czwartek, 19 lutego 2015

Czarna seria

Poniedziałek – skręciłam nogę. Po pracy pojechałam do lekarza i dał mi zwolnienie. Mimo to postanowiłam we wtorek pojechać do pracy chociaż na chwilę. We czwartek planowany był wernisaż, a ja zajmuję się oprawą plastyczną, chciałam dokończyć chociaż malowanie tablic tytułowych.
Wtorek – samochód się popsuł – nie pojechaliśmy. Mąż wziął wolne, ja zadzwoniłam z informacją o zwolnieniu. Kiedy w pracy dowiedzieli się o zwolnieniu nie pozwolili mi dokończyć mojej pracy we środę. Musiałam znaleźć zastępstwo. Na szczęście zgodziła się pomóc studentka trzeciego roku mojego wydziału, która była u mnie na praktykach i dobrze radziła sobie z malowaniem. Mechanik przyjechał do nas we wtorek wieczorem z lawetą. Wsiadł do samochodu i odpalił bez problemu, jakby nigdy nic. Zostawił samochód. Rano auto nie odpaliło. Tym razem mechanik przyjechał i zabrał samochód. Oddał nam go we czwartek i jeździliśmy tradycyjnie do wtorku. We czwartek przyszedł Skrzat z ranną łapą. Mocno kulał. W piątek rano jednak go nie było i nie mieliśmy jak pojechać do weta. Potem auto wciąż było w naprawie i nadal nie mieliśmy jak pojechać, a Skrzat pojawiał się w najmniej odpowiednich porach. We wtorek rano samochód znów nie odpalił. Znów nasze chore auto pojechało lawetą. Tego samego dnia było zrobione, ale mąż i tak nie miał już jak dostać się do miasta, więc odebrał we środę. Jeździł samochodem do piątku (piętek trzynastego) i autko znów się rozwaliło, tym razem na szczęście w mieście. Wrócił z sąsiadami, urywając się z pracy wcześniej. W poniedziałek pojechaliśmy już razem (dwutygodniowe zwolnienie już mi się skończyło i chociaż z nogą nie jest jeszcze najlepiej, to nie chciałam przedłużać). Do pracy zawieźli nas sąsiedzi. Odebraliśmy samochód we wtorek, wróciliśmy do domu.
- Sebastian nie zgasiłeś świateł – powiedziałam do Pana Właściciela Domu.
- Przecież gasiłem – odpowiedział i wrócił do auta – a teraz się palą?
- Palą tylko inne.
- A teraz?
- Teraz awaryjne. - Nagle coś zaczęło strasznie śmierdzieć, a z bagażnika poszedł dym, światła paliły się nadal. Mąż odłączył akumulator i zadzwonił do mechanika. Znów na drugi dzień musieliśmy pojechać o nieludzkiej godzinie z sąsiadami, a mechanik zabrał lawetą auto. Przyjechali moi rodzice, więc pojeździliśmy ich samochodem przez jeden dzień. Mogliśmy wstać o normalnej porze i poczuliśmy jakim luksusem jest praca na po ósmej. Samochód miał być wczoraj. Mąż zadzwonił do mechanika, okazało się, że tym razem spaliła się jakaś nowo wymieniona część przy kierownicy (tydzień wcześniej spaliła się nowo wymieniona pompa paliwa).
- A co z przewodami z tyłu samochodu? Mówiłem panu, że stamtąd leciał dym – zapytał mąż
- Tam nie sprawdzałem. - odpowiedział nasz super mechanik. Nie odebraliśmy więc samochodu, bo nie chcieliśmy spłonąć po drodze. Sąsiedzi pojechali już do siebie, moi rodzice wrócili do domu, a my nie mieliśmy jak dostać się do chaty (tym co nie wiedzą przypominam, że do naszej wsi nie jeżdżą żadne autobusy). W końcu przyjechał po nas przyjaciel męża i zawiózł do domu. Dziś znów mieliśmy poranny marsz na spotkanie z sąsiadami i jazdę o nieludzkiej porze do Olsztyna. Mam nadzieję, że samochód zrobią nam dzisiaj i że będziemy mieć jak wrócić do domu i że już przestanie się psuć, chociaż naprawdę jesteśmy bardzo, bardzo wdzięczni naszym kochanym sąsiadom, że nas zabierają i że jeszcze nie mają nas dosyć!
Skrzat wciąż kuleje, chociaż zgina łapę, rusza nią, więc chyba nie jest złamana. Jak będzie sprawny samochód to pojedziemy z nim do weterynarza, na razie nie ma jak...

Błagam odczarujcie nas, niech ktoś zabierze od nas tego cholernego pecha!


PS. Dzisiaj rano jechałam z taksówkarzem, który pochwalił mi się, że jest myśliwym i że strzela do psów, zabił już pięć!
Powiedziałam mu co o nim myślę, ale może, jak będę w nastroju napiszę coś o tym następnym razem.

11 komentarzy:

  1. We mnie wzbiera wściekłość i w końcu napiszę posta o myśliwych!!! Ale nie teraz, bo nie mam siły... Od dwóch tygodni wszyscy naraz leżymy i kwiczymy, Księżniczka 40 stopni w nocy z soboty na niedzielę;) Antybiotyki i co tam się jeszcze da - jeśli Cię pocieszyłam, to suuuuper. Przynajmniej z nogą już lepiej i możesz wychodzić na fricheluft, a my??? Całe ferie w łóżku...
    Jak mogę, tak jednak odczarowuję Waszego pecha... Samochody tak mają... Tylko cierpliwość ratuje i... dobry sąsiad;) Buźka, Kochani!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholerka, ten luty to chyba rzeczywiście jest pechowy! Niesamowite, na początku miesiąca miałam problemy z samochodem, po drodze, w trakcie jazdy po prostu sobie gasł. A w sobotę na lodowisku upadłam na rękę i takim oto sposobem przez najbliższe tygodnie będę leworęczna... Czyli nie tylko u mnie nieszczęście goni nieszczęście. A już myślałam, że jakieś fatum nade mną wisi.

    Pozdrawiam Cię serdecznie i dużo szczęścia życzę! :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do p.s. i myśliwych... Albo nie, ugryzę się w jeżyk (czy tam w palce). Natalio, trzymam kciuki, żeby pecha szybko zastąpiło duuużo pomyślnych i szczęśliwych zdarzeń!

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też zepsuł się w tym tygodniu / nie odpalał / okazało się że alternator / nie wiem co to jest / , a drugi samochód syna akurat też był u mechanika. Korzystaliśmy również z pomocy sąsiadów ale na szczęście mamy dojazd autobusem i pociągiem. Śledząc nasze dotychczasowe życie stwierdzamy , że zawsze dwa pierwsze miesiące roku są jakieś pechowe. Oby do wiosny pozdrawiam Natalko.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie cierpię myśliwych...Uważm to za sadyzm...

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech ta wiosna przyjdzie i przepędzi pecha jak najprędzej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój "czołg" stoi od jesieni, przez co jestem trochę uziemiona, ale podkradam pojazdy domownikom i jakoś sobie radzę; no cóż, używane samochody tak mają, że muszą sporo odstać u mechanika, i nawalają, kiedy nie potrzeba, ale kogo stać na nowe; tylko ta kostka mnie niepokoi, czy to w tej nodze, którą wcześniej miałaś uszkodzoną? pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam . Od 21 stycznia do 10 lutego była retrodegradacja merkurego .Merkury wpływa na ruch, komunikację, podróże, handel. Jest związany z mediami, bankowością, usługami pocztowymi. Ma silny wpływ na elektronikę. Gdy planeta ta retrograduje, czekają nas niekoniecznie przyjemne zaskoczenia. Lepiej zawczasu zabezpiecz ważne pliki na komputerze, bo może ci się spalić dysk. W jakimś istotnym momencie z niewyjaśnionych przyczyn zniknie połączenie z internetem. Samochód może ci się zepsuć na środku skrzyżowania. No i w magiczny sposób wyparują klucze od domu... To typowe zjawiska podczas retrogradacji Merkurego. Na dodatek zdarzają się trzy razy w roku, bo właśnie taka jest częstotliwość retrogradacji tej planety. Także czas zażegnać pecha i głowa do góry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nasz pech trwa od Wigilii po dziś dzień, więc chyba te wszystkie planety się na nas uwzięły...

      Usuń
  9. Pechowi i złym zdarzeniom zdecydowane a kysz! Teraz to już musieliscie cały limit pecha wyczerpać i będzie tylko lepiej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Karma płonie. Trzymać się mocno, nie narzekać, trwać dzielnie i robić swoje, wiedząc, że jak już się wypali, będzie z głowy. (I nie grzeszyć więcej ;))). A jeśli trzeba, dzwonić po pomoc do sąsiadów, również tych spod czarnego krzaka. :)

    OdpowiedzUsuń