poniedziałek, 19 marca 2012

...

W nocy padał grad i deszcz. Gwałtowne, szarpane podmuchy wiatru uderzały w szybę naszej sypialni lodowymi kulkami, budząc mnie co chwilę. Wiedźma miauczała - chciała wyjść na dwór... Nie wypuszczę jej w środku nocy, będę twarda...
Dziś wieje okropny wiatr, który rozwiewa włosy, zrywa czapki z głów i przeszywa każdy centymetr lżej ubranego ciała, które zapomniało chyba, że przecież tak naprawdę to jeszcze nie wiosna. Wiatr jednak ma też pożyteczne działanie... Oby osuszył błota i przewiał wszystkie złe myśli, chwile i choroby.

Nasz pech przeszedł na Bogu ducha winnego Anioła. Od kilku dni Anioł nie chciał jeść. Miał biedak biegunkę. Żywy był jednak tak jak zawsze i jak zawsze poruszał się tylko skacząc. w sobotę poprawiło się, więc przestałam się przejmować, jednak już w niedzielę podczas porannego spaceru kucał biedak co chwilę, a spod ogonka ciekła mu krew... Może zagnieździły się w nim jakieś robaki? Czasem podczas spaceru próbuje pożreć jakieś świństwo i nie zawsze uda mi się je od razu zabrać.
Biegnąc do domu, wraz z chmurzącym się niebem napadały mnie czarne myśli. Aniołek zaczepiał mnie co chwilę prosząc o pieszczoty, a ja pędziłam nie zważając na nic.
Ostatnio wyjęłam mu kilka kleszczy (mimo, że dostał tak zwaną substancję czynną, która ma zabijać te wstrętne pasożyty), na naszych terenach i w ogóle na wschodzie Polski kleszcze zarażone są bakteriami Babeszjozy, która późno zauważona jest śmiertelną chorobą dla psów. Na tę chorobę zapadł jesienią Miejski Pies i ledwo uszedł z życiem... Anioł to kundelek, jest silny - tłumaczyłam sobie...
W domu za telefon do weterynarza... Co robić? Miałam wrażenie, że nasz pan doktor nie był szczególnie zainteresowany, wiem, że zawracałam mu głowę w niedzielę, ale tu chodzi przecież o Anioła. Kazał dawać czopki glicerynowe i generalnie nie powiedział nic czego bym nie wiedziała. Może ciężko przez telefon podać diagnozę, a ja chciałabym wiedzieć od razu co jest mojemu psu.
Wzięliśmy więc Aniołka i pojechaliśmy do Olsztyna na pogotowie weterynaryjne na uniwersytet. Pies, który zazwyczaj jest grzeczny w samochodzie i kręci się dopiero podczas długiej jazdy, tym razem przestępował z łapy na łapę i strasznie płakał. Jego jęki i piski cichły trochę, kiedy głaskałam go po pyszczku, a nasilały się na wybojach... Może coś utkwiło mu w przewodzie pokarmowym i kaleczy podczas podskoków na naszych polskich drogach?
Pani doktor okazała się bardzo miłą osobą i zarówno ona, jak i studenci z dużym zaangażowaniem zajęli się naszym pupilem. Anioł był bardzo dzielny, pozwolił pobrać sobie krew, dać zastrzyki, nawet te, o których dowiedzieliśmy się, że są bardzo piekące. Został również zważony (waży 29 kg, a kiedy go wzięliśmy 5 miesięcy temu ważył zaledwie 19!), studenci zmierzyli mu temperaturę, która była nieznacznie podwyższona. Spacerowaliśmy wokół kliniki, kiedy Pani doktor oglądała krew pod mikroskopem i szukała złowieszczych bakterii. Okazało się, że zabezpieczenie, jakie Anioł dostał przed kleszczami nie działa na niego... Wyjęliśmy mu jeszcze garście kleszczy....
Diagnoza: prawdopodobnie kilka rzeczy na raz... Pani doktor odkryła początki babeszjozy, ale nie ona była powodem jego samopoczucia, więc oprócz tego również zarobaczenie i coś co kaleczy mu ścianki żołądka i nie chce się trawić.
"Szczęściarz z ciebie,a nie Anioł" - powiedziała Pni doktor.
Po ponad dwóch godzinach spędzonych w klinice, Anioł poczuł się lepiej. W drodze powrotnej spał spokojnie na tylnym siedzeniu i obudził się dopiero kiedy wjechaliśmy do Studzianki. Od razu po powrocie została mu założona obroża przeciw kleszczom, która nasączona jest inną substancją czynną, niż poprzedni środek.

 Wieczorem pies dostał pierwszy posiłek - gotowany ryż. Patrzył na mnie z wyrzutem, ale chętnie zjadł prawie wszystko.
Dziś jakby zapomniał o chorobie, znów ma dużo energii, biega za kijaszkami, a jego problemy żołądkowe skończyły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dostał lekarstwo na odrobaczenie i na rozpuszczenie, czegoś co mu przeszkadza i kaleczy od środka. Musimy jeszcze jeździć na zastrzyki, ale wiem, że będzie dobrze. Obroża działa, dzisiaj nie ściągnęłam z niego żadnego kleszcza, gdzie normalnie znajdowałam ich około dwudziestu... Na razie jeszcze dostaje ryż, ale za kilka dni będzie mógł skończyć z tą dietą wegetariańską.
Znów mamy szczęście w nieszczęściu.

22 komentarze:

  1. Anioł miał szczęście :)a i Wam ono dopisało .

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że od razu pojechaliście do dobrego weterynarza! Nasz Jed umarł z powodu niewydolności nerek spowodowanej przez bebeszjozę. A zarażonego kleszcza złapał w Zielonce koło Warszawy - tam co drugi kleszcz jest zarażony. Przeraża mnie ilość tego paskudztwa. U nas jest ich stosunkowo niewiele i raczej "czyste". Ale w mieście można złapać kleszcza nawet w parku.
    Uściski i mizianka dla Anioła:-)))
    PS.
    Niestety nie damy rady przyjechać w weekend - jedziemy do roboty. Może "inną okazją":-)))
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekażę Aniołowi mizianko.
      Szkoda, że nie dacie rady, ale co do innej okazji, to nie musi być specjalnej okazji, gdybyście kiedyś byli w okolicy, albo po prostu mieli wolny weekend i chcieli zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą, to zapraszamy serdecznie.

      Usuń
  3. Kurcze, szczęściarz z tego waszego Anioła prawdziwy. I dobrze, że Wet z prawdziwego powołania, a nie konował jakiś co to mu się nie chce głową ruszyć bo za dużo energii to kosztuje :/
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Istotnie Aniołek to Szczęściarz. Mając takich ludzi za Przyjaciół jak Wy nie może być inaczej. Oby Babeszjoza się nie rozwinęła i poszła precz. Podrapcie Anioła od nas za uchem :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mamy w planach wyjazd w Wasze okolice ( no prawie:-))) jak się już świat zazieleni. Chcemy zrobić zdjęcia w pałacu i w ogrodzie, w Nakomiadach - może wtedy?:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie zapraszamy, a i w naszych okolicach wiele ciekawych miejsc do fotografowania.

      Usuń
  6. Czytałam z zapartym tchem,ciekawa zakończenia..Cieszę,się,że Anioł zdrowieje, miał szczęście, trafił w dobre ręce...I te "weterynaryjne" i przede wszystkim Wasze:)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, a już chciałam napisać pod poprzednim postem, że coś "przygody" Was omijają... ale "ugryzłam się w język", żeby nie zapeszyć... A tu takie wieści! Jakie szczęście, że zareagowałaś przytomnie i pojechałaś do właściwego weta ;-)) Zdrówka życzę Aniołowi, a i Wam trochę spokoju ;-)
    Ściskam czule

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że z Aniołem lepiej, bardzo dobrze. Śzczęscie ma troskliwych opiekunów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze Wam współczuje tych kłopotów z Aniołem. Dla mnie choroba psa to najgorsze nieszczęście, powiedzieć nic nie może, a cierpi. Szczęście, że już jest poprawa. Anioł to dzielny pies, pozdrawiam i życzę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie ma szczęście Anioł, że spotkał Was, tam pod sklepem, że szybko zareagowałaś na niepokojące objawy; już zakropiłam swoje zwierzaki frontlajnem, nie jest to tanie, ale może skuteczne, znalazłam pierwszego kleszcza na Maksiu, już opitego krwią; Gutek po nocnych włóczęgach śpi na oparciu fotela jak nieprzytomny, darły mi się dziś koty pod oknem w nocy, pewnie marcowe gody zaczęły się;
    pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz też dostał frontlajn, ale na niego nie działa. Pani doktor tłumaczyła, że nie na wszystkie psy działa i musi dostawać inną substancję czynną. Obrożę kupiliśmy najlepszą jaka była (koło 100 zł, ale cóż...), dziś jak byliśmy na zastrzyku weterynarz zapisał nam nazwy innych środków, które powinny lepiej działać, na Anioła.

      Usuń
  11. Dobrze, że z Aniołem już dobrze. I, że mieliście do kogo pojechać. Nie wiem, czy na moje dwa wielkie psiunie Frontline działa, ale kleszczy na nich nie widuję, ale na Tymka nie działa na pewno, jego św. pamięci mam też była odporna na frontline. U nas jeszcze nie widziałam kleszczy, ale też psy nie łazikują za bardzo, bo owce przy domu pędzą nudny żywot. Pozdrawiam serdecznie i ślę słońce na Wonne Wzgórze

    OdpowiedzUsuń
  12. jednak intuicja dobrze Ci podpowiedziała! Znamy nasze zwierzęta i wiemy kiedy dzieje się cos niepokojącego. Niektórzy weterynarze to lekceważą ale Ci z prawdziwego zdarzenia zawsze sprawdzą bo przecież pies nie powie, że go boli. Cieszę się że tak troskliwie sie zajeli Waszym Aniołem.
    Ja ciagle sie martwię, że nasze psy złapią babeszjozę. Juz raz ją miały mimo preparatów ochronnych. Wszędzie znów pełno kleszczy a w kudłatej długiej sierści trudno je znaleźć.

    pozdrawiam i życzę Wam szybkiego obsychania błotka! U mnie tez juz wysycha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam powiedział wet, że warto zabezpieczyć nasze zwierzęta frontlajnem, czy inną substancją czynną i obrożą jednocześnie, wtedy jest mniejsze prawdopodobieństwo choroby, chociaż dzisiaj mimo obroży wygrzebałam z niego może z 50 kleszczy...

      Usuń
  13. Pozdrowienia i podrapcie Anioła za uchem ode mnie. Choróbska niestety się przytrafiają, dobrze, ze zdiagnozowano psa szybko i kuracja zadziałała. Trzymam kciuki za zdrówko!

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieję, że Anioł już się wykaraskał z problemów zdrowotnych. Przerażające wieści, o tak wczesnej porze wiosennej kleszcze?!
    Nie damy rady dotrzeć do Was na powitanie P. Wiosenki, ale to cała historia dlaczego, obiecuję, że latem dotrzemy i opowiemy.
    Uściski dla Was wszystkich
    jo-landa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Aniołkiem już dobrze, w takim razie czekamy na Was latem, ale macie czego żałować, bo szykuję się niezła imprezka ;-)

      Usuń
  15. Witam, fajny blog, piękna okolica :D moja Oleńka zobaczyła zdjęcia Anioła i pyta - kto to? Komisarz Alex? :D tak jej się spodobał. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeszcze coś mnie się przypomniało - jak moja psina coś skonsumowała -tyle że jemu gdzieś wcześniej utknęło i kaszlał okrutnie to weterynarz kazał mu dawać do jedzenia olej bo wtedy owe coś się łatwiej wyślizgnie - może Aniołowi też by pomogło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, tyle kleszczy o tej porze roku, jestem zaszokowana?! To co będzie latem!?
      Choć mój kot też ostatnio przyniósł jednego, ja sama strasznie ich się boję, a bedzie przecież coraz cieplej i coraz wiecej czasu spędzanego na powietrzu, wiec jak się uchronić przed tym paskudztwem!?
      Dobrze, że Aniołkowi lepiej,
      pozdrawiam

      Usuń