poniedziałek, 4 lipca 2011

Wonne Wzgórze zamieniło się w deszczową, albo raczej błotnistą górę. Nasza Vitarka sprawdza się jednak perfekcyjnie, dzielnie pokonuje wzniesienia, doły i wszystkie nierówności pełne błota - polodowcowe blizny warmińskiej ziemi. Mimo to oczywiście nogi odziane w kalosze też nam służą, bo przecież pies i kot muszą się wybiegać i to wcale nie jest śmieszne, bo z kotem też chodzimy na spacery. Odkąd oprócz Wiedźmy (kotki) wprowadził się  Atos (małe, białe, co chodzi do fryzjera - piesek mojej teściowej) staramy się go skutecznie oduczać agresji do kotów, co wychodzi nam z różnym skutkiem. W każdym razie Wiedźma boi się sama wychodzić, więc chodzimy z nią na spacery, a ta pomiałkując biegnie przy nas, od czasu, do czasu prosząc o wzięcie na ręce, żeby mogła sobie popatrzeć na świat znad traw, jakie zarastają okoliczne wzgórza. Atos zazwyczaj okupuje wejście do domu, dlatego Wiedźma nauczyła się wchodzić przez okno i ma azyl w naszej sypialni, gdzie małemu (ale jakże uroczemu) szczekaczowi (próby dostania się są coraz rzadsze) wstęp jest wzbroniony. Zresztą sam Atos jest dużo spokojniejszy odkąd mieszka na wsi. Gdyby tylko mógł, zrezygnowałby na pewno z fryzjerów i codziennego wyczesywania rzepów i trawek, a potem mycia "podwozia" i łap pod prysznicem i dołączyłby do tych (jak nazywa je teściowa) "wsiowych burków", ganiałby za samochodami i obgryzał łydki rowerzystom... Póki co kiedy chodzę z nim na spacery to szczęśliwy wreszcie biega bez smyczy, odwdzięczając się radosnym merdaniem marchewy (ogonka), obsikiwaniem każdej ścieżki i towarzystwem podczas wędrówek. Podczas jednego z takich spacerów po błotnistej drodze w przerwie między burzami, odkryłam Poziomkowy Stok. Nie pamiętam już kiedy jadłam poziomki, a tu ich tyle. Te małe słodkie cuda, czerwieniły się w trawie i uśmiechały do mnie. Pachniały soczyście i migotały od kryształowych kropelek (akurat na moment wyszło słońce). Pies troszkę burczał pod nosem, w nieznanym mi języku, ale myślę, że mówił: " no chodź już, idziemy, biegamy, tyle tu zapachów, a ty takie świństwa skubiesz". Niestety musiał troszkę poczekać...  Na Poziomkowy Stok na pewno wrócę, tym razem wieczór mnie gonił, a i niebo znów zaczęło gubić ciężkie krople.
Przynajmniej jeden plus z tej zmiennej deszczowo - błotnistej pogody z drobnymi prześwitami słońca. Dowiedzieliśmy się, że mieszkamy pod tęczą. To podobno dobra wróżba, nadzieja na piękne życie w naszym nowym miejscu, które już zaczynamy nazywać Domem.


4 komentarze:

  1. Myślę, że psy nienawidzą tych wszystkich zabiegów kosmetycznych, jakie wymyślili im ludzie, sama staram się jak najmniej ingerować w ich wygląd, trochę przystrzyc, żeby świat widziały i hajda! w trawy, krzaki, zapachy przy drodze. I psy są szczęśliwe, nie muszą zaspokajać wygórowanych naszych ambicji, żeby pazurki, grzywki, ząbki, ogonek, mają być naturalne. A mój Maks goni Gutka do tej pory, od grudnia zeszłego roku i chyba już nie przyzwyczai się do niego, a Gutek go coraz bardziej lekceważy. Leje w tej chwili, aż ciapie w trawie, na budowie obwodnicy miejskiej, niedaleko nas błoto spływa z nasypów. Takiej tęczy zazdroszczę, to znaczy, że słońce chociaż na chwilkę wychyliło się, pozdrawiam serdecznie.
    A kaloszki na wsi muszą być, to podstawa, pa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzimy że wiejskie życie Was wciąga i daje przyjemność nawet w deszczu.
    U nas w tym roku też poziomek jest sporo :)
    P.S.
    Tęcza to znak przymierza jakie Bóg zawarł z Noe po potopie ,dla wszystkich kultur jest symbolem dobra i nadziei.
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  3. I to nawet podwójna !!!!!!! cudnie!!

    OdpowiedzUsuń
  4. piękne zdjęcie trafnie podsumowało piękny post:)

    OdpowiedzUsuń