Od początku, kiedy tylko wprowadziliśmy się do naszej
Studzianki, na nasze Wonne Wzgórze, uwierzyliśmy, że jest to sielska kraina
mlekiem i miodem płynąca. Nie
spodziewaliśmy się jeszcze wtedy, że rzeczywiście kraina ta miodem płynie i to
dosłownie, a przecież miód i to nie tylko ten pitny jest świetnym lekarstwem na
słotne dni, które od jakiegoś czasu codziennie dają nam się we znaki.
Słotne dni nie oznaczają jednak smutnych dni, postanowiliśmy
się więc trochę pouśmiechać w doborowym towarzystwie naszych sąsiadów. Na Wonne
Wzgórze przybyli więc znani już z wcześniejszych postów Kasia i Piotr z Leśnej
Doliny (zapraszam na ich bloga), Iza i Adam z Liliowego Domku (jak to kiedyś w
pierwszym mailu do mnie, Adam nazwał swoje domostwo), oraz nasi nowi – starzy
sąsiedzi Marta i Tomek z… Pasieki!
Martę poznałam na moich motylowych zajęciach we Frączkach,
przyjechała na przedostatnie zajęcia wraz ze swoimi szkrabami Julią i Filipem i
okazało się, że jest ze Studzianki i mieszka w niej dłużej niż my (mieszkamy tu
dopiero trochę ponad rok, więc mieszkać dłużej niż my, to nie trudne
dokonanie), w siedlisku, które położone jest bliżej Frączek, niż Studzianki.
Okazało się, że nasi nowi – starzy sąsiedzi prowadzą pasiekę i produkują (a właściwie
ich pszczoły produkują) pyszny miodek. Wiem, że pyszny, bo spróbowałam. Marta i
Tomek przywieźli nam słoik dziwnego miodu i Pokrzepkę na Miodzie. Mówiąc
dziwny miód, na myśli mam jego kolor i konsystencję. Chociaż może dla Was nie
będzie to nic dziwnego, to ja specjalistką od miodu nie jestem i taki miód
widziałam po raz pierwszy, a ma on kolor
masła i rozsmarowuje się jak miękkie masło, co jest dla mnie dziwne. Miód ten
nie cukrzy się i nigdy nie zmienia konsystencji, a to za sprawą, jak to
wytłumaczyli nam specjaliści, zmiksowania, zmiażdżenia kryształków cukru. W
każdym razie jest pyszny, więc bardzo dziękujemy. Humor poprawiła nam również
Pokrzepka na Miodzie i to nie tylko dzięki swojej słusznej mocy, ale również
dzięki zabawnej etykiecie.
Mam nadzieję, że wszyscy goście bawili się w naszym
towarzystwie równie dobrze jak my w ich i że moje jesienne – grzybowe i nie
tylko menu smakowało ;-)
Słotnie jednak wciąż jest, więc żeby nie zrobiło się
smutnie, a raczej słodko, to życie trzeba sobie osłodzić i ogrzać, a oprócz
ognia w kominku ogrzewają nas również ogniste kolory, które ni jak nie mają się
do szarości za oknem.
Upiekłam więc jesienne ciasto z jabłkami (których jest w
tym roku zatrzęsienie i nie mamy już co z nimi robić), rudym cynamonem i żółciutkim
miodem właśnie, na jutro przygotowuję pieczoną szynkę w miodzie, a dzisiaj
ugotowałam między innymi pomarańczową zupę dyniową z naleśnikowymi zacierkami.
Dynie w tym roku słabo obrodziły, w przeciwieństwie do cukinii i kabaczków, ale
z niewielkiej dyni da się już ugotować wielki gar, energetycznej w smaku i
kolorze zupy na dwa dni. Już gotując taką zupę robi się przyjemniej, kiedy
patrzy się na cudowny kolor rozkrojonej dyni i wdycha aromat mieszanki przypraw
i warzyw, a potem, kiedy wlewa się w siebie, ciepły, aromatyczny, pyszny płyn. Jak
byłam mała, moja mama zawsze gotowała zupę mleczną z dynią, którą jadło się z
cukrem, coś na kształt lanych klusków, z dodatkiem dyni właśnie. Podobnie
gotuję dzisiaj swoją zupę dyniową, jednak już bez cukru i mleka, a po prostu na
dobrym rosole, z dodatkiem gałki muszkatołowej, pieprzu ziołowego, ostrej
papryki i kurkumy. Dynię przesmażam na maśle, a na wrzącą zupę leję kluseczki z
jajka, mąki i kropli mleka, wychodzą bardzo drobne i mięciutkie. Zachęcam do ugotowanie takowej zupki, szczególnie
na chłodne, deszczowe dni, w które tak jak dzisiaj żal nawet psa wypuścić na
podwórko.
Zwierzęta też odczuwają złą pogodę. Anioł wciąż siedzi w budzie, a
spacery ma przymusowo krótsze, bo ciągle leje deszcz. Jest też cały w błocie,
bo jak już jest na spacerze, to nie przeszkadzają mu kałuże, w których na
przykład może się położyć. Obklejona błotkiem sierść też mu nie przeszkadza,
jest szczęśliwy. Miejski Pies po każdym obowiązkowym spacerze idzie do wanny (
jest „niskopodoziowcem” i całe białe podwozie ma po spacerach czarne), a
Szczęściarz wyszedł tylko rano i wieczorem, w ciągu dnia, kiedy chciałam go
wypuścić to zaparł się łapami i powiedział, że na spacer nie idzie, za to całe
dnie wygrzewa stare kości przy kominku, jakby chciał się wyrzucić z kości całe
zimno z poprzednich lat. Spodziewałam się, że z takim futrem będzie mu gorąco,
jak będzie mieszkał w domu, a całe życie mieszkał prawdopodobnie na łańcuchu. Nic
z tych rzeczy, prawie włazi do kominka. Wiedźma
wychodzi często, ale na krótko. Po zaledwie piętnastu minutach puka, a raczej
wali łapką w szybę, a potem wyciera mokre futerko w pościel.
To tak z serii jesiennych postów. O stodole na razie nie
chce mi się pisać.
Pozdrawiam pomarańczowo!
U Ciebie Natalio miodowo - dyniowo oraz sielsko nie ma to jak spotkanie w doborowym towarzystwie :)
OdpowiedzUsuńCzytam że o stodole pisać nie chcesz i odnoszę wrażenie że optymistycznie z tym tematem nie jest .
Serdeczności Ilona
Pokrzepka na długie jesienne wieczory jak znalazł.
OdpowiedzUsuńDynia u mnie obrodziła, jak i dyniowate cukinie.
Zupa z dyni jest rzeczywiście pyszna i energetyczna, choć niskokaloryczna ponoć.
Dziś przebija się słoneczko, alleluja, przestało padać.
Pozdrowienia
Pisząc o naszych małych dyniach, miałam przed oczami Twój dyniowy skalniak. Cudo!
UsuńMiodu na Warmii dostatek ,my mieszkamy w najbardziej ,,pszczelej" gminie w województwie Warmińsko-Mazurskim prawie 800 rodzin pszczelich, więc za płotem zamiast ludzi mamy po sąsiedzku pasiekę(ponad 200 uli :) Miodzik miksowany znamy, pszczelarze wymyślili ,,patent'' dla tych co narzekali na twardy scukrzony miód. Ale Pokrzepki nie znamy (sąsiad nie robi :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Was:)
W takim razie spróbujcie zrobić pokrzepkę sami, przepis macie na etykiecie ;-)
UsuńBardzo z Michałkiem kochamy kulinaria i kuchnie regionalne, muszę mu koniecznie powiedzieć o Pokrzepce:)
OdpowiedzUsuńZnam trochę przepisów z tradycyjnej kuchni warmińskiej, ale większość to nie za dobre potrawy, tak biedne, że aż strach, że tak ludzie jedli...
UsuńCzytałam ostatnio "W ziemiańskim dworze" o przednówku, o tym co ludzie jedli i jak żyli nie do końca miałam świadomość.
UsuńPokrzepka :-)))
OdpowiedzUsuńŚwietna nazwa ...
Ciepło rozlewa się po żołądku i po sercu ... mmmmm ....
OdpowiedzUsuńSpotkania z ludźmi są bezcenne!
Wybieram się do Was juz pół roku i dojechać nie mogę...Ale w końcu muszę się zebrać i poznać sąsiadów:)
OdpowiedzUsuńwciąż serdecznie zapraszamy, proszę podać mi nr telefonu np. na maila, to zadzwonię i umówimy się konkretnie. essiii@wp.pl Albo po prostu wpaść, prawie zawsze jestem w domu i ciężko mnie nie zastać.
UsuńMiałam nieodpartą chęć dzisiaj w tak piękna pogodę Was odwiedzić,ale niestety mąż za późno z pracy wrócił,a mamy tylko jeden samochód i jestem na niego skazana. Chyba,ze skontaktuję się z bratem Tomkiem i z nim zabiorę się do Studzianki:)
UsuńA u nas piękna jesień, słoneczna, złocisto-kolorowa, ciepła... Ale każda pogoda jest dobra na spotkania z przyjaciółmi ;) a już jesień ze swoimi wcześniejszymi wieczorami jest do tego wymarzona ;-))
OdpowiedzUsuńTaki maślany miód mam i ja, ale o Pokrzepce nie słyszałam! Masz rację, nie ma to jak energetyczna zupa z dyni ;) Same pokrzepiajace rarytasy ;-))
Ściskam :)
pokrzepka - podoba mi się ta nazwa! sympatycznie macie te jesienne dni i spotkania z sąsiadami:)u nas też dynie słabo obrodziły (raptem jedna!), cukinii było sporo. Właśnie zbieram przepisy na dyniowe dania - dziękuję,że zamieściłaś!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Ale u Ciebie przytulnie, mimo że jesiennie i słotnie, to ciepło i bezpiecznie. Pozdrawiam całą waszą ferajnę serdecznie. Fajnie, że jesteście :)
OdpowiedzUsuńEch, miód...Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńA miodek pitny- juz sobie ostrzę zęby, kiedy tylko młodą odstawie to sobie zrobię miodowe zalewanie robaka :)
A przepis na pokrzepkę- przedni!
pozdrawiam!
Smakowało nam wszystko bez wyjątku:)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że troszkę tego przedniego trunku zostało:)
Buziole:)
ps. kto to jest Studzianka?
OdpowiedzUsuńHehe można powiedzieć,ze jestem byłą sąsiadką:) Ale kiedyś wpisałam nick Studzianka i już mi tego nie chcą zmienić próbowałam na prawdę:) Pozdrawiam Dorota:)
Usuńależ bym taki miodek przyjęła do wewnątrz!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dorotę...Kasia:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, również pozdrawiam:)
UsuńA co tam u Was slychac ? Cos dluuugo milczysz ....Zadnych wiesci z " Wonnego wzgorza ":( Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń