wtorek, 25 września 2012

bezsilność!

Mam dosyć!
Jestem zła!
Jestem wściekła!

Po tym jak Pan Janek nie przyjechał do nas bo miał gości, Marek Majster został tylko z jednym pomocnikiem, chłopakiem z naszej wsi (aż mnie korci, żeby go wymienić z imienia i nazwiska).
K. mówi do mnie ostatnio:
- Ja to nie tak jak Pan Janek. Ja jak już przyszłem do pracy to do końca i na pewno nie zrezygnuję. - i po chwili - może możesz mi wypłacić całą kwotę już do końca, bo potrzebuję kasy?
- Nie, bo nie mam. Resztę damy Wam po skończonej pracy.- kiwnięcie głową, chociaż mina dość naburmuszona. Kto to widział, żeby wypłacać pieniądze za robotę która jest jeszcze nawet nie w połowie.

K. poznaliśmy przez naszych sąsiadów, u których wcześniej trochę pomagał i był u nich prawie jak domownik. Pomogliśmy więc chłopakowi i poprosiliśmy tatę, czy nie wziąłby go na wakacje do pracy. Spędził lato nad jeziorem w pięknym miejscu, poznał dziewczynę, miał wikt i opierunek, a zarobione pieniążki miał tylko dla siebie i na nic nie musiał wydawać. Tata przymykał oko na to, że przez całe wakacje nie nauczył się płynnie posługiwać kasą fiskalną, że jąkał się jak rozmawiał z klientami, szalał jego samochodem, a kiedy jeździł po towar znikał nie raz na wiele godzin. Przymykał oko, bo biedny prosty chłopak, bo córka mówiła, że od niej ze wsi i prosiła o pomoc dla niego, bo porządny.

Nie przyszedł dzisiaj do pracy i poinformował Marka, że już się nie pojawi. Marek został sam na polu boju, a sam dachu nie postawi...
Na domiar złego, chyba żeby mnie jeszcze mocniej zeźlić...:

- Marek za dwadzieścia minut obiad - było chwilę po czternastej.
- To dobrze, bo i tak mi się zaprawa skończyła, więc nie będę miał już co dzisiaj robić. - Nie można było powiedzieć, że się kończy? Przecież byśmy pojechali i kupili, a jak już się skończyła, to on dopiero mówi i godziny zmarnowane, bo Pan Właściciel Domu w pracy i nie może teraz przywieźć.

Trudno. Marek popalił trochę starego siana i śmieci żeby coś robić, a i z tym było troszkę przejść, bo mówiłam, że jak będzie palił w wybranym przez siebie miejscu (czyli w tym, gdzie wszystko leżało, żeby nie przenosić tego bałaganu), to będzie się na psa dymić i będzie musiał gasić. Poszłam z Aniołem na spacer, a jak wróciłam to właśnie gasił, bo wszystko szło na mieszkanko Anioła.

Dzisiaj o szóstej rano pojechaliśmy po cement.
- Marek ile będziesz potrzebował jeszcze cementu?
- Jeszcze cały transport, więc będzie trzeba przyczepką przywieźć, a na razie weźcie ze dwa worki.
Pojechaliśmy,  kupiliśmy i... Okazało się, że dwa worki na dzisiaj, a dwa na jutro.
- Marek czemu nie powiedziałeś nam, że będziesz potrzebował czterech worków do końca tygodnia, a transport dopiero na przyszły tydzień?
- Natalia, ty nie miej do mnie pretensji!
- Pretensji nie mam, po prostu prosiłam wiele razy i proszę jeszcze raz o konkrety.

Naprawdę nie umiem z tym człowiekiem rozmawiać.
Na szczęście wpadł do nas Adam, od lasu obok nas, razem ze swoją przesympatyczną dziewczyną Emilką i powiedział, że akurat jedzie do Jezioran, więc nam cement przywiezie.

W tym czasie żurawie przestały krzyczeć, na niebie pojawiły się liczne klucze dzikich kaczek. Również dźwięki godów dochodzące z lasu ucichły, zakończone głośnym aktem miłości. Powietrze nie jest już tak przejrzyste, jabłka na dzikich jabłoniach wokół Wonnego Wzgórza zaczynają opadać i gnić w trawie, a zieleń powoli żółknie. Jesień przyszła i zmienia krajobraz z dnia na dzień jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Remont trwa, a w mojej głowie rodzi się kilka pomysłów na siebie, na życie, na przyszłość, na Nasz Dom, ale o tym później.

15 komentarzy:

  1. Fatalnie Masz z tymi robotnikami może następny Twój post będzie optymistyczny zwłaszcza jestem ciekawa tych Twoich pomysłów przyszłościowych mam nadzieję że wypalą :))
    Pozdrawiam Ciebie i Wonne Wzgórze:) Ilona

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję, znam to z autopsji. Mnie też ręce opadały, kiedy musiałam zamieszkać z dzieckiem w remontowanym domu, zima za pasem, a tu wszystko rozgrzebane, a Panowie Budowlańcy znikali na innej budowie albo chrzanili robotę...
    Rzadko się teraz spotyka fachowców z prawdziwego zdarzenia, etos pracy to też przebrzmiałe hasło... Życzę Wam z całego serca zakończenia remontu dachu przed zimą, choćby na tyle, żeby go przykryć folią i jakoś prowizorycznie zabezpieczyć. A może jednak uda się znaleźć kogoś sensownego do pomocy? Oby...
    Uściski ślę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znasz stare przysłowie: " Dobry fachowiec to martwy fachowiec...":-))) Bo fachowcy i " miszczowie" wszelkiej maści mogą człowieka doprowadzić do obłędu. Urzędnicy zresztą też...
    Nie dajcie się! Wspieramy Was!
    Asia i Wojtek

    OdpowiedzUsuń
  4. no tak a deszczy tylko patrzeć...współczuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja, to sobie nawet nie chcę przypominać naszego remontu, a najgorsze est to, że calutki trzeba powtórzyć

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyta się jak dobrą książkę...a to życie właśnie :) Wytrwałości życzym ...remontujemy się od 10 lat i niejednego fachowca juz strawiliśmy.
    Pozdrawiamy z Rancza Zalas...

    OdpowiedzUsuń
  7. wytrwałości i cierpliwości życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak to niestety remonty wyglądają,
    aż mi się nie chce za nie brać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Matko...Wytrwałości życzę!
    U nas fachowcy...(koledzy z firmy, w której pracuję) odwalili taką kaszankę, że o mało nam zimą komina nie wysadziło- wraz z zawaleniem komina poszedłby w gruz cały dom ...i my przy okazji. Teraz Kamax rzeźbi, ale i tak do spięcia instalacji potrzebujemy znów moich "idoli", bo nie mamy zaciskarki do alu-pexa...
    Cóż...Mam nadzieję, ze i Wam i nam się jednak uda....;)
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  10. Tylko nie zabij ostatniego "majstra"...
    Sorki za K. ,ktoś go chyba podmienił!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie dlatego na 5 kolejnych naszych domów, korzystaliśmy z usług w/w jedynie przy pierwszym remoncie. Tej lekcji nam wystarczyło.
    A co do ,,etosu pracy" o który raczyła zawadzić p.Inkwizycja
    nie ,,ujednolicali byśmy po całości" ale jest to wynik rządzenia chamów-parobasów tym krajem, to oni nadają ton temu społeczeństwu od prawie 70 lat.
    Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  12. oj, współczuję Wam przygód remontowych! trzymam kciuki za pomyślny finał!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiem, że to łatwo powiedzieć, ale sami przerabialiśmy te same problemy. Brak szacunku do naszego czasu (vide Wasze worki cementu); zaliczki i porzucanie pracy; łapanie roboty i heja na inną budowę etc, etc. Jeżeli sami na to pozwalaliśmy to tak mieliśmy! Skończyliśmy z szacunkiem a zaczęliśmy twardo wymagać. To jedyna droga. Doszło do tego, że czasem lepiej z dużego miasta wykonawcę przywieźć, który summa summarum wykona pracę terminowo i o zgrozo taniej niż niejeden miejscowy. Głowa do góry - optymiści mają lepiej!!!!
    Pozdrawiamy znad Kwisy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Może i lepiej, że Bozia stworzyła mnie beznadziejnym mieszczuchem?!
    ukłony

    OdpowiedzUsuń
  15. Ech... to wszystko jeszcze przed nami... i współpraca z robotnikami i też ogarnianie pomysłów na nasze przyszłe życie. Jednak Wasze niezbyt miłe przygody są dla nas dobrą nauką choć pewnie swoich niepowodzeń przytaczać w przyszłości będziemy całe tony. :-) Ech takie życie.
    Życzymy Wam powodzenia i cierpliwości bo z tymi robotnikami to już tak chyba jest. Niestety.

    OdpowiedzUsuń