środa, 17 sierpnia 2011

Najważniejsza Data

I znów pojechaliśmy troszkę powojować, pooglądać, poodpoczywać, trafiliśmy na jarmark do Gdańska i do Stegny (bo tam nad morze od nas najbliżej), do rodziców, potem na dwa dni do domu i pracy i  znów czas jechać z naszych łąk i lasów nad jezioro rodziców, gdzie czeka nas kajak, słońce (mam nadzieję!) i koncert naszych cudownych przyjaciół z EKT - Gdynia!
Podczas pobytu u rodziców postanowilismy, że czas najwyższy ustalić pewną ważną datę, do czego zresztą zbieraliśmy się od dłuższego czasu.
Wszyscy mieszkańcy wsi mówili, że z księdzem się nie dogadam.
Ja bym miała niedogadać się z księdzem? A niby dlaczego? Jak będę miła i sympatyczna, to dlaczego miałoby coś pójść nie tak?
A JEDNAK. MIELI RACJĘ! Dowiedziałam się, że moja parafia nie jest moją parafią, bo mnie ksiądz nie zna. Tłumaczyłam, że mieszkam gdzie indziej, ale ślub chciałabym wziąć tam gdzie najbliżsi...
"Pani jest głucha, czy pani nie rozumie co się do pani mówi?" - usłyszałam w odpowiedzi. No cóż... Bóg zapłać! Wróciliśmy do domu i zaczeły się poszukiwania innego księdza, innej parafii i innego, ale równie pięknego kościoła. Choć pewnie powiecie, że kościół nie jest ważny, to ja i tak odpowiem, że dla mnie jest. Te nowe nie maja duszy, nie są tak mistyczne, jak te stare, w których miłość przysięgało sobie tysiące par. Tamten jest gotycki z drewnianą wieżą, malutki, wiejski, skromny... Gdzieś w okolicy musi być chociaż jeszcze jeden właśnie taki! Tylko gdzie? Tamtejsze wioski znam jak własną kieszeń, nie na darmo zjeździłam je wzdłuż i wszerz z aparatem, ale tak na zawołanie to pustka w głowie. Dawno nie widziałam tych domków, domeczków, lasów, starych drzew oraz kaplic i kościółków w nich ukrytych, więc od czego jest internet? Cały dzień pracy spędziłam na poszukiwaniach, oczywiście na nic się nie nastawiając, bo jak znów nie dogadam się z Panem na Zamku? Pod lupę poszły dwa kościoły. Parafialny w Borecznie i filialny w Gałdowie, z parafią w Ząbrowie. Ten w Gałdowie jest cudny, bo drewniany, z murowaną wieżą (jego jedyną wadą jest blachodachówka, ale to jakoś przeżyję ;-). W Borecznie... Nie ma co pisać o pięknym Borecznie, bo telefon od dwóch dni jest tam głuchy. W Ząbrowie natomiast odebrała gospodyni, która powiedziała, że ksiądz pojechał gdzieś motorem i wróci za kilka dni, dała mi jednak numer na komórkę, prosząc, żebym nie dzwoniła przed wieczorem, bo jeszcze się gdzieś na tym motorze rozbije i żebym trzymała kciuki, aby dojechał cały. Pani od razu wzbudziła moją sympatię, no i ksiądz jeżdżący na motorze też ;-)
Zadzwoniłam i usłyszałam: "Nie ma sprawy, spoko. Tylko mi się pani jeszcze przypomni. To jesteśmy umówieni w sobotę na 19. To narazicho!" Narazicho? No to "do zoba!" - hehe, trzymajcie kciuki, bo choć to tylko zwykłe ustalenie daty, to będzie to dla nas najważniejsza data w życiu, a następny rok będę Was pewnie zanudzać różnymi przygotowaniami do prawdziwie wiejskiego weselicha, jakie sobie wymarzyliśmy...

7 komentarzy:

  1. No niechby do nas tak powiedział,,Pani jest głucha,czy... "Z racji kiedyś wykonywanego zawodu robiliśmy większośc prac dla kościoła,z tymi panami koniecznie trzeba stanowczo rozmawiać, oni nie mają prawa nikomu odmówić,a gdyby to mają zwirzchnków których boją się jak ognia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to kumpel naszego księdza proboszcza, który jak to mówią "równy gość" jest i wyczynowo na enduro jeździ:-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wonne Wzgórze, Ty to masz znajomości, EKT będzie śpiewać Bar w Beskidzie, ja też to bardzo lubię m.in.
    Tacy księża robią więcej złego niż dobrego, rzadko można trafić na takiego jak ten na motorze, piętrzą zakazy i przepisy, a to przecież nie o to chodzi. Zanudzaj nas tymi przygotowaniami, chętnie zobaczę, jak to teraz wygląda, widziałam pod kościołem płatki sztucznych kwiatów, pewnie obsypuje się nimi młodych, co jeszcze wmyśli przemysł ślubny? Pozdrawiam serdecznie, owocnych rozmów z księdzem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielu moich znajomych brało śluby w całkiem obcych miejscowościach, bo kościół ładny albo do domu weselnego bliżej. Zawsze w grę wchodził cash, cash, cash. Życzę udanego finału:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. No to trzymamy kciukasy za powodzenie organizacyjne!

    Nam się marzyła boazeria i orzeł na makatce:) Szczęśliwie to był na rejon;)Ale też zasady świeckie.

    OdpowiedzUsuń
  6. my nie mieliśmy większych marzeń związanych z ceremonią-ale 2 własne śluby w odstępie ponad rocznym zaliczyliśmy :)z których kompletnie nic nie pamiętam:))
    Ostatnio byłam na ślubie kościelnym koleżanki-, są 14 lat po ślubie cywilnym i mają 3 dzieci (w wieku od 14 lat do 1,5 roku)- ksiądz życzył im potomstwa:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Racja. Ceremonia tak ważna wymaga adekwatnej oprawy! Dołączamy do trzymających kciuki, nawet gdybyśmy mieli zostać przez to bezrobotnymi! Zresztą, uwielbiamy leniuchować, kartki książek bez kciuka da się przewracać :DDDD
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń