poniedziałek, 2 września 2013
Nie jest tak, że nie dzieje się nic
Oczywiście leżę w łóżku i hoduję sadełko, tak też mniej więcej minął mi ostatni miesiąc i tak minie następny. Jest brzydka pogoda, może to dziwne, ale trochę mnie ona cieszy. Przykro jest oglądać słoneczne dni przez okno i wiedzieć, że za bardzo nie można z nich skorzystać. Za szybą duje silny wiatr, ptaki pochowały się w budkach i dziuplach naszego starego sadu, co chwile widzę spadające gruszki, słodkie i jędrne, których w tym roku, podobnie jak śliwek jest zatrzęsienie. Krew mnie zalewa, że większość z nich się zmarnuje, nie jestem na siłach, żeby przerobić je na aromatyczne powidła, dżemy czy musy ba, dość dużym wysiłkiem jest ugotowanie obiadu, którego bez pomocy niestety nie dam rady zrobić, bo pozycja siedząca powoduje silny ból w kostce i natychmiastowy obrzęk, nie mówiąc już o staniu. Nie jest jednak tak źle. Leki pomagają, więc staram się umilać życie pieczeniem prostych ciast, głównie tart ze świeżymi owocami, z naszego ogrodu. Mąż ustawia mi fotel przy stole, krzesło pod nogę i podaje wszystkie składniki, a ja ugniatam ciasto i wylepiam nim cudną ceramiczną formę z Bolesławca, którą dostałam od mamy na dwudzieste szóste urodziny. Krem mąż musi przygotować już sam, pod moim czujnym okiem, a najprzyjemniejsza część, czyli ozdabianie jak zawsze pozostaje moim zadaniem. Szukam teraz ciekawych przepisów na ciasta z gruszkami, więc jeśli ktoś takowym dysponuje to poproszę.
W słoneczne dni staram się wychodzić na zewnątrz, żeby zobaczyć się z Aniołem. Chociaż na chwilkę wypuścić go w ciągu dnia. Kładzie się wtedy pod moim leżakiem na plecach, a ja głaszczę go po brzuszku, pies czuje że coś jest nie tak i delikatniej się ze mną obchodzi. W weekendy jeżdżę z Panem Właścicielem Domu i Aniołem na dalszy spacer. Oni idą się przejść, a ja siedząc w samochodzie przy otwartych drzwiach wsłuchuję się w bzyczenie lasu i czekam, aż na górce zobaczę psa i będę mogła go zawołać, ciesząc się z jego wariackiego biegu w moją stronę. Ostatnio spróbowaliśmy spaceru na wózku inwalidzkim, drogi jednak u nas nierówne i piaszczyste, kilka razy mało co nie wypadłam z siedziska, zahaczając o kamień. Bardzo mi żal, że nie mogę pracować w ogrodzie, sporo moich sadzeniowych planów odłożyć trzeba na przyszły rok. Mimo aktualnej sytuacji staramy się też utrzymywać kontakty towarzyskie. Zrobiliśmy piżama party w naszej sypialni. To znaczy ja byłam w piżamie, a Sebastian i nasi goście mieli party. Pan Właściciel Domu przy łóżku ustawił mały stolik z talerzykami, przekąskami i napojami. Furorę zrobiły nasze sery, które teraz produkujemy dwa razy w tygodniu. Było bardzo miło, aż w końcu film mi się urwał, bo po prostu zasnęłam, a goście po cichutku poszli spać. Świętowaliśmy też urodziny Piotrka z Leśnej Doliny, który niedługo po moim złamaniu nogi mało co nie obciął sobie kciuka siekierą i ma rękę w gipsie (albo miał, bo chyba dzisiaj mieli mu to ustrojstwo ściągnąć). Na grila w dolinie przyszło sporo mieszkańców naszej wsi i było przesympatycznie. Anioł też był na urodzinach i był zaskakująco grzeczny, najadł się pieczonych smakołyków i został wygłaskany przez wszystkich gości.
Potem była akcja o kryptonimie „Lola”, a już teraz „Saba”. Zobaczyłam to maleństwo na tak zwanym „fejsie” i chociaż wciąż staram się pomagać biednym zwierzakiem, to tym razem poczułam, że albo sami ją weźmiemy, albo znajdziemy dom. Sebastian jak ją zobaczył, to poczuł dokładnie to samo. W mojej sytuacji nie jest to najlepszy moment na wzięcie psa. Rozsyłałam jej zdjęcie przez Internet i mmsami. Wtedy zadzwonił z pracy mój kochany mąż, który wpadł na pomysł bardzo prosty i bardzo dobry, który mi nie przyszedł na myśl: „A dzwoniłaś do Kasi i Piotrka?” – no nie dzwoniłam. Jakiś czas temu odeszła ich Pimpka (znajda, której uratowali życie). Zawsze warto spróbować. Namawiałam ich chociaż na dom tymczasowy, żeby mała nie trafiła do schronu, bo znajoma która ją miała ma już swoje trzy psy i nie mogła jej dłużej trzymać. Oddzwonili niedługo potem z informacją, że żaden dom tymczasowy. Biorą psa! Milena z Lolą, która została Sabą przyjechała jeszcze tego samego dnia. Suczka ma około trzech miesięcy, ktoś ją porzucił pod drzwiami rodziców Mileny. Miała różową obróżkę z dzwoneczkiem i bardzo uśmiechnięty, dziecięcy pyszczek. Obszczekała moje kule, dostała łapką od Kotusia – kota Kasi i Piotrka i po odjeździe Mileny, szczęśliwa i bezpieczna zasnęła na ułożonej dla niej kołderce, którą trzeba było przysunąć blisko ludzi, bo kilka metrów dalej spać nie chciała. Teraz Saba, bo takie imię dostała przyzwyczaja się do nowych opiekunów. Na pewno będzie bardzo szczęśliwa.
W przyszłą sobotę (7.09.2013) w naszym sadzie odbędzie się koncert zespołu Fade Out i oficjalna premiera ich teledysku, który powstał w naszej wsi i w którym zagrały dzieci z naszej wioski. Gdyby ktoś miał chęć nas tego dnia odwiedzić i posłuchać fajnej muzyki, to serdecznie zapraszamy! Zespół gra muzykę instrumentalną, trochę jazu, trochę słowiańskich klimatów. Teledysk nagrał mój kolega ze studiów, jest to bardzo ciepły i trochę sentymentalny film. Jak zawsze prosimy każdego, kto się skusi o przyniesienie czegoś do jedzenia i picia, dobry humor oraz zabranie ciepłych ubrań i kocyków.
Zaznaczam, że nie jest to impreza dla tych którzy nie lubią zwierząt, robaków, natury.
Pozdrawiam wszystkich ciepło i bardzo Wam dziękuję za słowa wsparcia pod poprzednim postem, są dla mnie ważne szczególnie teraz kiedy czuję się taka bezsilna, bo nic nie mogę zrobić zupełnie sama i wtedy kiedy chcę. Jestem na etapie rozmów z gazetą i prawnikiem i mam nadzieję, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wracaj szybko do zdrowia i formy! Wspaniale, że piesek znalazł swoje miejsce na ziemi :) Pozdrawiam serdecznie i życzę, by nadchodzący koncert udał się w 100 % :)
OdpowiedzUsuńPowrotu do zdrowia jak najszybciej życzę !
OdpowiedzUsuńMoże czas na odrobinę przemyśleń ?
Czasami tak się dzieje,że jak coś się dzieje to należy poleżeć spokojnie, też tego nie lubię ale cóż...
Natali, czytałam poprzedni wpis, ale miałam powrócić i napisać koment później, bo dostałam, przepraszam Cię kochanie, tak histerycznego śmiechu, że bałam się iż głupot Ci napiszę ... Biję się w piersi ... już nie wróciłam w tym szalonym okresie końcówki wakacji ... Myślami byłam z Tobą, przysięgam.
OdpowiedzUsuńKiedyś też byłam udupiona za przeproszeniem (operacja kolana) i rozumiem Twoją bezsilność, ale mus to mus. Z Twoim podejściem do życia dasz radę, zresztą na zimę idzie, nie na lato, ciesz się domowymi pieleszami, jesteś pod dobrą opieką.
Wszystkiego dobrego. Buziaki
Leżałam po 2 miesiące w szpitalu przy obu ciążach.
OdpowiedzUsuńStraszne to było.
Jak ja marzyłam o domku....
Odpoczywaj, zbieraj siły, nadrabiaj lektury..
Pozdrowienia :)
Dużo zdrowia życzę i cierpliwości :-)))
OdpowiedzUsuńNie ma innego wyjścia jak przytrzymać ale dasz radę.Dobrze że zaczyna sie schylek lata to pogody nie żal.
OdpowiedzUsuńFajnie że przyjaciele odwiedzają i że możesz trochę wychodzić z domu.Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i cierpliwości.
:) Dzieje się i to sporo! Współczuję stanu nóżki, ale zobacz jak wielu masz wspomożycieli w tej sytuacji. Dobrze jest czasami zweryfikować kto rzeczywiście chętny do pomocy, a kto tylko w deklaracjach :)
OdpowiedzUsuńP.S Myślę, że mamy dużo wspólnego, szkoda tylko że tak daleko. Można by kiedyś posiedzieć przy jakiejś naleweczce lub kawce...
bardziej naleweczce, kawek nie pijam ;-)
UsuńZdrowiej, kobito! Życie czeka :)
OdpowiedzUsuńPozdrówki serdeczne!
Natalio, dopiero się dowiedziałam, historia niesamowita, aż trudno uwierzyć, że życie pisze tak niesamowite scenariusze... I cóż - współczuję, bardzo się wściekłam na tych pseudo-medyków, nigdy się z czymś tak chamskim i taką znieczulicą nie spotkałam... a leżałam w różnych szpitalach i u mnie na prowincji... a i Padre leżał zwyczajnie i bez znajomości... czytałam jak jakiś zupełnie od czapy thriller.
OdpowiedzUsuńPozostaje mi życzyć z całego serca Tobie i Mamie powrotu do pełnej sprawności i zapomnienia tych koszmarnych chwil (oczywście jak już zrobicie koło tyłka tym konowałom, co by sprawiedliwości stało się zadość). Trzymaj się, Nataluś, odpoczywaj i wzmacniaj się, ściskam Cię czule ;)
Natalia, trzymam za Ciebie kciuki. Życzę dużo cierpliwości i szybkiego powrotu do sprawności. Mocno Cię pozdrawiam i oczywiście dobrej zabawy na koncercie. Taki koncert w sadzie to fajna rzecz. Całuję mocno i myślę o Tobie, aaa...i pozdrów mamę :)
OdpowiedzUsuń