środa, 3 lutego 2016

Hobby na zimowy (i nie tylko) czas

Ostatnie dni upływają spokojnie, szczególnie te wolne od pracy. Wręcz leniwie. Odpukać - od ostatniego płonącego komina na Wonnym Wzgórzu nic złego się nie dzieje. Weekendy spędzamy na gotowaniu, rąbaniu drewna, zrobiłam też pierwsze zasiewy (por, seler), a poza tym odpoczywamy i zbieramy energię na wiosnę, kiedy pracy w obejściu będzie znacznie więcej. Już żyję myślą o ogrodzie, już nie mogę się doczekać jak wyrosną rośliny, które posadziłam w sadzie jesienią, chcąc stworzyć leśny ogród. Mamy jednak jeszcze jeden pomysł na weekendowe zajęcie sobie czasu. Jeździmy po okolicach, ale w ramach możliwości tylko polnymi drogami. Oczywiście zabieram ze sobą aparat i fotografuję, fotografuję i jeszcze raz fotografuję. Podczas naszych małych wycieczek czuję się trochę jak odkrywca. Tu nowa droga, tam kapliczka w pięknym miejscu, tu opuszczone gospodarstwo, czy dworek. Czasem jestem trochę rozczarowana, bo nie odkryłam nic wyjątkowego, wtedy mój kierowca, który słyszy przez całą drogę tylko: zatrzymaj się, cofnij, jeszcze kawałek, no jedziemy, a nie, znów się zatrzymaj, staje na głowie, żebym mogła poczuć się jak odkrywca i skręca w najbardziej nieprzystępne drogi, oczywiście trochę podśmiewając się z żony- odkrywcy.




Zdarza nam się wybrać również w bliższe okolice, zabieramy wtedy plecak z prowiantem, psy i wyznaczamy sobie trasę spacerową, najlepiej tam, gdzie drogi nie ma w ogóle. Nie jest to takie proste, bo psy na swoich linkach plączą się między drzewami, krzakami, to zobaczą sarnę, to zająca. Szczególnie Wiosna jest jest dzika. Wciąż nie nauczyła się chodzić dobrze na smyczy, więc prowadzić ją może tylko Pan Opiekun Psa, bo ja na wertepach nie daję sobie z nią rady. Wdrapaliśmy się ostatnio w naszą piękną śnieżną zimę na nasze ulubione wzgórze, na które idzie się przez las. Szliśmy pod górę w śniegu po kolana, między drzewami prześwitywało słońce. Tym razem Pan Opiekun Psa miał lepiej, bo Wiosna tak ciągnęła, że wejście pod górkę miał z pewnością ułatwione, wybierał więc najbardziej skomplikowane trasy. Ja z Aniołem po wejściu na szczyt, wolałam iść już prostą drogą, mąż natomiast z Wiosną wybrali zjazd na tyłku w dół i znów wspinaczkę przez bukowy las. Spotkaliśmy się obok ruin gospodarstwa na wzgórzu, w miejscu gdzie widok rozciąga się na kolonie Orzechowa, na Radostowo, daleko na Jezioro Blanki, no i oczywiście na już niezalesione wyjątkowo piękne łyse pagórki, całe ośnieżone, bez śladów opon, czy stóp. Cudownie było wspinać się po tej dziewiczej trasie. Wyjęłam aparat, żeby uwiecznić tę chwilę. Pstryk i nic. Pstryk i nic. No i się okazało. Zapomniałam zabrać karty do aparatu. Mąż oczywiście od razu obiecał, że wrócimy w to miejsce nazajutrz. Niestety kto by się spodziewał, że jednego dnia piękne słońce, śnieg, temperatura około -10 stopni, a na drugi dzień, szare niebo, chlapa, i na plusie. Poczekaliśmy więc aż się roztopi i za tydzień znów ruszyliśmy na piękną górę. Niestety widoki nie były już tak wyjątkowe, powietrze nie było tak przejrzyste, światło tak miękkie, mimo to przestrzeń, którą można wręcz wdychać w tym miejscu zawsze mnie uspokaja i daje energię. Już się umówiliśmy, że kiedy tylko zrobi się cieplej wybierzemy się na to wzgórze na piknik.





Miłego życia! Pozdrawiam ciepło!

11 komentarzy:

  1. I co tej zimie przeszkadzało, że tak szybko się zwinęła? Ciekawe, czy jeszcze wróci? Psy mają się wtedy w czym tarzać i nie przynoszą kilogramów piachu do domu.

    Też lubimy takie szwędanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękna fotografia nr 17 (krzyż z domem w tle). Naprawdę magiczna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Wam fajnie! :) Jeśli zaś chodzi o kartę, to ja się w końcu wkurzyłem po trzeciej takiej przygodzie i kupiłem drugą, którą noszę w torbie z aparatem. Jeśli jedna zostanie w kompie, zawsze jest zapas. Podobnie mam z bateria, ładowarką do telefonu, szczoteczką do zębów... :D
    Gdyby Was zagnało w okolice CzK, to nie omieszkajcie wpaść na herbatkę! Lubimy niespodziewane wizyty (zresztą i tak czasem i kilka razy dziennie ktoś do nas przychodzi ni stąd ni z owąd, więc jesteśmy przygotowani :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam kilka kart do aparatu, ale jakoś żadnej nie miałam przy sobie :) Byliśmy w Kierzu, ale nie w Czarnym ostatnio :) Jak znów zawitamy w okolice Lidzbarka to wpadniemy.

      Usuń
  4. Piękne te Wasze kapliczki warmińskie, inne niż nasze:-) psy szczęśliwe, Wy także, nawet stada saren wielkie, jakby myśliwych u Was nie było; na razie wysiałam paprykę, za jakiś czas pomidory, a resztę kupie na straganie:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nawet nie sarny były, tylko jelenie, a dokładnie łanie i młode byczki.

      Usuń
  5. Witam. Piękne zdjęcia, jak zwykle :) Psy szczęśliwe, opiekunowie także - tak trzymać. A co do aparatu też nie raz mi się zdarzyło zapomnieć karty, albo baterii ech...

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia :), jak patrzę na Wasze psy to rzeczywiście szkoda tej zimy, miały super zabawę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne są takie wycieczki . Psiaki zadowolone i przy okazji dobrze poznajecie najbliższą okolicę. Kapliczki cudne !!! Buziaki !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. PIękne zdjęcia,też lubię tak się włóczyć po okolicy z aparatem w reku, albo autem polnymi drogami zwiedzać najblizsze tereny.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń