środa, 8 stycznia 2014

Czas błota

Pogoda zaskakuje. W styczniu w naszym ogrodzie wciąż kwitną rumianki i prymulki. Wciąż, a może już? Mam wrażenie, że pąki drzew nabrzmiały, ale wolę nie przyglądać się im z bliska. Boje się, że szlag trafi nasze, sadzone w listopadzie drzewka owocowe. Ze względu na oszczędności nie kupowaliśmy jeszcze w tym roku opału. Kominek świetnie zdaje egzamin, a palimy w nim tym co znajdziemy wokół domu. Przy okazji porządkujemy więc podwórko. Niestety ze względu na to, że nie palimy w centralnym musieliśmy włączyć bojler, bo mieliśmy już dosyć porannych kąpieli w lodowatej wodzie. To pewnie nie będzie oszczędność, ale zobaczymy przy rachunku...W każdą sobotę wychodzimy na zewnątrz i szukamy drewna i spróchniałych belek, które nie nadają się już do planowanych przez nas budów. Pan Właściciel Domu tnie je swoją ulubioną zabawką, a potem układamy je przy kominku. Pod koniec tygodnia, reszta drewna, która zostaje akurat jest sucha, niestety musimy znów szukać kolejnych zwalonych na obrzeżach siedliska drzew, suszyć je i tak w kółko. W tym przypadku ciepła pogoda nas cieszy. Ciężko byłoby wygrzebywać drewno spod śniegu, pewnie trzeba by było również szybciej zamówić suchy i co za tym idzie bardziej wydajny opał. Decyzja jednak zapadła i postanowiliśmy drewno zamówić. Jednak teraz jak na złość nadleśnictwo nie podało jeszcze cen na Nowy Rok i musimy czekać. Mimo ciepłej aury pogoda nas nie rozpieszcza i choć są słoneczne chwile, to przeważnie leje deszcz rozmywając coraz bardziej ziemię na naszym wzgórzu. Chodzę coraz więcej i chociaż po godzinnym spacerze z psem wracam kulejąc to walczę i staram się dużo spacerować. Niedługo zaczynam też rehabilitację. Niestety błoto uniemożliwia mi często swobodne spacery, jest ślisko i niebezpiecznie. Kalosze nie trzymają dobrze kostki, za to systematycznie zasysane są przez podłoże. Coraz częściej biorę też udział w pracach gospodarskich, takich jak wyżej opisywane wyszukiwanie, czy układanie drewna. Bardzo to lubię i czuję satysfakcję, kiedy jestem w stanie choć trochę pomóc mężowi. Zaczynamy też wreszcie realizować postanowienia... ubiegłoroczne. Jednym z nich jest budowa ganku. W starym roku stanęła wstępna konstrukcja, jednak zastał nas śnieg i nie mogliśmy postawić konstrukcji pod dach. Ostatni wolny poniedziałek był ładny, wzięliśmy się więc do pracy. Takimi metodami, jakimi robimy nasz ganek (pomijając że to w ogóle pierwsza rzecz jaką budujemy własnoręcznie, a właściwie Pan Właściciel Domu buduje, a ja tylko asystuje) tak naprawdę potrzebowalibyśmy dwóch sprawnych mężczyzn i dodatkowo jednej osoby do obsługi technicznej. Niestety mój mąż musi w tym przypadku pełnić rolę półtora sprawnego mężczyzny, a ja tej pozostałej połowy i obsługi technicznej dodatkowo. Mimo to konstrukcja dachu powoli zaczęła powstawać. Mąż przy pierwszym przęśle przywiązał nitkę, sprawdził poziomy, każdy szczyt miał kończyć się na wysokości napiętej nici. Schody zaczęły się jednak przy... schodach. Nie było jak ustawić drabiny. Wcześniej wchodziłam na kilka stopni drabiny i podtrzymywałam belki, a Sebastian starał się jak najszybciej je poprzykręcać, tak żeby nie zdążyły popękać mi plecy pod ich ciężarem. Tym razem jednak duża drabina potrzebna była do przymocowania ostatniej belki, a mała nie sięgała spod schodów do szczytu ganku, który za chwilę miał stanąć. Żeby Wam to uwypuklić powiem, że daszek jest dwuspadowy, wcześniej zbudowana była już podmurówka z cegieł i właśnie te przeklęte schodki. Tutaj też Sebastian wykazał się pomysłowością, chociaż ja ledwo to przeżyłam. Gdyby nie to, że bardzo chcę mieć ganek i jestem w gorącej wodzie kąpana, to chyba nie podjęłabym się tego zadania. Stałam na schodkach, a belki podtrzymywałam na... widłach! Czułam się jak jakiś akrobata, który na kiju nosi piłkę, albo wieże z klocków. Ja trzymałam konstrukcje dachu! Sebastian przykręcił belki z jednej strony i natychmiast przestawił drabinę na drugą stronę ganku. Wciąż trzymałam, ale miałam wrażenie, że zaraz ręce mi zwiędną, widły wylecą z rąk, a belki wylądują na mojej głowie. Zaznaczyć chciałam jeszcze, że choć nasze beleczki to najcieńsze belki, jakie znaleźliśmy to jednak nie mają nic wspólnego z tymi, z których robi się teraz więźby dachowe nawet na całych domach. To belki rozbiórkowe z naszej stodoły, które podtrzymywały ogromny dach kryty ceramiczną dachówką, są więc grube i mają swoją wagę. Jeszcze tylko drabina na środek, mąż na razie połączył jednym wkrętem belki i już mogłam puścić. Potem podokręcał resztę, tak żeby nic nie odpadło, a ja byłam już tylko pomocą techniczną. Wróciliśmy do domu, kuśtykając już całkiem mocno umagdziłam szybki obiad i mimo, że we wtorek musieliśmy pojawić się w pracy, postanowiliśmy opić nasz sukces. Jeśli tylko nie będzie padało, to mimo okropnego błota postanowiliśmy już zadaszyć nasz ganek. Na razie będą to tylko deski i folia ochronna, na wiosnę, kiedy ganek zamurujemy, to pokryjemy go też dachówką. Czeka nas przy nim jeszcze mnóstwo pracy. Trzymajcie kciuki!

NA koniec jeszcze rysunek instruktażowy, jak zrobić ganek za pomocą wideł ;-) Wiem, że nie jest on godny plastyka, ale mam nadzieję, że oddaje sens. Ten krasnal z widłami to ja, a ten na drabinie to Pan Właściciel Domu.

14 komentarzy:

  1. W podobny sposób przytrzymywałam mężowi deski, które mocował do sufitu, tylko, że grabiami, byłam wtedy mocno ciężarna, ale pomagałam, jak mogłam; dacie radę, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysłowy Dobromir !! :) Nie ma co !! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny pomysł, tylko przez moment myślałam ,
    że jakiś diabełek do Was zawitał w gości :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. ło matko! przyda mi się ten pomysł, gdy będziemy robić werandę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. No patrz, a ja podtrzymywałam za pomocą deski. A rysunek mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rysunek świetny ,bo odzwierciedla sytuację i emocje .Przypomina mi te z książek A.Lindgren ;-) .
    Ja trzymałam dach ganku na grubej line ,podczas gdy MAciek dokręcał śruby ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja trzymałam belki na grzbiecie! I kocham nasz własnoręczny ganek!

    OdpowiedzUsuń
  8. hahhaha dobrze się spisałaś Krasnalu :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Rysunek na koniec genialny! :D No to - trzymam kciuki za pomyślność dalszych prac :) Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczny ganeczek Wam powstanie!
    Widząc ten obrazek po raz pierwszy, wydawało mi się, że to ktoś wisi na szubienicy!
    Dobrze, że to tylko Ty z widłami, niby diablica jakaś, podtrzymujesz cały strop ganku :)
    Pogratulować myśli technicznej! Polak potrafi!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie też z daleka mignęła szubienica ;-))
    Ganek będzie piękny! Takie pomysły odjechane, musi być! Poza tym najpiękniejsze są ze starych, solidnych belek ;)
    Ściskam Was czule ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myślałam, że jakieś wieszanko na Nowy Rok zapodaliście;) pozdrawiam w trudzie budowlanym;)

      Usuń
  12. Przypomniało mi się, jak pierwszą zimę mieszkaliśmy już na wsi i też opału nie mieliśmy... o masakra. Masz szczęście, że śniegu nie ma ;) teraz nie wyobrażam sobie nie mieć pełnej drewutni i węgla w zapasie.
    Rysunek w pełni oddaje sytuację, nieźle się spisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham wieś i nienawidzę jednocześnie, a rysunek świetny!

    OdpowiedzUsuń