wtorek, 19 lipca 2011

Czarne chmury nad Wonnym Wzgórzem

Nasz Dom pokazał nam swoje pazury... No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie różowo, ale czemu wszystko na raz? Czwartkowy poranek obudził nas grzmotami i strugami deszczu. Wzgórze poryły dziesiątki płynących zmarszczek, tworzących u jego podnóża rwący potok. Diagnoza była jednoznaczna. Z wyjazdu nici. Kiedy tylko troszkę zelżało Dzielny Pan Właściciel Domu zabrał się za wybieranie wody ze studni, która niestety, choć głęboka na 80 metrów nie jest ideałem... Ja natomiast jak zwykle zaszyłam się w kuchni gotując i piekąc coś na poprawę humoru. Kiedy Pan Właściciel Domu pojechał na zakupy, ja poszłam z psem na spacer, a ponieważ błocka co nie miara postanowiłam wsadzić nasze białe cudo pod prysznic, bo toto jest nisko podwoziowe i całe brudne było. Odkręcam kurek i co? "AAAAAA" - prysznic wybuchł. Normalnie wziął i wybuchł, kurek się złamał i pryska po całej łazience. Mokra starałam się go wcisnąć na miejsce i troszkę się jakby udawało. Dzwonię do Pana Właściciela Domu, z pytaniem: "gdzie u licha zakręca się wodę w piwnicy?!" - Nie ma zasięgu! Kiedy już ociekałam wodą (trwało to już jakieś 20 minut), wreszcie udało się dodzwonić i zakręcić wodę, ale kurka nie naprawiłam, jak nic złamany! Prawdziwa jednak niespodzianka nadeszła wieczorem, kiedy to okazało się, że trzasnął prąd. Po zabawie z korkami doszliśmy do wniosku, że epicentrum problemu znajduje się w piwnicy. W piwnicy są podłączenia wszystkich ważniejszych sprzętów, zostaliśmy więc bez wody, bo tam również znajdowały się kable od pompy...
Rano mina zrzedła nam jeszcze bardziej, kiedy przyjechał fachowiec, poodłączał wszystko i stwierdził, że ów pompa się spaliła... Patrzyliśmy na siebie z grobowymi minami, bo i skąd wziąć środki na nową?
"To niemożliwe" - rzekliśmy razem udając, że mamy o tym pojęcie i wbrew temu co mówił nasz fachur, Dzielny Pan Właściciel Domu znów poszedł wybierać wodę ze studni, której tym razem wcale nie było tak dużo i... i znalazł coś! Przetarty kabel. Pan Fachowiec znów stwierdził, że to na pewno nie to, ale w naszych sercach zapłonęła nadzieja... Zaizolował i... DZIAŁA! Odetchnęliśmy z ulgą. Pan Fachowiec naprawił też prysznic i wszystko było dobrze, mogliśmy więc w spokoju czekać na naszego gościa - Sylwię od Starych Mebli. Dwa dni z Sylwią od Starych Mebli minęły w dziwnym spokoju, na biesiadowaniu, odnawianiu znalezisk ze stodoły i znów biesiadowaniu.






Kiedy tylko Syliwa od Starych Mebli wyjechała znów się zaczęło... Poniedziałek - kolejny dzień wolny, pojechaliśmy więc na zakupy do miasta, na najprawdziwszy rynek, nakupowałam warzyw (z nadzieją myśląc, o tych które w przyszłym roku sama wychoduję), pooglądałam troszkę koronkowych serwet i kupiłam piękne zasłony do sypialni za grosze. Po powrocie czekała mnie miła niespodzianka, paczuszka z pięknym obrusikiem od internetowej znajomej. Mała rzecz, a jak bardzo cieszy,  była to iskierka w tym znów pechowym dniu. Okazało się bowiem, że Pan Właściciel Domu prawdopodobnie ma boleriozę, a w piwnicy pada deszcz z sufitu, więc  Leśny Filozof coś spieprzył (wybaczcie słowo, ale nie mogę inaczej) w naszej pięknej łazience... Nie minęła chwila i znów trzasnął prąd. Woda się leje, światła nie ma, a już ciemno za oknem, nie ma wody (nie licząc tej kapiącej z sufitu), a ja siedzę w foliowym worku, z farbą na głowie i zaraz muszę ją spłukać, bo wypadną mi włosy... Nauczeni doświadczeniami z piątku wyłączyliśmy korek od piwnicy, w domu zabłysło światło, Weszliśmy do naszej pieczary z lampką na przedłużaczu, znów plując sobie w brodę, że nie kupiliśmy jeszcze latarek. To co zobaczyliśmy wchodząc głębiej przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Pełno wiszących kabli, przedłużaczy, a to wszystko w bagnie. Latające jaszczurki i kumkające żaby (skąd one się tam wzięły?!), wiedzieliśmy, że gdzieś jest dziura, ale aż tak duża, żeby przelazły? Poodpinaliśmy kable, pracując w kaloszach ramie w ramie i jest. Jest prąd w piwnicy! Jednak deszcz z sufitu pada dalej i w takim stanie musieliśmy zostawić nasz dom wyjeżdżając dziś rano do pracy. Fachowiec będzie jutro, a do tego czasu żyjemy w nerwach czy nie będzie trzeba kuć łazienki... Mam nadzieję, że na pokazaniu pazurków się skończy, nie chciałabym poczuć na skórze zębów Domu z Wonnego Wzgórza...

11 komentarzy:

  1. Stare domy mają duszę,czsem miewają zły humor,ale zwykle to nie dom jest winny a ,,fachowcy z Bożej łaski". My tylko pierwszy nasz dom oddaliśmy ,,fachowcom" cztery następne remontowaliśmy całkiem sami ,właśnie po takich doświadczeniach z rurami,kablami...i fachowcami.
    Pozdrawiamy i życzymy aby się Wam udało naprawić wszystko po ,,fachowcach".

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymamy kciuki za opanowanie wodno-elektrycznej katastrofy. Wiemy co to znaczy, oj wiemy!
    Pozdrawiamy serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Straszne rzeczy piszecie. Niech Wam się ten ciąg awarii jak najszybciej skończy!
    Spalona pompa, brak prądu i wody - to wszystko każdy mieszkaniec wsi kiedyś przeżył. Oby se ne wratilo. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku!!! Faktycznie pazury i to całkiem ostre!! Naszą piwnicę w starym domu zasypaliśmy, izolując wszystko pieczołowicie, bo każdej wiosny nabierała wody aż do podłogi!!!!!
    Trzymam kciuki, oby udało się opanować te kłopoty!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. oo, coś się dom buntuje-oby to był koniec fochów z jego strony! a odnowiony mebel piękny!my też mieliśmy przeboje z domem (http://kronikidomowe.blogspot.com/2011/02/lato-byo-piekne-tego-roku.html ), po odwiedzinach na cmentarzu, jak na razie jest spokój;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam też nadzieję, że tej boreliozy nie ma. Wyniki czasami są pozytywne, ale metoda badania jest zawodna, testy trzeba robić kilka razy, żeby mieć pewność. Przynajmniej jeszcze z dziesięć lat temu tak było. Może teraz są lepsze testy, nie wiem. Ale mam nadzieję, że to była właśnie taka pomyłka. Wujek i mama na to chorują, po tych samych lasach biegali. Dziś wujkowi lepiej, mamie nie :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Taki zestaw, prąd i woda bardzo niebezpieczny, myślę, że szybko poradzicie sobie z awarią, a przede wszystkim odnajdziecie przeciek. Powodzenia i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Halo, halo! Po pierwsze nie żaden pech tylko wychodzi to, co jeszcze sami nie naprawiliście. Przegląd, wymiana/naprawa i będzie grało!!
    Po drugie nie fachowiec tylko wymieniacz. Stara prawda, że trzeba sie lepiej znać niż "fachowiec"
    Po trzecie i najważniejsze jak już się uporacie z ogarnięciem instalacji to będzie się z czego śmiać i co wspominać. Głowa go góry!! Optymiści żyją dłużej!! Popatrzcie na komodę (bardzo ładna) - własnie tak trzeba z całym domem. A co do boleriozy można sie wyleczyc chociaż trwa to długo, grunt, że wykryta w czas! Tak więc głęboki oddech, zakasać rękawy i głowa do góry. Jak mawiał dziadek mojej żony: "z pieniędzmi to każdy głupi potrafi"
    Pozdrawiamy znad Kwisy

    OdpowiedzUsuń
  9. Do @siedziba nawojów -bolerioza jest nie uleczalna, przelecza sie ataki tej choroby antybiotykami-ustępują obiawy ,i do następnego razu.Mieszkamy w lesie syna mamy leśnika i wielu kolegów leśników ,wiemy co piszemy bo wielu z nich jest chorych na Boleriozę od wielu lat.
    Daje się z tym żyć w miarę sprawnie przez sporo lat.
    Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem o tej chorobie sporo, bo mam przypadek w rodzinie. Zalecza sie a nie likwiduje do końca. Daje sie z tym żyć j.w. w komentarzu napisane i to jest najważniejsze. Głowa do góry!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Domek się zbuntował! "Uszy do góry" wszystko musi się dobrze skończyć. Ciężko pracujecie, więc dom musi się Wam "odwdzięczyć" za troskę.
    U mnie też nie wesoło, z powodu burzy i wielokrotnego wyłączenia prądu spaliła sie główna część pieca kondensacyjnego połowa oszczędności na wakacje ulotniła sie na naprawę, zalało na działkę z powodu tych obfitych opadów więc wypompowujemy wodę z rabatek, ciągle coś się dzieje jak to w domu.

    pozwodzenia

    OdpowiedzUsuń