wtorek, 8 listopada 2011

rosołowe rozważania dnia powszedniego.

Wszędzie czytam o pięknie jesieni...
Mimo słonecznej pogody jesień, którą mam za oknem - ta listopadowa jesień, mówi mi raczej o przemijaniu, o nadchodzącym chłodzie, niż o wesołych dzieciach "szurających" w liściach. Dzisiaj był srebrzysty poranek, trawy iskrzyły się mrozem, czerwona kula słońca oświetlała bursztynową sierść Anioła (który już chyba z nami zostanie). Mgły dopiero się podnosiły dając światu miękkie, pastelowe barwy. W tej chwili świata nie ma. Zza okna widzę tylko cienie łysych i powyginanych drzew w naszym sadzie.
Lubię oglądać ponury krajobraz w domu pełnym barw, ciepła i drewna. W domu, w którym pachnie rosołem, a to cudowny zapach! Może to śmieszne, ale dla mnie rosół to zupa magiczna. Oprócz tradycyjnej włoszczyzny dodaję  jeszcze kilka liści kapusty i garść suszonych grzybów, co w innych regionach Polski często budzi zdziwienie. Rosół ma słodkawy smak, rozgrzewa od środka i można z niego wyczarować każdą inną zupę. Podobno w różnych domach gotuje się go na różne sposoby,  jak  i bigos (nie mylić z pewnym psem), czy parę innych naszych potraw. Ja w rosole najbardziej lubię ten intensywny zapach jarzyn, dlatego dodaję ich bardzo dużo.

Krzątam się po domu,  rozwieszam pranie, mieszam w garze z pachnącym warzywnym wywarem, dokładam do pieca, a w przerwie... Lepię garnki z Wiedźmą na kolanach i zaczynam pisać pracę magisterską. "Warmińska rzeźba ludowa, jako nieodłączny element dziedzictwa kulturowego Warmii".  Mam pole do popisu jeśli chodzi o badania terenowe ;-) Myślę też o moim obrazie dyplomowym, ale na razie na myśleniu się kończy... Najchętniej zaszyłabym się w mojej jesiennej kuchni, wśród wszystkich uzbieranych gliniaków i wciąż gotowała rosół. Tylko na taką sztukę stać mnie ostatnimi dniami... Tyle refleksji dnia codziennego, muszę zmniejszyć gaz, bo mi wykipi, pozdrawiam wszystkich odwiedzających i obiecuję, że następnym razem urozmaicę Wam moje czytadło jakimiś obrazkami.


PS. z rosołu i tak wyszła cebulowa i to z serowymi grzankami. Pychotka, polecam! Ot rosołowe czary!

12 komentarzy:

  1. Och, rosół to całkiem Wysoka Sztuka! Też uwielbiamy, a bez lubczyku, to jakby pół rosołu... U nas.
    Prawda, każdy ma swoje czarodziejskie sztuczki w kuchni :D


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesień to jednak piękna pora roku,myślimy że w jesieni najgorsze jest to, że po niej z nienacka przychodzi zima.
    Życzymy powodzenia w rozwinięciu pięknego tematu pracy magisterskiej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Obrazy niepotrzebne, opisujesz tak fajnie, że same stają przed oczami. U mnie jeszcze w tamtym tygodniu piękna, ciepła i złota jesień była, więc daleko byłam myślami od szarug zimowych. Jednak pogoda zmienia się z każdym dniem i być może następny razem zastanę w moich Jot. same łyse kikuty drzew. Co do rosołu, masz racje, ma czarodziejską moc...wszak to on jak mówią mamy leczy wszelkie choroby te cielesne i duchowe :)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś u mnie rosół, ususzone kapelutki borowików, ząbek czosnku, listek laurowy, ziele angielskie i obowiązkowo przypieczona cebula prócz jarzyn, bardzo sobie domownicy chwalili, nie rozpuszczam ich zbyt często takim rosołkiem;
    a może jakieś ulepione garnki nam pokażesz? bardzo to ciekawa sztuka, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. pakuję się i jadę- rosołu nie jadłam wieki cale-ostatnio nędza czasowa i suchy chleb-byle do niedzieli!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No i czyż nie jest piękna taka jesień? Ciepły przytulny dom, krzątanina przy kuchni, magiczne widoki za oknem... Świat z takiej perspektywy nie może być ponury. Jesienią jest najlepszy czas na lepienie garnków i inne artystyczne wyżywanie ;-)) A już prawdziwy rosół to artyzm sam w sobie ;-
    Ściskam czule!
    ps
    wiedziałam, że to WASZ Anioł ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. no no a ja do rosołu dodaje jeszcze czosnek goździk i ziele angielskie dodatkowo..tak wyszperałam w jakiejs bardzo starej książce kucharskiej i jest pycha choć dla mojej teściowej to profanacja:D, ja też chcę śię nauczyć garnki lepić;)
    Pozdrawiam serdecznie z małopolski

    OdpowiedzUsuń
  8. listopad -

    to jest najbardziej tajemniczy, melancholijny, duchowy
    i opleciony mgłami miesiąc
    z całej dwunastki....

    trzeba tylko umiec dostrzec
    jego surowe piękno -
    nagie konary, puste drogi
    wczesny mrok, brak cieni
    przenikliwy wiatr...

    coś nieuchwytnego wisi w powietrzu
    i snuje się po polach....

    chochoły jęczą, czas zwalnia
    natura zwija się w sobie
    radość śpi...

    dusza stwarza się na nowo...

    w ciemności czasu i przestrzeni
    tli się jedynie wewnętrzny ogień...
    poczuj go, poczuj...

    OdpowiedzUsuń
  9. Z niesamowitą przyjemnością przeczytałam wpisy na blogu. Właściwie jestem Pani sąsiadką, od wielu lat jestem zauroczona krajobrazem okolicy i moim siedliskiem, ale nie potrafię mówić i pisać w tak barwny sposób o moich doznaniach. Bardzo się cieszę, że Studzianka jest bogatsza o takie osobowości.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa, a Pani też ze Studzianki, czy może z okolic?

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla odmiany kolonia, ale Frączki,
    ten pożar mnie trochę przeraził, ale jak widać nie ma dla pani rzeczy strasznych

    OdpowiedzUsuń
  12. Frączki też są urocze, czekam w takim razie aż pokaże Pani jakieś zdjęcia i może opowie Pani coś o sobie na blogu, na pewno chętnie przeczytam, dobrze mieć sąsiadów z którymi ma się coś wspólnego - miłość do starych siedlisk ;-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń