wtorek, 4 czerwca 2013

Muzyka wspomnień i troszkę kwiatów ;-)




Nie tylko Wonnym Wzgórzem człowiek żyje. Dlatego też kilka wolnych chwil tym razem postanowiliśmy spędzić w Siemianach na Jeziorakiem. W czwartek miał być koncert naszych przyjaciół z EKT, którego nie mogliśmy przecież opuścić. Nie chodzi tu już do końca o muzykę, ale o klimat, atmosferę i przemiłe spotkanie, zakrapiane kilkoma kroplami mocnych trunków. Oczywiście pisząc o koncercie nie mogę nie wspomnieć o tym, że zespół po raz kolejny nie przyjechał w pełnym składzie i nigdy już w tym składzie nie przyjedzie. Chociaż wszystkim brakuje Mesaliny – pełnego ciepła i cudownie śpiewającego, to przy każdej piosence mamy wrażenie, że też stoi na scenie. Kiedy chłopcy wysiadają z busa, wciąż czekam, żeby się z nim serdecznie uściskać, a potem mam wrażenie, że słyszę jego głos, choćby w chórkach.
Uwielbiam tę atmosferę, która szybko ogarnęła nas i całą licznie zgromadzoną publiczność. Szanty i piosenka turystyczna, bo przecież EKT – Gdynia to Elitarny Klub Turystów z Gdyni, tak cudnie brzmią tylko nad Jeziorem, czy morzem. Spotkaliśmy kilka miłych osób, dobrze i trochę mniej nam znanych znajomych. Poznaliśmy też parę nowych, co zawsze bardzo nas cieszy. Głowę ogarnęły wspomnienia, bo przecież te koncerty i ta muzyka zawsze kojarzą się z miłymi chwilami.  Poszaleliśmy na parkiecie, a potem zaczął się już tylko nasz mały prywatny koncert. Jacek – perkusista, jest też świetnym gitarzystą i kiedy odkłada pałki, bierze w ręce gitarę i gra wszystko o co się poprosi. Gra mi nawet mojego ulubionego Turnaua i inne trudne do zagrania piosenki, których moi (też przeze mnie ogromnie doceniani) ogniskowi grajkowie nie potrafią (niektórzy też nie chcą ;-) zagrać. Ciepły wieczór i śpiewy zawładnęły nami w stu procentach i spać poszliśmy dopiero, kiedy zaczęło robić się jasno. Zmęczenie dawało się we znaki, a przygotować mieliśmy się na kolejny pełen wrażeń wieczór.
W piątek pojechaliśmy na długi spacer do lasu i wykąpać w leśnym jeziorze Anioła. Zaopatrzyliśmy się w szampon i ręcznik. Anioł wszedł chętnie do wody, ale kiedy zobaczył co się święci, zaczął wyć tak jakbyśmy chcieli go utopić, aż jacyś ludzie przyjechali rowerami, pod pretekstem zapytania nas o coś, a my dobrze wiemy, że przyjechali sprawdzić, czy nie krzywdzimy psa. Sami zachowalibyśmy się tak samo, więc nie mamy do tych Państwa pretensji, a Anioł wył naprawdę przerażająco na pół lasu. Podczas spaceru znalazłam też czterolistną koniczynkę, rosła sobie na środku drogi i uśmiechała się do mnie. Dałam ją Sebastianowi, ale on powiedział, że trzeba było ją zostawić dla kogoś innego, przecież my i tak mamy szczęście. Szczęścia jednak nigdy za wiele, więc zasuszyłam ją w książeczce zdrowia Szczęściarza, która wciąż jeździ z nami samochodem i czekać będzie sobie koniczynka na moment kiedy się przyda.
Wieczorem przybyła moja Mała Sylwia od Starych Mebli i to nie sama. Miło było zobaczyć ją tak roześmianą i szczęśliwą, taką, jakiej jej jeszcze nigdy nie widziałam.
Oprócz Sylwii, przyjechały jeszcze dwie przemiłe osoby – Ola i Marek. Piosenki Marka, pewnie wielu z Was zna, niektóre z nich towarzyszyły mi w dzieciństwie, kiedy śpiewała mi je mama. Na podwórku zespół weselny, więc mimo oszałamiającego zapachu jeziora i cudnych widoków przenieśliśmy się do domowego zacisza, gdzie Marek i Ola zagrali. Dwie gitary, okulele i harmonijki ustne. Ola przepięknie śpiewała "Sarajewo", Nohawicy w wersji oryginalnej, dośpiewywałam tylko po cichu refren po polsku. „Noc Czerwcowa” i inne ballady, również wciąż dźwięczą mi w uszach. Marek nie przejmował się, że publiczność mają raptem sześcioosobową i wręcz prowadził koncert. Uczył nas refrenów, żebyśmy mogli śpiewać razem, opowiadał o historii kolejnych piosenek, które napisał. Kilka z nich były to tłumaczenia ludowych piosenek bałkańskich. Każdy utwór był połączeniem liryki i humoru. Był też mały koncert życzeń i standard w postaci Pod Budą, a także właśnie ta piosenka Marka, którą mama mi nuciła: „Bo każdy chłopiec powinien mieć misia, bo każdy miś powinien chłopca mieć, tak jak Puchatek miał swojego Krzysia, bo najlepiej śpi się z misiem to się wie, bo każdy chłopiec powinien mieć misia, dziewczynka też jeżeli tylko chce...” Słodko się zrobiło i cudnie, bo nawet te piosenki Marka, które napisał dla dzieci, do końca dziecięce nie są. Polecam Wam wszystkim ;-)
W sobotę usiedliśmy nad jeziorem tylko we dwoje i było cudnie. Potem dosiadł się Misiek i jeszcze kilka innych osób i znów gitara i tak zwane Miśkowe szlagiery: „Dla takiej jak Ty”, „Na parterze w mojej chacie”, kilka szant, a potem już tylko „Misiek Blues”. Znów przywitał nas różowy horyzont, dlatego też w niedzielę nie daliśmy rady pojechać do domu i zawitaliśmy na Wonne Wzgórze dopiero w poniedziałek, gdzie przywitały nas zjedzone do korzonków kapusty i... wszystko wielkie i pachnące. Przyroda przez te kilka dni pokazała nam swoje możliwości. Zobaczcie sami. 

Taki krzew nam się kiedyś spodobał i sobie rośnie. Nie pamiętam jego nazwy. Ktoś może kojarzy?

Drobne kwiaty tawuły, mamy ich dwa rodzaje, ale tylko te już kwitną.

kwiatki z bajki, kojarzą mi się z dzieciństwem. Szczepkę dostaliśmy od Kasi z Leśnej Doliny, a reszta przekopana jest z pola.

to kupiliśmy ostatnio i już zapomnielśmy nazwy. Skoplikowana jakaś ;-)

Zaczynają się moje ulubione fiolety, lawendowo ;-)

Zakwitł też szczypior, którego kwiaty uwielbiam.

w tle łubin, obok mięta - dzika przekopana z bagien i ta domowa - cytrynowa, też będzie kwitła na fioletowo.

zmiana koloru ;-)



pierwsze pomidorki.

smakowita bardzo ;-)


Zrobiłam zdjęcie tylko tej pani, ale także i agrest ma owocki i maliny ;-)

nasza kochana łąka.
Jeszcze powrót do ogródka i rozkwitły pierwsze piwonie.

schody do domku i anielski pies. W tle jeszcze trochę bałaganu, ale staramy się powoli wszystko sprzątać.

 Dziękuję wszystkim za miłe i pełne wsparcia komentarze pod poprzednim postem. Przez miesiąc nie wchodziłam w ogóle na Wasze blogi, bo musiałam zrobić sobie mały komputerowy urlop. Już nam przeszło i wiemy, że Szczęściarz jest w niebie. Obiecuję nadrobić zaległości. Dzięki i pozdrawiam. 


13 komentarzy:

  1. Kolorowo , kwiatowo i smakowicie u Ciebie.
    Takie wypady są cudowne
    i jeszcze takie towarzystwo :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To granie i śpiewanie poczułam całym jestestwem, każdą komóreczką!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie że nie samym Wonnym Wzgórzem żyjecie my też stosujemy tą zasadę i staramy się nie prowadzić stacjonarnego trybu życia.Niech sobie grządki zarosną,trawa urośnie ale dla ducha coś się należy.Należy smakować życia z każdej strony.
    Piękny jest Wasz biały domek.Ten krzew to weigela wiem bo też mam.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. No, toś trafiła, Natalio, prościutko w moje klimaty z tymi zaśpiewami; a martwiłaś się, że grządka nie skopana, zobacz, jak pięknie wszystko urosło; pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny ogród, cudowny warzywniak, pięknie kwitnąca lawenda a zapach piwonii czuję patrząc na sam obrazek.
    Bądźcie szczęśliwi, niech Wam kwitnie i pachnie w życiu na Wonnym Wzgórzu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam szanty, choć do morza mam tak daleko :) Pięknie u Was na Wonnym Wzgórzu, w poście kwitnąco, pachnąco i kolorowo... :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A u mnie peonie położyły się pod ciężarem wody, bo cały czas pada deszcz...

    OdpowiedzUsuń
  8. u mnie jeszcze nie wszystko kwitnie. młode to krzaczki jeszcze. u ciebie wiosna w pełni jak widze!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko u Was jakoś szybciej rośnie niż na naszych piachach-pięknie jest a wycieczki zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki piękny ogród wyczarowaliście. Wszystko duże, dorodne,kolorowo kwitnące. U nas jakoś później chyba zaczęła się ta wiosenna wegetacja. Tak trzymajcie, Natalio. Czerpcie życie pełnymi garściami. Chłońcie muzykę, smakujcie przyjaźnie. Rwijcie czterolistne koniczyny, obyście ich znajdowali dużo. Buziaki ślę deszczowe

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow, wszystko ładnie rośnie :)
    Jesteś niesamowita.
    Zazdroszczę biesiadowania i śpiewów, bardzo, bardzo.
    Uwielbiam łubiny, nota bene piękne zdjątka.
    Buziaki z mazurskiej

    OdpowiedzUsuń
  12. Pięknie... tak mi się marzy żeby mieszkać w takim małym, białym domku... Móc wyjść na podwórko i usiąść na ławce... słuchać jak śpiewają ptaki, cykają świerszcze.... Patrzeć jak rosną kwiaty...
    Pozdrawiamy Mieszkańców Wonnego Wzgórza i ich czworonożnych Przyjaciół

    OdpowiedzUsuń