wtorek, 10 września 2013

koncert, koncert, koncert jesienny...

Było magicznie i niech żałują Ci, którzy nie dotarli.
Takiej imprezy jeszcze u nas nie było. Nagle na podwórko wjechało kilka zapełnionych ludźmi samochodów, a my z tego tłumu znaliśmy tylko Karolinę i Maćka. Chwila konsternacji i naszej i przyjezdnych, żeby po chwili rozmów stwierdzić, że na pewno się dogadamy i że swojscy ludzie przyjechali. Zaczęły się przygotowania, ustawianie. Zjeżdżali i schodzili się kolejni goście. Samochody nie mieściły się przed domem i trzeba je było przestawiać, a kolejne stały w połowie góry i u jej szczytu. Dobry Anioł Stróż latał między stolikami witając merdaniem ogona gości i licząc na drapane, bo połączone stoły, ustawione pod baldachimem z gałęzi starej gruszy zaczęły uginać się od swojskich potraw. W dole sadu zapłonęło ognisko i wreszcie rozpoczęło się biesiadowanie. Pan Właściciel Domu biegał to do ognia, to do stołu, to do mnie żeby sprawdzić, czy mi czegoś nie potrzeba, ale sąsiedzi i pozostali goście troszkę przejęli inicjatywę i kiedy przesiadałam się w kolejne miejsca, żeby zamienić z każdym kilka słów zaraz ktoś podawał mi kubek i resztę akcesoriów. Zespół próbował, tworząc cudne tło dla rozmów i dyskusji i dając nam przedsmak tego co za chwilę się wydarzy. Kiedy pomarańczowe promienie zachodzącego słońca oświetliły scenę, którą była polanka w naszym starym sadzie, tworząc najpiękniejszą sceniczną oprawę świata, powietrze przecięły dźwięki skrzypiec, gitar, klawiszy... Różnego rodzaju „przeszkadzajki” i ćwierkające na dobranoc ptaki dodawały smaku całości. Zaczął się prawdziwy koncert. Publiczność zasłuchała się w muzykę, która brzmiała tak jakby została specjalnie napisana dla takiej oprawy, dla tego sadu, trawy, gruszek, które co chwilę spadały na stół i nasze głowy, roztrzaskując się o ziemię i opryskując gości sokiem i dla takiej bezkresnej łąki, pachnącej już jesienią. Każdy szum wiatru, każdy dźwięk dochodzący z lasu współgrał w stu procentach i można było mieć wrażenie, że był zaplanowany. W chwili przerwy i Marek z Frączek, namówiony przez Kasię z Leśnej Doliny (i trochę przeze mnie) zagrał i zaśpiewał kilka swoich przebojów ;-), tworząc miłą odskocznię, pośpiewaliśmy więc i my!
Druga część koncertu była już po zmroku. Na stole zapłonęły świeczki w słoikach, a polną scenę oświetlały prześwitujące przez gałęzie gwiazdy i delikatne światło dochodzące z okien naszego domu. Choć czuć już w powietrzu jesień noc była ciepła, a niebo rozgwieżdżone istnie sierpniowo. Krople rosy osiadały się na trawie, stole, kieliszkach, ale ciepła atmosfera, muzyka i brawa, sprawiały, że atmosfera była ciepła, przyjazna, rodzinna (bo i kilka całych rodzin było i rodzice prowodyra imprezy – Maćka też przyjechali). Po oczywistych, bisach (było tak pięknie, że nie mogło ich zabraknąć), muzyka ucichła i było już tylko słychać ryczące w lesie zwierzęta dające nam znać, że zaczęły się rykowiska. Koncert zrobił ogromne wrażenie nie tylko na nas, ale również na naszych sąsiadach, którzy wielokrotnie powtarzali nam, jaka cudowna to była muzyka, jak świetnie panowie grają i jak się cieszą, że mogli uczestniczyć w takim wydarzeniu. W zupełnym mroku na ścianie naszego domu Maciek wyświetlił teledysk zespołu, który nagrał jako swój dyplom magisterski. Teledysk również zrobił wrażenie na gościach, a i na mnie, bo pierwszy raz widziałam go w takich warunkach i na „dużym ekranie”. Tym razem znów rozległy się brawa, a w pewnym momencie usłyszeliśmy głośny i pełen dumy krzyk: „to mój syn!” – w teledysku zagrało między innymi dwóch chłopców ze Studzianki i jeden z Frączek, a ich rodzice pojawili się na widowni. http://www.youtube.com/watch?v=P7IJULkWW5s nie chce mi się film wstawić, więc chociaż sam link, zobaczcie bo warto. Goście powoli zaczęli się żegnać, podwórko zgasło, ucichło i słychać już było tylko żaby i świerszcze. Posiedzieliśmy jeszcze chwile w domu, z moją Małą Sylwią od Starych Mebli i jej Kochanym, przy jednej świeczce, butelce i muzyczce i grzecznie poszliśmy spać. To pierwsza taka poważna impreza od mojego wypadku i noga mocno już dawała się we znaki. Dziękujemy bardzo Maćkowi Łojewskiemu za zorganizowanie takiej cudnej imprezy i za przesłanie zdjęć (Maciek jest autorem zdjęć i teledysku) i zespołowi Fade Out za stworzenie tak fantastycznej atmosfery i w ogóle za to że chcieli zagrać w takich warunkach i dać nam tyle frajdy! Impreza ta dała nam wiele inspiracji do kolejnych działań. Mamy więc głowy pełne pomysłów!
Pozdrawiam wszystkich ciepło!

8 komentarzy:

  1. Coś dziwnego dzieje się z blogerem i wszystko jest napisane w jednej linijce bez nowych wierszy, nie chcą się dodawać linki i zdjęcia. Mam nadzieję, że u Was wygląda to lepiej i że da się przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Natalio :)
    Super koncert, jak czytam to był.
    Masz naprawdę wspaniałych znajomych , sąsiadów,musiało być niezwykle, sama kiedyś dawno temu takie coś zorganizowałam, z ogniskiem, gitarami, sąsiedzi z okien słuchali, ach te czasy :)
    Ale nie taki full wypas to był jak u Ciebie:)
    Mam nadzieję że wkrótce będziesz fikać z nogą jak młoda kózka,i Twoja mama również:)
    Uściski ślę :)
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Wam tego koncertu. Musicie być bardzo przyjaznymi i otwartymi ludżmi skoro inni tak lgną do Was. Przyjemnie mieć dobrych sąsiadów i znajomych na których można liczyć.
    Życzę zdrowia i wytrwałości w tym okresie rekonwalescencji i buziaki zasyłam.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas tylko komary bzyczą i psy szczekają :)
    Wspaniałe koncertowanie to przysmak dla ucha.
    Już dawno niczego nie słuchałam na żywo, niestety.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. wieziałam,ze będzie super- i nadal mi szkoda,ze tak daleko, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obejrzałam teledysk i teraz to już zupełnie miżaaaaal:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Natalio, powtarzam za Olqą, szkoda, że mieszkacie tak daleko; muzyka bardzo nastrojowa, spokojna, a taki koncert plenerowy o zachodzie słońca, i przy ognisku, to moje marzenie; muzyka na żywo ma zupełnie inny wymiar; serdeczności ślę, i ściskam stópki leciutko, niech zdrowieją szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę o powtórkę wiosną. A dziś przejeżdżałem przez Studziankę i pomyślałem właśnie o Was. Pozdrawiam zza miedzy :)

    OdpowiedzUsuń