poniedziałek, 25 lipca 2011

Coś dziwnego dzieje się z tą pogodą. Deszcz - słońce - ulewa - słońce - deszcz.. i tak ciągle. Denerwuje mnie to strasznie, bo wszystkie nasze plany walą się przez pogodę. Kiedy musimy jechać do pracy to akurat jest piękne słońce, więc następnego dnia, jak już mamy wolne planujemy ogrodowe prace i co? Akurat pada deszcz! Jeszcze nigdy latem nie byłam taka blada i jeszcze nigdy tak mało nie pływałam w jeziorze (jestem wodnym człowiekiem i nie mogę żyć bez pływania, tak kocham zapach wody!).

W czasie deszczu nie tylko dzieci się nudzą, ale ja również. Chociaż troszkę takie duże dziecko ze mnie. Jestem uparta, lubię stawiać na swoim i złoszczę się jak coś nie jest po mojej myśli. Lubię też bardzo kiedy Cudowny Pan Właściciel Domu spełnia moje zachcianki, takie jak np. wycieczka nad jezioro, nawet w deszcz, bo chcę i już, jak dziecko (liczę, że to przeczyta! ;-).

Jednak są chwile, kiedy naprawdę nie mam w co się bawić. Zaszywam się wtedy w kuchni, włączam ulubioną muzykę (ostatnio bardzo często jest to Federacja, kto nie zna to polecam!), gotuję i piekę. Bardzo lubię obdarowywać rodzinę i przyjaciół drobnymi słodkościami i choć sama nie przepadam za słodyczami, to w moim otoczeniu jest sporo łasuchów.

W niedzielę pojechaliśmy na obiad do Dziadków Pana Właściciela Domu. Jacy to cudowni ludzie! Zawsze kiedy ich widzę, w mojej głowie otwierają się szufladki dalekich wspomnień. Ja nie pamiętam właściwie swoich dziadków, zmarli kiedy nie było mnie jeszcze na świecie, albo kiedy byłam małym dzieckiem, wszystko jest jak przez mgłę i czasem nie wiem, czy to zdjęcia i opowieści rodziców i starszego brata, czy coś zostało w mojej własnej pamięci. Pamiętam za to Prababcię Antoninę, która przeżyła wiele osób w rodzinie i do ostatnich swoich chwil myślała zupełnie trzeźwo. Znała się na polityce i wyklęła (na bardzo krótko) jedną ze swoich córek, za zły wybór prezydenta. Zawsze musiała być umalowana, bo mówiła, że żadnemu chłopu się nie pokaże bez makijażu, a kiedy moja mama była mała to "krzyżowała" ją i jej kolegów z podwórka za karę do podłogi. To "krzyżowanie" pewnie odcisnęło się w pamięci nie jednego dziecka z Ostródy, kiedy bowiem takowe  narozrabiało, babcia kazała się kłaść na podłodze, krzycząc, że ukrzyżuje i szukała młotka i gwoździ po domu. Kiedy znalazła gwoździe, to przymierzała do ręki, czy będą pasować, ale nigdy nie mogła znaleźć młotka, kiedy natomiast miała młotek to wymachiwała w powietrzu, sprawdzając, czy dobrze będzie się nim delikwenta do podłogi przybijać. Nie mogła jednak wtenczas znaleźć gwoździ i dzieciaki miały darowane.
Kiedy ja byłam dzieckiem babcia była już łagodną starszą panią, ani jej w głowie było krzyżowanie. Nosiła chusteczkę na głowie, mówiła do mnie "moje serce", przygotowywała mi budyniek i prosiła żeby nalać jej "lufę koniaku" i podać fifkę i papieroski z szuflady (paliła do ostatnich dni, miała ponad 90 lat!). Kiedyś nawet pan doktor w szpitalu zapytał się jej o receptę na długowieczność (babcia leżała na dermatologi, nic innego jej nie było), babcia z umalowanymi brwiami i ustami odparła: "Panie doktorze, całe życie piłam wódkę, całe życie paliłam papierosy, tylko seksu miałam za mało i teraz żałuję" - miała wtedy 90 lat, ja może z 12...
W mieszkanku babci w Ostródzie wisiał jej portret, kiedy była piękna i młoda. Kiedyś babcia zapytała mamy, co chciałaby mieć na pamiątkę po niej i mama właśnie chciała ten portret. Po śmierci babci portret zabrała Cioteczka Dżili i nie chciała nam oddać. Mama pożyczyła portret żeby go odbić, a ja podmieniłam obrazki  i oddałam cioteczce odbitkę. Nawet się nie zorientowała. Teraz portret wisi na ścianie na Wonnym Wzgórzu, obok znalezionego portretu babci Pana Właściciela Domu. Wcale nie żałuję drobnego oszustwa. Tak się rozpisałam o cudownej babci... Można by o niej książkę napisać i to taką z samymi anegdotami.
Nie miałam  w moim życiu, szczególnie tym nastoletnim i dorosłym kontaktu ze starszymi ludźmi, dlatego taką przyjemność i radość sprawiają mi spotkania z dziadkami Pana Właściciela Domu. Od kiedy w Wigilię 2010 na moim palcu wylądował mały, błyszczący klejnocik, dziadkowie stali się też moimi dziadkami i to dla mnie ogromny zaszczyt tak się do nich zwracać. Dziadkowie są już ponad 60 lat po ślubie i wciąż kochają się tak samo. Dziadek to wciąż młody, silny mężczyzna i dba o babcię, która troszkę podupadła na zdrowiu, jak najlepsza pielęgniarka. Niesamowite jest z jaką czułością i delikatnością pomaga jej wstać, czy wkłada jej kosmyk włosów za ucho... Piękna miłość! W takich chwilach wiem, że moje dziecinne marzenia o romantycznej miłości to była sterta bzdur, bo najbardziej romantyczne są codzienne chwile. Wspólne gotowanie, spacer, podróż samochodem, wybieranie wody z piwnicy, zasypianie i drobny całus na dobranoc, schowanie kosmyka włosów za ucho...

krzesła z piwnicy ze starego mieszkania, które przemalowałam i dałam im nowe obicia. Na razie muszą być, może kiedyś kupimy jakieś na starociach.

ciasto ze śliwkami dla dziadków

banany nie z naszego sadu ;-)

polne kwiaty najpiękniesze!

pierwszy raz w życiu piekłam drożdżowe rogaliki i w ogóle jakiekolwiek rogaliki. Są z dżemem truskawkowym roboty mojej mamy, więc rogaliki to wspólnie dzieło, mimo że dzieli nas ponad 100 km.

Nie miałam w co zapakować rogalików dla dziadków, więc zapakowałam w papier śniadaniowy i troszkę przyozdobiłam.

taki obrus przysłała mi internetowa znajoma. Niesamowite, że są tacy ludzie, którzy chcą się zupełnie bezinteresownie dzielić czymś co mają...


A we czwartek dziadkowie wreszcie odwiedzą nas i zobaczą jak sobie radzimy na Wonnym Wzgórzu i spełniamy ich marzenia. Marzenia ludzi ze wsi, zamkniętych w blokowisku. Muszę wymyślić coś pysznego, ma ktoś jakiś ciekawy przepis?

8 komentarzy:

  1. Ze wzruszeniem przeczytałam Twój post o wspomnieniach. To cudowne, że je mamy. Możemy zachować pamięć o ludziach nam drogich i chwilach niepowtarzalnych. Ja mam takie właśnie o swojej Babci, troskliwej, dobrej i o chwilach spędzonych na wsi. Żniwach i wyprowadzaniu z dziadkiem krów wczesnym rankiem na pole.
    Teraz mam choć namiastkę wiejskiego życia, choć moja wioska jest 30 km od Warszawy.

    PS: drożdżowe rogaliki z konfiturą to przysmak, który tylko moja babcia umiała upiec. Niestety zanim odeszła nie spisałyśmy z mamą wielu przepisów i po rogalikach zostało wspomnienie.
    Możesz podzielić się swoim przepisem?

    pozdrawiam i nadal kibicuję remontowi na Wonnym Wzgóżu

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała historia o Prababci Antoninie! I wzruszająca opowieść o miłości Dziadków Pana Właściciela Domu... Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie cudowne historie opowiadasz, Wonne Wzgórze, ja też chciałabym być na stare lata taką żywotną babcią, nie palę, ale "lufeczką" nie pogardziłabym. Nie było u babci Tosi zgorzknienia, pretensji do świata, tylko radość życia, tak chciałabym. A Dziadków męża podziwiam za długoletnią przyjaźń, bo to ważne, żeby być ze sobą tyle lat w przyjaźni, obok miłości i opiekować się sobą, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. piękne masz wspomnienia po babci:)
    a o jakiej potrawie myślisz? sałatka czy danie główne?

    OdpowiedzUsuń
  5. myślę o słodkościach. Dziadkowie prosili o jakieś dobre ciasto.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze lubię wpaść na Wonne Wzgórze na chwilę, poczytać i uśmiechnąć się - i dlatego właśnie zapraszam do nas po wyróżnienie:-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. mysle ,ze ciasto jogurtowe z owocami sezonowymi bedzie idealne :) mozna znalezc u wujka Google albo w blogu Lawendowy dom....
    sama najczesciej robie ciasto na kruchym spodzie (albo ciastkach digistive) - a reszta to creime fraiche (ale nie wiem czy jest w Polsce...)+tyle jajek ile dl creime fraiche,cukier puder(wg smaku i slodkosci owocow-do porzeczek wiecej!),owoce (czesto mieszane,lesne i ogrodowe)-piec jak sernik....
    pozdrawiam
    Aska

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam mojego męża od kiedy miałam 17 lat, dzięki temu mogłam poznać jego Dziadków. Mieszkają(li, bo Babcia już nie żyje) na moim osiedlu tym samym kontakt miałam z nimi dość bliski. Kiedy o nich myślę zawsze uśmiech na twarzy mi się pojawia. (W odróżnieniu do wspomnień o moich dziadkach...) A Twój post znów wyzwolił ten uśmiech...

    Pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń