwierząt. W zamian za to ma pierwszeństwo do wyjazdów, podczas których śpi z nami w pokoju i wchodzi do łóżka. Odkąd wzięliśmy Anioła zamierzaliśmy zrobić mu porządny, duży kojec. Wciąż jednak nie było takich możliwości i mieszkał w niewielkim kojcu z siatki leśnej. Po rozbiórce dachu na nieszczęsnej stodole, która nieszczęsna będzie na pewno co najmniej do wiosny, również Anioł został bez dachu, nad psią głową i jedyną jego osłoną był dach cudownej, dużej i ciepłej budy, którą specjalnie dla niego zbudował mój tata. Aniołowe urodziny stały się więc przyczynkiem do poprawienia psich warunków i podarowania mu lepszego, nowego m1. Powiększyliśmy więc kojec i zbudowaliśmy go z porządnej mocnej i bezpiecznej dla psa siatki, Pan Właściciel Domu położył też Aniołowi drewnianą podłogę, dzięki czemu nie ma w kojcu błota. Najważniejszy jest jednak pokój. Stary chlewik stodoły zabezpieczyliśmy folią, tak aby do środka nie dostawała się woda i gotowy pokoik czekał na sianko. Tutaj pomocny stał się Pan Edek – sąsiad, którego poprosiłam o przywiezienie kilku kostek siana. Dobrze mieć takiego sąsiada. Pan Edek załadował kupę siana (cały wielki ciągnik!), przywiózł, rozładował i pomógł zabezpieczyć, w zamian za siano, chciał tylko ewentualnie wypić kawę (koniecznie w szklance, bo w kubku nie lubi).  W weekend wyścieliliśmy Aniołowi całą podłogę w pokoiku siankiem, a z reszty kostek zbudowaliśmy ściany. Pierwszy raz widziałam, żeby pies tak się cieszył, że ma sianko. Od razu wskoczył w pachnące baloty, zaczął się tarzać, rozwalać je łapami, potem rozpędzał się i rzucał się w sianko na plecy. W nowym pokoiku stanęły też jego miski, dzięki czemu, mam nadzieję, nie będzie mu zimą zamarzać woda w misce.
Oprócz domku, aby troszkę ujarzmić anielski charakter zapisaliśmy Anioła na szkolenie. Oczywiście jest to szkolenie pozytywne, bez kolczatek, obroży zaciskowych, bicia i takich tam. W zamian za to Anioł dostaje nagrody, a nagrody są za wszystkie zachowania, które nie są złymi zachowaniami. Po trzech zajęciach Anioł zaczął robić postępy, ale przede wszystkim my nauczyliśmy się jak z nim rozmawiać, co robić, żeby nas rozumiał i jak rozumieć jego.
Na szkolenia jeździmy w soboty do Olsztyna, Anioł bardzo cieszy się na te wyjazdy, bo lubi być szkolony i lubi jeździć samochodem. Czasem oprócz szkolenia, przy okazji pobytu w Olsztynie załatwiamy jeszcze jakieś drobne sprawy, typu zakupy. Tak też zdarzyło się ostatnio. Oprócz szkolenia mieliśmy zrobić zakupy i zajechać do weterynarza, po lekarstwa dla Wiedźmy (już nic jej nie jest i to nie było nic poważnego). Nie spodziewaliśmy się jednak, że oprócz dresów i kaloszy, które akurat nie są dla nas problemem, będziemy mieć umazane od góry do doły, dresy, kurtki i kalosze. Do weterynarza jednak pojechać trzeba było. Anioł został w samochodzie, a my weszliśmy do poczekalni. Pełno czystych ludzi ze zwierzętami, wszystkie oczy odwrócone w naszą stronę, wokół same „dyskretne spojrzenia” i uśmiechy pod nosem. W sumie się nie dziwie, wyglądaliśmy jak kloszardzi. „My się tylko przyszliśmy ogrzać” – powiedział głośno Pan Właściciel Domu, ucinając domysły społeczeństwa. Społeczeństwo zrozumiało, popatrzyło na nas z politowaniem i wróciło do swoich spraw, dając nam spokój. Nadeszła jednak nasza kolej wejścia do gabinetu, gdzie oprócz naszej ulubionej Pani Weterynarz było jeszcze około dziesięciu studentów. Poczułam na sobie zdziwione spojrzenia bardzo młodych oczu i pełen życzliwości wzrok pary nieco starszych. Po wyjawieniu sekretu naszego wyglądu Pani Weterynarz dostała ataku śmiechu, po krótkiej jednak chwili opanowania zaczęła wypytywać o naszego chorego kotka. Znalazła w komputerze pod naszym nazwiskiem zwierzątka i zaczęło się:
- Czy to Atos ?– (Miejski Pies) – Anioł? Szczęściarz? To jak ma kotek na imię?
- Wiedźma – znów śmiech. – No dobrze założymy jej kartę. Poproszę o umaszczenie kotka.
- Czarne – śmiech.
- Pewnie dlatego Wiedźma?
- Nie, ze względu na charakter.

O wizycie w sklepie nie będę już wspominać, powiem tylko, że spotkałam kolegę ze studiów i zastanawiam się co sobie pomyślał widząc mnie w obłoconych dresach, kurtce z poodbijanymi psimi łapami i brudnych kaloszach, ale jakoś mnie to nie martwi.

Po tym jak Pan J. powiedział takie przykre słowa o nas w całej wsi, miło, oprócz Pana Edka zaskoczyli nas inni sąsiedzi, którzy przyjechali nam zaorać ogródek i z którymi koniecznie musimy się spotkać na małe co nieco. Wyszła też mała niezręczność, ponieważ po przyjeździe owych sąsiadów, przyjechali następni, którzy mają pole niedaleko nas i też chcieli zaorać. Jednak można też wierzyć w słowność ludzi! Jeśli na jednego Pana J. przypada Pan Edek, sąsiad Tomek z bratem i Sąsiedzi od Pola, to mimo Pana J., pozwala to wierzyć w ludzi.

Mam nadzieję, że moja wiara w ludzi nie upadnie i że wszystko co złe się teraz dzieje tylko wzmocni, nas, naszych bliskich i bliskich naszych bliskich, których dotknęły bardzo złe rzeczy w ten smutny listopad.
Postaram się w miarę możliwości mojego dziesięcioletniego laptopa i nastroju ponadrabiać zaległości blogowe. Pozdrawiam Was ciepło. 

16 komentarzy:

  1. Nasza Tiga też ostatnio na antybiotykach. Zapalenie gardła i krtani od przesiadywania w otwarty oknie. Na szczęście już zdrowa ;)Fajne przygody macie, a anielski nowy domek fiu fiu, nie jeden czworonóg by pozazdrościł.
    Pozdrowienia dla całej ferajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tam wygląd- byle zwierzaczki nie chorowały- czego i Wam życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. witam cię:)
    od jakiegos czasu podczytuję twojego bloga a dziś postanowiłam napisać. sama mieszkam na mazurach, niedaleko iławy. od grudnia ubiegłego roku. tak więc wprawdzie dość daleko, ale co tam! podoba mi się u ciebie. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi rodzice mieszkają w Siemianach, pod Iławą. Często tam jeździmy i zawsze spędzamy z nimi święta. Gdzie dokładnie mieszkasz?
      Cieszę się, że Ci się u mnie podoba, pozdrawiam ciepło!

      Usuń
    2. po przeciwnej stronie. raczej w kierunku na brodnicę:)

      Usuń
    3. po przeciwnej stronie. raczej w kierunku na brodnicę:)

      Usuń
  4. Natalio, wymiękłam czytając komentarz Pana Właściciela Domu „My się tylko przyszliśmy ogrzać” ... po prostu rewelacja ;-))
    A poważnie, to fantastyczna decyzja, że jeździcie z Aniołem na szkolenia. Z moją straszą sunią miałam problem agresji lękowej, jeździłam z nią na szkolenia dwa razy w tygodniu, bardzo ją to wyciszyło, a ja wiele się nauczyłam... psy w typie owczarka potrzebują zadań, pracy, inaczej świrują... To przyjemność widzieć, z jaką pasją wypełniają wydane im polecenia ;)
    Muszę Cię jednak rozczarować: jeśli chodzi o prymat w nadpobudliwości, to nasza Kri bije Anioła na łeb ;-) Nieważne, czy wychodzę na pół dnia, czy na moment - jej żywiołowe powitanie trwa minimum 3 minuty i jest żywiołowe, aż zbija z nóg ;-) I robi potrójne piruety ;-)) Myślę, że dogadaliby się z Aniołem znakomicie ;-)
    Natalio. Zmartwienia miną. Smutek także. Trzymajcie się, macie fantastycznych sąsiadów, cudowne zwierzęta i najpiękniejsze Wonne Wzgórze... no i siebie ;-) Pogody ducha i spokoju Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że wróciłaś. Lubię czytać Twoje posty :) Nawet jeśli zdarzają się wśród ludzi słabe ogniwa, trzeba w nich wierzyć. Zły czas minie, ślę serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Martwiłam się, dobrze, że jesteś.
    Czekam na pogodny grudzień.

    My, Leśne Ludki nr 2 (bo na kompletnym wygonie, po nr 1, czyli sąsiadach w promieniu ok. 500 m) mamy przyjaznych ludzi z obu wsi (bo my są między nimi), życzliwych i uczynnych.

    Nocne pozdrowienia.

    PS. Nie miałam netu, nadrabiam zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  7. mnie też powalił komentarz Pana Właściciela Domu w przychodni u weta :)))
    Dobrze wiedzieć, że na jednego niefajnego człowieka (pan J.) przypada (jednak!:) ) kilku przyzwoitych :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uszy do góry!!!
    A jak dach?

    OdpowiedzUsuń
  9. Uśmiałam się serdecznie, wcale nie smutny listopad; serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  10. Poczytałam przypadkiem wasze wcześniejsze smutki z fachowcami i - po dwóch latach użerania się z takimiż na mazowieckiej wsi jedno wam powiem : żadnego szacunku,pogwarek,obiadu, żarcia, kawy i piwka. Szanuję tylko tego kto ich za mordę trzyma. Jak do takiej oracy idą że z włąsnym chlebem i kawą bo przez 10 godzin nic nie dostaną - to szanują, a jak traktujesz jak ludzi to ci na głowę wejdą. Aha, liczy się tylko KASA. Nie licz, że z powodu normalnego zachowania ( patrz wyżej),zrobią lepiej. SKĄD! tylko co 2gi dzień 1/2 kg kawy będziesz kupować i 1kg cukru.Krótko za dziób albo na dziób precz.I nigdy na dniówkę! I żadnych zaliczek. Współczuję ale życzę pwoodzenia. Aha - oni tylko kilka liter znają - takich h.k.p. sami zgadnijcie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Natalio wpadnij do mnie po tytuł Liebster Blog :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Natalio i do mnie też. Też Liebster. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń