piątek, 9 grudnia 2011

Upiorne Wzgórze

Tak. Z Wonnego Wzgórza, wzgórze zamieniło się w Upiorne Wzgórze. Odkryłam ten fakt spacerując z psami (niestety każdym z osobna, bo Miejski Pies nadal chce zjeść Anioła, który też lubi pokazać swoje rogi) patrząc na dom ze wzgórza obok, mniej więcej z miejsca, z którego zrobione jest główne zdjęcie. Co zobaczyłam? Wszechogarniającą szarość. Wokół domu stoją powykręcane, stare, łyse drzewa, które wyginają się od wiatru, ziemię przykryła  warstwa pierwszego śniegu, jednak nie jest biało. Spod cienkiego kożucha prześwitują błotniste kałuże, brązowe, namoknięte wodą kopce kretów i więdnące, poszarzałe kępy traw. W powietrzu unosi się zapach zgnilizny i pleśni. Mokry śnieg wciąż leje się z nieba, które okrutnie dopełnia swoją kolorystyką ten mroczny obraz. Chmury zwisają nad dachami, zamieniając pomarańczowe dachówki w ciemnoszarą, lejącą się maź. Są tak nisko, że przy każdym podmuchu wiatru mam wrażenie, że szara, kłębiąca się masa wleci do stodoły przez dziury w dachu, które też straszą swoją ponurością, a do domu dostanie się przez kominy i sprawi że szarość ta ogarnie nawet tę ostoję ciepła i światła. Mimo wszystko lubię spacerować w tej mrocznej, ospałej krainie, chociaż wiele osób znajdując się na szarej drodze, która prowadzi tylko do jednego szarego gospodarstwa, wśród szarych pustych łąk, gdzie nie ma już prawie ptaków, albo schowały się w dziuplach, żeby uciec od szarości, gdzie słychać tylko od czasu do czasu ujadanie psów, a poza tym panuje okrutna cisza, przerywana podmuchami wiatru, poczułoby się jak w scenie z taniego horroru, albo jak postaci z obrazów Caspara Davida Friedricha, w których słychać tę pustkę i ciszę, wwiercającą się w głowę.

W domu jest zupełnie inaczej, jasno i ciepło. W kuchni ze ścian uśmiechają się do mnie kolorowe talerze, które zbieram, a z półek gliniaki. Drewniane okna nie przepuszczają wiatru, szarość świata zostaje za szybami. Tutaj wszystko mruga do mnie z wesołością, każdy przedmiot szepce do mnie. Tutaj mieszkają dobre duchy przeszłości: pan kredens, pani komoda i pan zegar, a także ich kilku przyjaciół. Tutaj gra muzyka, a każdy dźwięk domu - trzaskanie ognia, kipienie wody na makaron, brzdęk kubka to kolejny akord. Tylko czasem wiatr zaświszczy w kominie wprowadzając lekki niepokój, przypominając o świecie szarości za oknem, wtedy głośniej włączam ulubioną piosenkę.

Tylko Wiedźma jak zwykle obserwuje mnie z wyższością, jakby wiedziała co ma się wydarzyć na Upiornym Wzgórzu, oby już nic złego.

10 komentarzy:

  1. Szarość tej pory roku szczególnie w wiejskich krajobrazach jest przejmująca. Dobrze, że w domu jest ciepło, świetliście i przytulnie. A nie pokazałabyś może swoich talerzy na ścianach? Bom ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. następnym razem pokażę, ale nie jest to jeszcze imponująca kolekcja i nie wszystko jeszcze wisi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak życie na wsi to nie tylko wiosna i lato.,,Mieszczuchy" zwykle nie biorą tego pod uwagę.Ale w tych szarościach tez można znaleźć piękno a z pewnoscia wyciszenie .Jest to czas spoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. pamiętam, to pamiętam :)) z czasów dzieciństwa :)) och trochę straszno mi wtedy było, ale teraz tęsknię okrutnie :)))
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. E.... Skoro żaden upiór nie zasiadł na kominie, to nie ma tak źle. Kto by widział tę wiosenną feerię barw, gdyby nie wcześniejsze szarości. Świat, na którym zasiadły chmurzyska, też zresztą może zachwycać.


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jak miło się wraca do przytulnego, bezpiecznego domu po takiej przechadzce ;-)
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdybym stała na tej szarej drodze, z widokiem na szare wzgórze z szarym niebem w tle, zobaczyłabym domek a w nim maleńkie okienko, przez które sączy się stróżka światła. To światełko w oknie jest jak latarnia morska, pokazuje drogę zagubionym w morzu szarości jesienno - zimowego świata. Och pobiegłabym pędem w stronę okienka zajrzała przesz szybkę i zapukała cichutko...może ktoś zaprosiłby na herbatkę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. przypomniało mi się dzieciństwo i te zimowe, długie wieczory.Uwielbiałam wtedy pić gorący sok malinowy roboty mojej mamy (po maliny jeździłyśmy do lasu razem), dobra książka, tapczan i obok kot zwinięty w kłębek!a świat poza murami domu mógł być wtedy najpaskudniejszy na świecie:)!
    Porównanie do Friedricha bardzo do mnie przemawia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba nie chciałabym wiecznego lata, teraz będę patrzeć przez okno, łuskać groch, trochę lenić się, a wszystko w oczekiwaniu na wiosnę. A szarość szybciutko minie, niech no tylko śnieg otuli świat; przypomniało mi się Wasze letnie zdjęcie w wannie, jakoś tak, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń