piątek, 18 listopada 2011

pożar na Wonnym Wzgórzu

Od razu Was uspokoję, na szczęście nic się nie stało, skończyło się na lekkim zatruciu dymem...


Od początku października w mieście bywam najwyżej trzy razy w tygodniu (mam tylko tyle zajęć na uczelni), natomiast Pan Właściciel Domu codziennie jeździ do pracy, dlatego też wczoraj po południu w domu byłam tylko ja i Pani Miejskiego Psa - moja teściowa. Po spacerach z psami i ugotowaniu obiadu nadszedł czas odpoczynku i oglądania finału "Jeden z Dziesięciu", jednak tę chwilę relaksu przerwał wdzierający się do pokoi smrodliwy dym, który niczym czarna, burzowa chmura bardzo szybko wydobywał się z piwnicy. Pani Miejskiego Psa zabrała swojego pupila - Miejskiego Psa i wyskoczyła z nim na podwórko, a ja zasłaniając nos i oczy wbiegłam do piwnicy próbując wybadać problem. W piwnicy mamy piec i schodząc po schodach w mojej wyobraźni widziałam już rozwalony, płonący komin. Na szczęście (jeśli można tu mówić o szczęściu) to nie komin. Lokalizacja problemu była w innym miejscu, płonęły dwa wielkie pudła z popiołem. "Kto u licha wrzucił gorący popiół do kartonów"? - pomyślałam, mimo że odpowiedź była prosta. Pobiegłam po wiadro z wodą i zaczęło się gaszenie. Jedno wiadro i po schodach do góry, drugie, trzecie i tak po dziesięciu został tylko dym i... jak się okazało kolejny wielki i ciężki, wypchany po brzegi rozżarzonym popiołem karton. Spróbowałam oblać go wodą, jednak nie był to najlepszy pomysł,  jak wulkan zaczął buchać płomieniami, pluć kurzem i czarnym, smolistym dymem. Owinęłam ręce szmatami i spróbowałam podnieść karton - za ciężki. spróbowałam raz jeszcze po wyrzuceniu łopatą części popiołu w błoto jakie powstało po gaszeniu ognia. Znów pełno dymu i... udało się podnieść. Prawie biegiem, chwiejąc się na wąskich schodach pod niższym ode mnie sufitem udało mi się wybiec z kartonem i upuścić go tuż przed schodkami wejściowymi do domu. Dopiero wtedy poczułam piekące od dymu oczy, bolące gardło i chrzęszczenie między zębami. Pani Miejskiego Psa wróciła gratulując mi dzielności, a ja przejrzałam się w lustrze. Zwykle rude włosy stały się siwe, z pokręconymi od ognia końcówkami - trzeba będzie przyciąć, skóra ziemista, ręce czarne, bluza popalona. Wzięłam prysznic (o sensacjach żołądkowych jakie miałam przez całą noc nie będę się rozpisywać) i nalałam sobie szklankę domowego wina porzeczkowego, sprezentowanego nam przez przyjaciela, żeby wypić na specjalną okazję. A co tam, mógł się spalić dom - to jest specjalna okazja!
Na szczęście Pan Właściciel Domu  przyjechał niebawem i rozprawił się do końca z dogasającym już wulkanem stojącym przed domem. A dzień zaczął się tak pięknie, świeciło słońce, był lekki mrozek i Anioł jak szalony przeskakiwał zamarznięte kałuże... Nawet nie w głowie mi był dym i ogień. Aby troszkę rozwiać nastrój grozy dodaję troszkę obiecanych zdjęć.

kilka dni temu Wonne Wzgórze ogarnęły szarości.

Aniołowi szarości nie przeszkadzały, zaczyna być szczęśliwy i beztroski.

Czy szaro, czy słonecznie to biega tak samo szybko i radośnie.


latem z tej strony w ogóle nie widać naszego domu, teraz kiedy spadły liście, można wypatrzeć białą chatkę między drzewami.

widok z Wonnego wzgórza na lekko zamgloną okolicę.


zawsze zachwyca mnie piękno tych pomarzniętych traw.

Droga na Wonne Wzgórze i dom sąsiada w dole.

Tylko Wiedźma nie przejęła się pożarem, cały czas siedziała w oknie jakby jej dym nie przeszkadzał. Wygląda jak figurka, prawda?

a tu po prawej wzgórze obok Wonnego Wzgórza, ciężko tam wejść, bo trawy wysokie, ale widok niesamowity.

a to już zdjęcie zrobione podczas wieczornego spaceru z psem.

no i nasza koleżanka, co zjada nam regularnie trawnik, wraz ze swoją drużyną. Za bardzo się nie boją, na powiększeniu widać, że ma minę jakby uśmiechała się do obiektywu. 



Pozdrawiam wszystkich i nie życzę podobnych przygód do moich wczorajszych!

11 komentarzy:

  1. Ależ masz szczęście mieszkać w tak pięknej okolicy! A tym tytułem to nastraszyłaś..

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem chwila i może się narobić.Dobrze że wszystko dobrze się skończyło :)
    Zdjęcia z okolicy piękne :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No kto? kto mógł wrzucić gorący popiół do kartonu? a wydaje się, że z tego popiołu już nie będzie ognia, tak kiedyś wrzuciłam kilka szufelek na zimny z poprzedniego dnia i wystawiłam na taras, wiatr zrobił swoje, plastikowe wiadro gorzało jak pochodnia, dobrze że dalej od domu. Przepiękne krajobrazy, ale te zdjęcia z Aniołem w roli głównej najpiękniejsze, bo tam aż bije szczęście i radość, pozdrawiam serdecznie dobre duszyczki z Wonnego Wzgórza; takie gipsowe figurynki kotów sprzedawali kiedyś na odpustach, wypisz-wymaluj Wiedźma, pa.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i widać, że Anioł czuwa nad Wami ;-)) Mogła się chatka spalić jak nic! Wyrazy uznania dla Ciebie za zimną krew i działanie w stresowej sytuacji ;-)
    A Anioł przepiękny jest... aż się serce raduje na taki widok ;-)
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  5. A, i zapomniałam napisać:
    Jak tam u Was pięknie! Przedwojenna nazwa osady jak najbardziej zasłużona ;-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowicie dzielna byłaś! Dobrze, że tylko dymem się skończyło! A widoki macie absolutnie przecudne!
    Pozdrawiam
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ historia! Za strażacki profesjonalizm masz punkty u Prezesa, bo Strażacy cieszą się u niego poważaniem prawie takim samym jak dinozaury i piraci.

    Pięknie zamglony świat u Was. Jakoś tak jesienne szarości bardziej nam się podobają na zdjęciach niż zza szyby. Dziwactwo.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uważajcie na siebie i tego kto wrzucił ten żar /domyślam się kto.../ to może przeszkolcie na przyszłość żeby ... no gdzieś indziej... A Anioł jest śliczny i zapewne taaaki z Wami szczęśliwy, że hohoho... a Wiedźma... /piękne imię ma/ i faktycznie jak ceramiczna figurka.
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko nie na moje serce taki tytuł :) Podziwiam za przytomność, a Anioł faktycznie szczęśliwy bardzo :) Wiedźma, wiadomo jak wiedźma :) No i dziękuję za zdjęcia, warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyobraźnia mi się uruchomiła i ... o rany, ale by mogło być! Wystarczy, że nikogo nie byłoby w domu.
    Podziwiam Twoją dzielność!
    Przepiękne widoki i radość patrzenia na szczęśliwego psa!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. wykazałaś się dużą przytomnością i odwagą!dzielna dziewczyna :D !!!powinnaś dostać osobisty medal od Współwłaściciela :D
    Widzę,że Anioł ma u Was dobrze - zostaje? Mam ceramiczną lampkę - siedzącego kota - kształt jota w jotę jak Wiedźma...:D

    OdpowiedzUsuń