Witam wszystkich po kolejnej przerwie!
Co słychać na Wonnym Wzgórzu?
Słychać tak wiele, że ciężko wszystko to opisać.
Jeszcze tak niedawno pisałam o tym jak odezwał się klangor żurawi i jak cieszyliśmy się z tego radosnego wiosennego manifestu. Żurawie znów krzyczą, ale wieszcząc nadchodzącą jesień i zimę. Zbierają się na polach i szykują do odlotów, formując klucze.
Wonne Wzgórze otoczone jest młodymi lasami, często raptem kilkanaście metrów od domu słychać przeraźliwe ryczenie, raz niższe, raz wyższe tony. Zaczęły się rykowiska, a liczne w naszych lasach sarny i jelenie (ponoć są i łosie, ale nie miałam okazji ich zobaczyć), przywołują swoje partnerki. Czasem słychać też głuche, mechaniczne dźwięki uderzania porożem o drzewa, lub o… inne poroże. Kiedy spacerujemy wieczorem z Aniołem, to z duszą na ramieniu spuszczamy go ze smyczy (przecież musi się chłopak wybiegać, a biega jak szalony). Z duszą na ramieniu, bo nasze rozpieszczone psisko słucha się tylko wtedy kiedy chce, a lubi za zwierzyną do lasu pobiec. Nie dalej jak wczoraj, z rana gonił po wzgórzu dziki. Trzy wielkie mroczne postaci uciekały na tle wschodzącego słońca. Brzmi kiczowato, ale natura nigdy nie jest kiczowata. Wołanie Anioła na nic się zdało. Przyszedł sam po kilku minutach, kiedy powrót uznał za słuszną decyzję. O Szczęściarza nie ma się co bać, spaceruje z nami po kilkaset metrów w jedną stronę i sam zakręca, żeby polecieć do domu. Jest już zdrowy i coraz silniejszy, a grzbiet i ogon, a także wygolony do operacji brzuszek zarasta już mięciutkim meszkiem sierści. Zaczął również biegać, nie… nie tak jak Anioł, który szaleje i biega podczas spaceru tam i z powrotem. Szczęściarz tak zwanym „galopem” biegnie jak taran, jak zimnokrwisty, wiejski koń, z wysiłkiem, ale z uśmiechem na pysku. Poszczekuje również z radości, bo Piesio szczeka tylko jak się cieszy. Nas natomiast cieszy to, że nasze psy są tak różne. Anioł mimo swoich gabarytów wskakuje na kolana podgryzając po rękach, zwija się w niewygodnej pozycji, żeby tylko z tych kolan nie spaść - wyobraża sobie, że jest małym pieskiem, takim wielkości Miejskiego Psa, Szczęściarz podchodzi do kolan i kładzie na nich pyszczek patrząc ślepawymi oczkami głęboko w nasze oczy. Oba odkąd je wzięliśmy wypiękniały. Anioł stał się młodym, pięknym i silnym (prawie) owczarkiem. Szczęściarz nie ma już dredów, a mięciutką jak puszek, cudownie błyszczącą i przyjemną w dotyku czarną sierść. Nie gania już także Wiedźmy, z którą również dzielimy pokój, a i Wiedźma zaczęła wąchać go z ciekawością i nie chodzi już tylko i wyłącznie po meblach, tak aby Szczęściarz jej nie dosięgnął. Wszyscy zachwycają się urodą naszych zwierzaków, a nas duma rozpiera. Są cudowne i zawsze potrafią poprawić nam nastrój.
martwa natura z żywym kotem ;-) |
Oprócz spacerów z psami dni jak na razie mijają mi głównie na gotowaniu i troszkę malowaniu. Staram się gotować, używając tego co mnie otacza i co jest sezonowe. Brzózki, które są tuż za naszym sadem dają nam piękne koźlaki, w sadzie mamy chyba z osiem różnych gatunków jabłek, wciąż odkrywamy nowe jabłonki, które są lub były zarośnięte chaszczami i wciąż próbujemy nowe smaki tego samego przecież owocu. Większość jabłoni jest zdziczałych, ale warto odmłodzić drzewka, bo to dobre stare odmiany. W ogródku jest wszystko czego potrzebuję do rosołu, a i pięknie obrodziły nam cukinie i kabaczki, które uwielbiam, rosną nam też dynie, a przed domem mamy mini „Malinowy Chruśniak”. Wróćmy jednak do stodoły i do Panów Majstrów.
Grzyby z brzózek przy domu |
Stodoła, o czym często pisałam i pokazywałam na zdjęciach jest w opłakanym stanie. Bardzo chcielibyśmy uratować całe dwieście metrów stodoły, ale niestety jej znaczna część po prostu się waliła, a przy mocnych wiatrach leciały belki i dachówki, stwarzając realne niebezpieczeństwo. Żal nam też było Anioła, który pod dziurawym dachem stodoły zrobiony miał swój od roku prowizoryczny kojec. Także założenia na tę jesień są dość szerokie – nowy dach na murowanej części stodoły i reperacja wszystkich ubytków w łukach, a także remont metalowych okienek. Oprócz tego budowa nowego dachu nad Aniołem i zrobienie mu osobnego pokoiku w stodole – niech ma trochę psiego luksusu, no i jeszcze budowa ganku, do którego jak na razie mamy drzwi (znalezione w stodole i oczyszczone) i okna (podarowane nam przez jedną miłą panią ze Studzianki.
Panowie Majstrzy spisują się całkiem nieźle, a oprócz tego są całkiem sympatyczni. Gorzej spisuje się pogoda, bo już kilka razy padający przez cały dzień, siarczysty, zimny deszcz uniemożliwiał pracę.
Od jakiegoś czasu prowadzę też zajęcia plastyczne z dziećmi we Frączkach – sąsiedniej wsi. Tematem zajęć jest motyl. Dzieci są bardzo małe, więc muszę się nieźle nagimnastykować, żeby zainteresować je tylko jednym owadem. Wyklejamy więc motyle z różnych produktów spożywczych, mażemy kredą po chodnikach, farbami na kamieniach we wsi, malujemy wspólną pięciometrową motylą łąkę i robimy stroje, żeby potem móc się za motylki przebrać. Dzieciaki są cudowne i niezwykle kreatywne. Jedne żywe, drugie spokojne, jeszcze inne zawstydzone – wszystkie przesympatyczne.
- Co malujesz?
- Ludzia
- Mówi się człowieka – kiwnięcie głową – co to za człowiek?
- to ja.
- to może dorysuj jeszcze buty?
- nie, jestem w domu, a w domu nie noszę butów!
Pomagałam również robić frączkowe stoisko z okazji święta dziedzictwa kulinarnego.. Robiłyśmy z paniami Strachy na wróble – panią i pana, malowałam także makową łąkę, na tło do stoiska. Bardzo twórcze Panie z Inicjatywą z Frączek zajęły drugie miejsce! Gratuluję! W przyszłym jednak roku zamierzam zrobić dożynkowe stoisko studziankowe i zająć wysokie miejsce w konkursie na najładniejszą prezentację!
Oprócz ciągłej pracy, oczywiście mamy też czas na przyjemności i mówiąc o przyjemnościach nie mam tylko na myśli spacerów z psami. W Studziance, sąsiedzkie życie kwitnie. Gościmy się więc na zmianę u sąsiadów i spędzamy miło czas.
Chcieliśmy również zrobić spotkanie ze wszystkimi sąsiadami i tymi nowymi jak my i tymi, którzy „od zawsze” są tutejsi. Od czego więc jest wiejski „klubik”! Przygotowaliśmy więc co nieco na grilla, garnek potrawki ze świniaczka i odrobinę wysokoprocentowej popitki marki bimber. Na spotkanie zostali zaproszeni wszyscy, którzy przyjść chcieli, a wieść o imprezie została rozesłana drogą pantoflową (mam nadzieję, że do wszystkich zainteresowanych dotarła). Świetna była zabawa. I śmiech był i dowcipy były, a i tańce były. Tym bardziej że zaszczycił nas nasz sąsiad ze Śląska, który ma ziemię obok nas, z posadzonym lasem i akurat przyjechał o swój las zadbać. Okazało się, że Adam tańczył zawodowo, więc rozkręcał całą imprezę. Droga powrotna była ciężka, bo Pan Właściciel Domu, wraz z Markiem – jednym z majstrów ciągnął na plecach drugiego majstra – Pana Janka, który co chwilę lądował w pokrzywach i nie można było go stamtąd wyciągnąć. No cóż… Bimber zrobił swoje. Inni też dobrze się bawili i nawet dzwonili z podziękowaniem!
Na koniec chciałam jeszcze podziękować bardzo za wyróżnienie, które przypłynęło do mnie z bloga Pozytywnie Kreatywnie! Problemy z Internetem nie pozwoliły mi podziękować wcześniej. Nie nominuję nikogo… Albo inaczej. Nominuję wszystkich tych, których odwiedzam. Kochani, gdyby Wasze blogi nie były moimi ulubionymi, bym po prosty nie ich nie odwiedzała. Pozdrawiam z Wonnego Wzgórza i gratuluję tym, którzy przebrnęli przez Studziankowe Wieści!
No nareszcie! Bo już się martwiłam co ze Szczęściarzem. Bardzo mnie cieszy, że zdrowieje i pięknieje:-))) U nas też życie sąsiedzkie kwitnie - jutro imprezka z okazji...naszej nowej drogi! Relacja będzie:-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Asia
Aaaa - zapomniałabym! Makbuś bardzo prosi o głos: http://klubkotajasna8.blogspot.com/2012/09/konkurs-wrzesien-2012-gosujemy-gosujemy.html
OdpowiedzUsuńAsia
Jasne, że zagłosowałam i nie tylko dlatego, że Was lubię, ale naprawdę na pierwsze miejsce zasługuje.
Usuńrozwijacie się jak widzę!:) pięknie:)
OdpowiedzUsuńOOooo!! Tak trzymać!!
OdpowiedzUsuńPiękna nazwa Wonne Wzgórze :-)
OdpowiedzUsuńtakie wiedomości tylko cieszą :-))) pozdrawiam z zamglonej Innej Bajki j.
OdpowiedzUsuńpiękny pościk na koniec lata..U nas na bimberek mówi się ,,duch puszczy":)..Stara stodoła murowana to u nas rzadkość. Dzieciaki -motylki cudne ,dobrze ,że mają Ciebie .Dużo słonecznych dni życzę..a o wyróznieniach tak samo myślę..:) Pozdrawiam..
OdpowiedzUsuń"Duch puszczy" - pięknie!
UsuńDobrze, że się w końcu odezwałaś, Natalio, zastanawiałam się, jak Wam się wszystkim wiedzie, szczególnie zaś martwiłam się o Szczęściarza - jak widzę, niepotrzebnie ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo zazdroszczę brzózek z koźlakami i starych jabłonek... marzyłam o takim sadzie, ale chyba w sferze marzen pozostanie, niestety.
Super Wam lokalne życie kwitnie, spora w tym Twoja zasługa!
Ściskam czule ;-)
Ratowanie stodoły to poważne przedsięwzięcie, ale jest tego warta. Ma swój urok :DDD
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak Wam owocnie czas upływa, bo i pracę masz fascynującą i zabawy, że ho ho!
Pzdr.
Witaj
OdpowiedzUsuńPozwolisz że przyłączę się do Twojego bloga , z tego co czytam to to jak w Twojej okolicy są żurawie to rewelacja no i przede wszystkim artystycznie i klimatycznie u Ciebie :)
Pozdrawiam Ilona
Witaj, będzie mi bardzo miło ;-)
UsuńZ duszą na ramieniu zaczynałam czytać ten wpis, bo też się bałam, co ze Szczęściarzem. Jak to dobrze, że wszystko w porządku! No i gratuluję udanego wrastania w lokalne klimaty;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Miło na tej Twojej wsi bardzo, my też na wsi od trzech lat:)
OdpowiedzUsuń