piątek, 27 września 2013

Dziwny gość

Zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka z Irlandii, z informacją, że na drugi dzień do mnie przyjedzie. Ucieszyłam się niezwykle, bo ostatni raz widziałyśmy się w czerwcu, przy okazji Nocy Sobótkowej. W dzień przyjazdu zapytała, czy mogłaby przyjechać z przyjacielem, który jest bardzo spokojnym chłopakiem. Przyjaciele Kamilki są naszymi przyjaciółmi, więc starając się realizować naszą ideę domu otwartego zaprosiliśmy ich oboje, uprzedzając tylko, że w domu jest remont i dużo kurzu. Upiekłam bułeczki drożdżowe ze śliwkami, zrobiłam kopytka, a do nich pulpeciki zapiekane w sosie ze świeżych pomidorów, cebuli i cukini, z czosnkiem i ziołami, na wierzch posypałam serem naszej produkcji. Goście postanowili przyjechać autobusem do Frączek i pójść piechotą do Studzianki, gdzie już na wjeździe pod naszą górę zgarnął ich Pan Właściciel Domu. Oprócz biesiadowania i wspominania mieliśmy też za zadanie nagrać krótki filmik z naszym udziałem, o którego celu napiszę jeśli się powiedzie. My graliśmy główne role, a Kamila była operatorem kamery. Kolega Kamilki był bardzo nieśmiały i prawie się nie odzywał. Zapytał za to, czy może sobie pograć na komputerze... Nie chciał brać udziału w naszej zabawie. Nagle po kilku piwach i szklance wina jego usta otworzyły się i przemówił. Okazało się, że wszystko wie i to na każdy temat. Mógł nas doszkolić nie tylko z produkcji sera (który podczas imprezy właśnie powstawał), ale także z produkcji piwa, robienia weków, komputera, tańca itd. Dowiedzieliśmy się np. że słoików, przed wsadzeniem do nich jesiennych pyszności wcale nie trzeba myć, nie mówiąc już o „niepotrzebie” wyparzania. Następnym etapem naszego kolegi było uporczywe głaskanie zwierząt, które się go bały i uciekały przed nim. Miejski Pies, który uwielbia wszystkich gości, kulił się u moich stóp, chowając się przed nachalnym gościem. Wcale się mu nie dziwię, bo gość najpierw stwierdził, że nienawidzi psów. Na tapetę poszła też Wiedźma, uchylała się od jego ręki i prychała. Chłopak nie mógł zrozumieć jak to jest, że kot nie chce jego gwałtownych umizgów. Stwierdził, że mu smutno i czuje się zraniony. Powtarzał też, że przecież nic jej nie zrobi, bo tak kocha koty. - Ona nie wie, że nic jej nie zrobisz – powiedziałam kategorycznie. Próbował jeszcze kilka razy, na zmianę z obrażaniem się. Kolejną próbą zwrócenia na siebie uwagi było przekonywanie mnie, że Kamila i mój mąż mają romans. – To nie wymaga szerszego komentarza, było żenujące. Najbardziej jednak przegiął, kiedy stwierdził, że Sebastian ukradł mu piwo i ukrył je w naszej sypialni. Był tak zdesperowany, że chciał iść i je znaleźć, żeby nam to udowodnić. Biedna Kamila była zawstydzona jego zachowaniem, a on twardo brnął w swoje urojenia twierdząc, że jak się okaże, ze butelka po jego piwie stoi gdzieś przy stole to idzie na piechotę do Olsztyna. Butelka stała. Nie pozwoliliśmy jednak po nocy wybrać się nigdzie chłopakowi, uciszaliśmy go za to co chwilę, bo wydzierał się niemiłosiernie. Po raz kolejny się obraził, twierdząc że nie musi nic mówić, bo nie ma zamiaru mówić cicho, ponieważ tego nie lubi. Nie przejęliśmy się zupełnie. Film zmontowaliśmy i poszliśmy spać. Z pierwszego snu wyrwały nas hałasy. Sebastian poszedł zwrócić uwagę koledze, który postanowił w nocy zapalić i idąc na zewnątrz mocno obijał się o ściany i trzaskał drzwiami. Potem poszła Kamila. Chwila ciszy i znów trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Nie chciało się nikomu wstawać, jednak gdy zorientowaliśmy się, że kolega nie wraca, Kamilka i Pan Właściciel Domu poszli sprawdzić, co się dzieje. Sebastian przebiegł wokół domu, lunął straszny deszcz. Kolega obraził się na dobre i postanowił ruszyć w samotną, nocną podróż do Olsztyna. Zastanawialiśmy się tylko, czy przy takim braku zrównoważenia nie pójdzie gdzieś do lasu na bliskie spotkanie z rogatym Królem Lasu. Nad ranem napisał Kamili smsa, że ktoś po niego przyjechał, jest w Olsztynie i jedzie do domu (pod Białystok). Mamy teraz nauczkę, że owszem dom otwarty jest sprawą świetną, ale niestety nie otwieramy go dla każdego.

11 komentarzy:

  1. hahaah Natalio, uśmiałam się do łez!
    To sobie koleżanka przygruchała faceta - masakra! Ale widać, jej taki odpowiada, więc... ;)
    Najgorsze jest to, że my też mamy takich znajomych, gdzie kobita jest bombowa a On - tragedia.... lubię się z nią spotykać, rozmawiać, ale mój K. dostaje zawału jak Go widzi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście to nie był jej facet, ona ma bardzo fajnego chłopaka, ale został w Irlandii, a to kolega, z którym przyjechała do Olsztyna i głupio było jej go zostawić, więc zapytała, czy może go zabrać i powiedziała, że już więcej nikogo do nas nie przywiezie. hehe

      Usuń
  2. My też mamy za sobą podobne przeżycie...Byli u nas znajomi z dwójką dzieci. Znajomi - super ludzie, bardzo konatktowi, sympatyczni. Ale dzieci...Jezuuu. Dwaj chłopcy, wiecznie skrzywieni, zapłakani, marudni. Psów się bali - zamknęłam moje łagodne jak owce berneńczyki. Koty chcieli nosić ( moje koty tego nie lubią ). Po kilku bezskutecznych prośbach jeden z kotów oczywiście małego podrapał. Rozpacz i krzyk jak stąd na Wasze Wzgórze... Z jedzeniem problem, bo albo nie lubią, albo alergia. Po prostu koszmar. Gdyby nie Ciocia, która w końcu z poświęceniem zabrała chłopaków do siebie i zajęła ich nie wiem co by było. Nie musze mówić, że znajomość się urwała... Bo nie zachwycilismy się nalezycie dziećmi. A ja naprawdę lubię dzieci...
    Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dzięki!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. a poza tym, to on całkiem normalny jest?

    OdpowiedzUsuń
  4. Po 1).Jest grubym nietaktem przywiezc do znajomych nieznajoma osobe ,kolezanka Was poniekad postawila przed faktem dokonanym ,mysle ,ze dobrze wiedziala juz wczesniej ,ze facet bedzie jachal z nia :(..2").Po cholere sie pchal pod Olsztyn ,jak byl z pod Bialegostoku ?3). Chyba jednak kolezanka nie znala faceta ,skoro twierdzila ,ze on taki cichy i spokojny ...no to obcego targac ze soba do ludzi ,tym bardziej na nocleg !!!??? Zachowanie chlopaka wskazywalo ,ze COS bral ...albo? Nikt normalny tak sie nie zachowuje ...Co 2 lata ,a nawet bywalo ,ze czesciej goscilam rodzine zza oceanu...Rodzina -wiadomo mus ! ale kiedy prawie 2 lata temu zaproponowali ,ze przywioza nam swoich znajomych nie zareagowalam ,moj M tez nabral wody w usta ...no i wyszla obraza niesamowita !!! Oj ,oj...ale sie nasluchalam ....Dzisiaj juz jest OK ,ale czasami przygadaja :( ja natomiast tematu unikam ...i do dzisiaj czuje niesmak :(Lubie do znajomych pojechac w gosci i lubie przyjmowac gosci ,ale na kilka godzin ,bo kazdy ma swoje zycie i obowiazki ! A jak chcemy pobyt z noclegiem ,to zatrzymujemy sie w pensjonacie nikomu nie robiac klopotu ,a spotkac sie i nagadac mozna ...no ale to jest moje zdanie ...No coz ..na bledach sie uczymy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona musiała pojechać do Olsztyna załatwić ważne sprawy i jak zawsze nie mogła się zebrać. On zadzwonił, że jest na dworcu i że ma przyjechać i w końcu wziąć te wszystkie sprawy w swoje ręce i pojechali. Pytała kilka razy czy nie będzie nam przeszkadzać i mówiła, że jak powiemy że będzie, to ona na pewno się nie obrazi i zrozumie i wiem, że tak by było, bo ją bardzo dobrze znam. Mimo to zgodziliśmy się i wyszło jak wyszło ;-) Przynajmniej jest o czym pisać!

      Usuń
  5. Ha, ha, to znaczy wcale to nie jest śmieszne. A ile ten kolega ma lat ? Zachowuje się jak niektóre siedmioletnie koleżanki mojej Zosi. Ja też muszę się nauczyć asertywności, właśnie dzisiaj nie wiem, jak wybrnąć z sytuacji do której sama dążyłam, nie mówiąc w porę NIE.

    OdpowiedzUsuń
  6. ... ale dziwadło Was odwiedziło skąd się tacy biorą ? Masz racje Natalio przed niektórymi to dom trzeba zamykać. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany a swoją drogą takie typki chyba często się nie zdarzają...

    OdpowiedzUsuń
  8. Źle czułabym się w jego towarzystwie, ale czy umiałabym powiedzieć "nie"?

    OdpowiedzUsuń