piątek, 10 sierpnia 2012

Choroba Szczęściarza

Wspominanie cudnego czasu, jakim był nasz ślub i wesele, na razie musimy odłożyć na bok. Po powrocie na Wonne Wzgórze czekała nas niemiła niespodzianka. Stęskniony Szczęściarz, wcale nie ucieszył się na nasz widok... Dlaczego? Po prostu nie miał siły. Leżał w kąciku i popiskiwał. Kiedy wpuściliśmy go do domu uderzył nas okropny zapach, a na drugi dzień rano, na ogonie zauważyliśmy robaki. Niedawno był u niego weterynarz i dostaliśmy nauczkę, że nie można polegać na wiejskich weterynarzach, co nawet nie wożą ze sobą podstawowych szczepionek i nie potrafią ocenić wieku psa po zębach. "Proszę pani, ja nie jestem aż takim fachowcem, żeby po zębach oceniać wiek" - od innego weterynarza dowiedzieliśmy się, że ocenianie wieku po zębach to podstawa i że Szczęściarz wcale nie jest stary, tylko chory. Ma około sześciu lat!
Podobnie jak ostatnio z Aniołem, który walnął pyszczkiem w trzonek od siekiery i miał krwiaka na oku, pojechaliśmy szybko na pogotowie. Szczęściarz, kiedy go znaleźliśmy miał ranę na ogonie, weterynarz widocznie go dokładnie nie obejrzał i nie zauważył że jest jeszcze jedna rana, która pod naszą nieobecność zaczęła gnić.
Odstaliśmy swoje w kolejce i zaczęło się golenie puszystej sierści. Mimo, że kąpaliśmy go już dwa razy, a wyczesywany był codziennie,  czuliśmy się jakbyśmy nie dbali o psa, był tak brudny, a obcięta sierść dosłownie uciekała nam spod nóg. Cóż, lata zaniedbań dały się we znaki, a w miesiąc nie da się ich nadrobić.
Po powrocie czekała Szczęściarza kąpiel w specjalnym szamponie, pryskanie zmian skórnych i rany specjalnym środkiem i codzienne zastrzyki, które bardzo profesjonalnie wykonuje Pan Właściciel Domu, tak delikatnie, że Szczęściarz nawet nie drgnie.
Leży biedak na podłodze i popiskuje, pojękuje, łysy do połowy grzbietu, pomalowany na turkusowo środkiem na rany, a my zmieniamy się w dotrzymywaniu mu towarzystwa.
Będziesz zdrowy Szczęściarzu, zobaczysz!

11 komentarzy:

  1. Tak to jest z weterynarzami. Nie tylko wiejskimi. Ja już wiem z doświadczenia, że posiadacz licznej czworonożnej czeredy po trosze weterynarzem musi być sam. My na co dzień chodzimy do lek weta w Elblągu - mojego kolegi ze szkoły, który specjalistą jest dobrym. W bardziej skomplikowanych przypadkach konsultujemy się z wetem w Gdańsku, który geniuszem weterynaryjnym jest i nie raz już życie zwierzakowi uratował, kiedy inny wet nie dawał mu szans. Na Marcinie Czernielewskim z Gdańska nie zawiodłam się nigdy. Na Krzysiu Tege z Elbląga - też nie. Innych wetów się zwyczajnie boję... Życzę Szczęściarzowi zdrowia, a Wam - szczęścia na wspólnej drodze:-)))
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My jeździmy z psami do polikliniki weterynaryjnej, przy uniwersytecie, ale Szczęściarza ciężko do samochodu wsadzić (myśleliśmy, że ze starości tak słabo chodzi), więc chcieliśmy żeby ktoś przyjechał...
      Dziękujemy za życzenia! ;-)

      Usuń
  2. Czyli miesiąc miodowy ze Szczęściarzem. Fajnie macie:)Dobrze, że może na Was liczyć. Życzę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteśmy pewni że Szczęściarz czekał na Wasz powrót do ,,Wonnego Wzgórza" a skoro się doczekał to wszystko będzie dobrze ,za co trzymamy kciuki.
    Pozdrowienia serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat przeczytałam oba ostatnie posty hurtem - i taka zmiana nastroju… Ale będzie dobrze, a Szczęściarz jeszcze raz poczuje, że jego imię nie jest bezpodstawne ;-) Nie ma to jak mieć zaufanego weta na miejscu. Trzymam kciuki za Was i Szczęściarza!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowiej w szczęściu z Młodą Parą uroczy Szczęściarzu!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie dobrze. Już jest. A z weterynarzami, jak z lekarzami. Obyście musieli jak najrzadziej korzystać z pomocy medyków. Zdrowia życzę

    OdpowiedzUsuń
  7. Jasne, że będzie! Nie ma innego wyjścia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki za Szczęściarza- w końcu imię zobowiązuje ;)
    My nawet na szczepienia jeździmy 25 km...Miejscowym też jakoś nie ufam...
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń