piątek, 2 marca 2012

Przygód ciąg dalszy!

Śnieg prawie zniknął z powierzchni ziemi. Tylko w nieckach, dołach i gęstym lesie leży go jeszcze całkiem sporo. Znów widać naszą kochaną Łąkę, jak na razie namalowaną w odcieniach ugru, ale wiem dobrze, że już wkrótce Łąka zazieleni się soczystością trawy, żeby potem ozłocić się mniszkiem lekarskim, zafioletowić łubinem... Tak zmieniać suknie będzie przez najbliższe miesiące, a mi już dziś myśli się śmieją do tych wszystkich barw.

Nasz Staw jeszcze zamarznięty, ale już niedługo...

a jeszcze we wtorek rano było tak...

widok z Wonnego Wzgórza

Już prawie nie ma śniegu!

Tymczasem nasze przygotowania do wiosny zaczęły się od... kupienia węgla, bo... bo lepiej dmuchać na zimne i wierzymy szczerze, że skoro węgiel jest kupiony, to wiosna przyjdzie szybciej, natomiast gdyby go nie było, to pewnie zima złośliwie posiedziałaby jeszcze trochę.
Jak to zwykle bywa w naszym przypadku, bez przygód się nie obyło. Pan Właściciel Domu uprzedzał Pana od Węgla, że dojazd jest ciężki, ale Pan od Węgla przekonany był, że da radę... Kiedy Pan Właściciel Domu pojechał do pracy, a Pani Miejskiego Psa do cotygodniowego fryzjera, postanowiłam skorzystać z chwili samotności i pozajmować się swoimi sprawami w oczekiwaniu na Pana od Węgla, który jak zwykle przyjechał nieco spóźniony. Na Wonne Wzgórze, owszem wjechał, ale już przed domem udało mu się z powodzeniem zakopać. Po odkopywaniu samochodu ze śniegu mam już w tym wprawę, więc błota nie uznałam za materiał trudniejszy. Dziarsko zabrałam się za łopatę. Ramię w ramię z Panem od Węgla sypałam piach (dobrze, że jeszcze takowy mamy), podkładałam pod koła stare deski ze stodoły (mimo że spróchniałe, to żal mi ich było, bo zawsze namalować coś na nich by się jeszcze dało), odgarniałam błoto... Po godzinie pracy Pan od Węgla stwierdził że nie da rady i że wysypie mi węgiel na środku podwórka, centralnie przed wejściem do domu, w błoto TAK mokre, które TAK zaorał, że można by sadzić w nim ryż. Kiedy powiedziałam, że w takiej sytuacji rezygnujemy z węgla, bo nie chcę mieć bezużytecznej (bo w błocie) tony przed domem, to Pan od Węgla na to, że musimy wziąć, bo on już paragon fiskalny wystawił. Owszem wziąć węgiel chciałam, ale do wiaderka, z miejsca w którym miał być wysypany, a nie z bagienka, które się utworzyło na podwórku. Po moim popisie asertywności Pan od Węgla zapewne zaklął w duchu (podziwiam go bardzo, że nie zrobił tego na głos) i wziął się do roboty. Po kolejnym pół godziny szczęśliwie wjechał do stodoły i zrzucił węgiel. Chcieć to móc, prawda? Tylko co dalej? Teraz ani w jedną, ani w drugą... Koła znów buksowały, deski pod kołami pękały, cegły się kruszyły, piach "wmazywał" się w błocko i znikał bezpowrotnie, tak jakby wcale go tam nie było. Pan od Węgla chyba nie bardzo chciał mojej pomocy. Nie wiem, czy jego męska duma była urażona, że kobieta z łopatą biega, wstyd mu było że tak się wpakował, czy po prostu niezręcznie było mu mówić mi co mam robić... Nie chcąc się dłużej narzucać, ale jednocześnie w zgodzie ze swoim sumieniem (bo samego Pana od Węgla z problemem zostawiać nie chciałam, więc ucieczka do domu nie wchodziła w grę), przyniosłam sobie taborecik i siedząc na nim obserwowałam grzecznie wykopaliskowe męczarnie. Cóż więcej mogłam zrobić? Nawet herbaty nie chciał. Zimno mi się zrobiło, więc kręcić się wokół zaczęłam i węgla trochę do domu naniosłam i co? Chyba mój wzrok pechowca źle działał na Pana od Węgla i jego samochód bez napędu na cztery koła, bo za każdym razem kiedy znikałam z wiadrem w czeluściach piwnicy i wychodziłam z powrotem, to kolejny metr błota był pokonany. Wreszcie po trzech godzinach wysiłku dostawczak Pana od Węgla ruszył z kopyta, tak szybko, że nie zdążyłam nawet pomachać na pożegnanie, bo już widziałam go w połowie góry. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli szukać nowego Pana od Węgla i że Wonnemu Wzgórzu gliniastość zostanie wybaczona.

Tu jeszcze było dobrze...


tu już gorzej...


Jak zwykle słońce wie kiedy się pojawić, bo tuż po zniknięciu za drzewami węglowej przyczepy, zza chmur wysunęła się rozradowana, świetlista japa, oświetlając swoimi kpiącymi promieniami pobojowisko, które zostawił Pan od Węgla. Wszędzie koleiny, głębokie na kilkadziesiąt centymetrów, porozrzucane deski i cegły, widok jak po przejściu nawałnicy. Ja też nie wyglądałam najlepiej. Kalosze, spodnie, kurtkę, a nawet bluzę pod nią, umorusane miałam w błocie. Na twarzy zrobiły mi się błotniste piegi, a posklejany błotem warkocz wyglądał jakby był ulepiony  z gliny. Ławica wróbli przepłynęła nade mną, chichotały ćwierkliwie na mój opłakany widok. Wystawiłam twarz do słońca i pierwszy raz w tym roku poczułam jego prawdziwe ciepło. To jeszcze przedwiośnie, czy już może wiosna do nas przyszła i zaczyna  swoją pracę w ogrodzie?






Oficjalne przywitanie wiosny na Wonnym Wzgórzu odbędzie się 24.04.12.
Mam nadzieję, że z tej okazji wyjdzie nam też małe sąsiedzkie rozeznanie, ale na razie o tym sza! Wszystkiego moi czytelnicy, jak i sąsiedzi dowiecie się w swoim czasie!

Pozdrawiam wiosennie!

11 komentarzy:

  1. Mocna byłaś! Szczerze podziwiamy! Post został odczytany na głos i nagrodzony rechotem i wyrazami uznania:-)))
    Ściskam
    Asia z Siedliska pod Lipami
    ps. Wiem, że mam inny podpis, ale zakładamy bloga stowarzyszenia i na razie nie umiem się przelogować:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie swojskie "widoki" - błoto, błoto...

    OdpowiedzUsuń
  3. błoto to u nas normalka...
    Nie wytrzymam do końca kwietnia...Natalio,proszę,uchyl rąbka tajemnicy:)
    Niech słońce będzie z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całą zimę i wiosnę, jeździmy z deskami, siekierą (można w lesie gałęzi naciąć)łopatą i pojemnikiem z popiołem. Taki niezbędny zestaw podróżny.
    Podziwiam Cię bardzo! Przede wszystkim za niezłomność wobec P.od W. i doprowadzenie węgla do stodoły! Ja w takich sytuacjach często wymiękam ...
    Osuszającego słoneczka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ocieplane gumowce długo nam jeszcze posłużą,ale jak słońce zaświeci to raz dwa osuszy ,co do osuszenia.Ciepły wietrzyk też jest mile widziany ,tego duetu życzę!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj:)
    Bardzo dziękuję za odwiedziny u mnie.Już od dawna wybierałam się z rewizytą i jakoś nie mogłam tu dotrzeć, może przez to błotko...?:D A tak poważnie, piękne to Wonne Wzgórze, już sama nazwa uruchamia wyobraźnię.Czytałam posta z zapartym tchem, a przez głowę przewijały mi się migawki z Nocy i Dni, kiedy to Bogumił i Barbara przybyli do Serbinowa, a wokół szaro, buro i jak okiem sięgnąć błotko...:D
    Pięknie piszesz, teraz będę tu gościć często:)
    Pozdrawiam cieplutko
    PS.Przepraszam musiałam usunąć poprzedni komentarz, wkradł się błąd.

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW!!! takich twardych kobiet wieś potrzebuje. :-) wiem, zabrzmiało trochę ja z plakatu propagandowego w okresu socjalizmu, ale Ty naprawdę mocna jesteś i do tego miła i uczynna i pracowita, ale w kaszę dmuchać sobie nie dasz... i dobrze. Pan Właściciel z pewnością jest z Ciebie bardzo dumny. :-) pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, jejku! dalej walczysz z błotem, dzielna dziewczyno, w połowie miesiąca ma być cieplutko, osuszą się błota, też na to czekam, serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pocieszenie dodam, że u mnie też błota pod dostatkiem!
      Ale i słoneczka ostatnio dużo, więc trwa wielkie... osuszanie, czego i Tobie życzę!
      Pozdrawiam wiosennie.

      Usuń
  10. Widzę, że nie tylko my mamy ciekawą drogę... Niestety ja nie umiem tak pięknie opowiadać... dlatego wstawiam dużo zdjęć... Pozdrowienia ciepłe, już ciepłe... pocieszenie, niedługo wszystko obeschnie w wiosennym słoneczku...

    OdpowiedzUsuń