poniedziałek, 30 września 2013
jesiennie
Jesiennie się zrobiło do granic możliwości. Przez kilka dni dom wyziębił się tak bardzo, że było w nim około dziesięciu stopni. Ratowałam się herbatami i ubiorem na cebulkę. Dzisiaj spałam z krótkim rękawkiem. Kominek ma już swój kształt i trwa obudowywanie kaflami. Wreszcie można było rozpalić. Nie od razu rozgrzały się nasze zimne, grube mury. Teraz ciepło dmucha rurami i w całym domu jest sucho i przyjemnie, czuć zapach drewna. U sąsiadów w ogródku znalazłam kolejną piękną koronę pieca. Nie wykorzystam jej już do naszego kominka, bo co za dużo to nie zdrowo, ale na pewno przyda się jako dekor gdzieś w domu, choćby w przyszłości.
Rykowiska powoli się kończą, ale za to nasz kolega byk zajadał ostatnio gruszki z naszego sadu. Owoce pograbione są na kupki, a w powietrzu unosi się zapach wina, który chyba pasuje jeleniowi. Widziałam go też biegnącego po łące, a Pan Właściciel Domu spotyka go niemal codziennie na spacerach z Aniołem. Ucieszyła nas również wiadomość, że w Studziance mieszka siedem, może osiem takich byków, nie można do nich strzelać, bo to bardzo zdrowe samce rozpłodowe, dające dobre potomstwo.
Trwają też sejmiki żurawi. Od kilku dni ptaki zbierają się na łąkach, ustawiają w klucze i szykują do odlotu. Kiedy tylko jelenie ucichły, to poranne krzyki żurawi wyrywają nas ze snu. Nie myślcie sobie, wcale się nie skarżę. To miłe dźwięki i na pewno milsze niż np. kasłanie sąsiada z drugiego piętra, czy studencka impreza obok.
Podczas ostatniego spaceru z Aniołem, pies pobiegł swoimi drogami do lasu, a my zajechaliśmy, do mieszkających w lesie sąsiadów (tych u których w krzakach leży pełno starych kafli i chociaż bardzo zniszczonych, to sukcesywnie je wynoszę). Piotrek pracował na zewnątrz, a przy nim biegała mała Saba. Podbiegła do mnie z wielką radością i zaczęła podgryzać ząbkami, cienkimi jak igiełki. W najlepsze grzebaliśmy w stosie kafli, kiedy nagle zesztywnieliśmy. Nasz Anioł stał obok i obwąchiwał kilka razy mniejszą od niego Sabę. Wcześniej psy widziały się tylko przez szybę samochodu i raczej nie były nastawione do siebie pozytywnie, Saba chciała zjeść Anioła i na odwrót. Tym razem mała położyła się na plecach i dzielnie znosiła wszędobylski, anielski nos. Nagle zerwała się gwałtownie, skoczyła, na zdziwionego Aniołka i zaczęła uciekać. Nasz pies ruszył w pogoń, żeby za chwilę uciekać przed Sabą. Potem psy skakały na siebie, zaczepiały się łapkami, lizały po pyszczkach i wspólnie piły wodę ze strumienia. To chyba początek prawdziwej psiej przyjaźni. Mała nieźle zmęczyła naszego pupila i pod koniec Anioł tylko spacerował, za wiecznie żywym szczeniakiem. Po powrocie do domu spał jak zabity.
Jeszcze jedna nowość. Od jakiegoś czasu w domu, nocą słychać było dziwne dźwięki. Stuki, puki, niby wiatr, niby jakieś kroki. Pogodziłam się już z myślą, o mieszkającym z nami duchu, myśl ta nawet trochę mnie cieszyła. W końcu to stary dom i kto wie, może jacyś jego dawni mieszkańcy postanowili się nie wyprowadzać? Sytuacja jednak rozwiązała się dość szybko. Mamy współlokatora i to całkiem żywego. Kiedy Pan Właściciel Domu, wraz z Jarkiem – budowniczym kominka weszli na strych po jakieś rury i zapalili światło, wiszący głową w dół, włochaty stwór zerwał się i postanowił polatać, udając że jest straszniejszy, niż goście w jego skromnych progach. Panowie szybko wycofali się z poddasza, dając nietoperzowi spokój. Niech sobie tam spokojnie przezimuje, w tym roku na pewno nie będziemy robić remontu.
Na koniec jeszcze Atos - Miejski Pies, który udaje, że jest słodki i nasze szczęście - Anioł, gryzący w trawie kostkę.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i lecę (a właściwie kuśtykam) napić się herbaty ze studziankowym, wielokwiatowym miodem od Pana sklepikarza (zaopatrzyliśmy się już w dwa litry na zimę) i naszą przydomową pigwą. Pijąc herbatkę muszę pokroić czerwoną i białą kapustę z naszego ogródka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
My mamy Kołatka, słychać go wieczorem, tylko jeszcze nie odkryłam gdzie wcina naszą podłogę:-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że macie ciepełko, to takie ważne w te chłodne jesienne wieczory i noce. Noce to już mroźne.
OdpowiedzUsuńTych kafli to pozazdrościć, nie wspomnę o koronach.
A może to miłość psia?
Trzymaj się cieplutko Natalio, buziaki.
Zazdroszczę takiego ogródka z kaflami, ależ bym grzebała ... tak bałam się o Amika, kiedy zszedł do nas jakiś obcy pies; ale nie, wachlujące ogony, wzajemne obwąchiwanie, potem obsikiwanie tych samych miejsc ... mój strach na wyrost; palimy w kominku codziennie, zimno jest, choć słońce na niebie, a dziś piekłam chleb, to trochę też ogrzał się dom; Anioł jest cudny, a Miejski Pies słodziutki ... mówisz, że udaje? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCzyżby to Twoje żurawie już przelatywały nad nami?
Miejski Pies jest słodki, ale potrafi zacisnąć ząbki na czyjejś ręce, lub nodze, dlatego napisałam, że udaje. Być może to żurawie od nas przelatują nad Waszymi głowami. ;-)
UsuńA ja zazdroszczę kominka z tymi rurami???bo u mnie ciepło tylko w pokoju dziennym a w innych po 15 stopni bo w piecokuchni jeszcze nie palę...A swoją drogą co to za kominek ????
OdpowiedzUsuńPo prostu zrobiliśmy rozprowadzenie kominkowe. Z obudowy kominka wychodzą rury, które przebijają się przez ściany i wprowadzają ciepłe powietrze do innych pokoi. Taki patent ;-)
UsuńUwielbiam zapach drewna płonącego w kominku, unoszący się później w całym domu... :) Zazdroszczę tych spotkań z jeleniem (nawet kosztem gruszek...:) :) Pozdrawiam serdecznie i smacznej herbatki! :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobra wiadomość że kominek już działa i że przyjemnie macie w domu. Może jeleń zaprzyjażnił się z Wami ? Trzymajcie się cieplutko.
OdpowiedzUsuńAch! stare kafle i korony walające się po ogrodzie??!! Wy szczęściarze! ;-) To cudownie móc rozpalić ogień w kominku i grzać się przy jego cieple, wpatrując się w ogień. Właśnie rozpaliłam...
OdpowiedzUsuńMiejski Pies wygląda jak pluszak, zdecydowanie Anioł jest w moim typie ;) fajnie, że zaprzyjaźnił się z małą sunią ;) Życzę, abyś przestała kuśtykać i pysznej herbatki! Ściskam
Skoro kominek działa , to już masz ciepełko w całym domu :-)
OdpowiedzUsuńProszę proszę i małe i duże już żyją w przyjaźni :-)))
Życie na wsi ma dużo plusów ...
U mnie w Malborku tez jesiennie, mieszkam na skraju miasta i na polu codziennie biegają sarny:)
OdpowiedzUsuńKarola