czwartek, 30 stycznia 2014

narzekań garstka

Zaczęłam przed chwilą pisać post na bloga, ale skasowałam. Zaczęłam się trochę żalić. Bo ciągłe nerwy, bo samochód nie pali i dziwnie skrzypi, a my prześcigamy się w prorokowaniu co to może być. Pan Właściciel Domu zakłada najgorsze, nie znając się za bardzo, ja natomiast przekonuje jego i sama siebie, że to drobnostka nie znając się zupełnie. Tak właśnie ponarzekać sobie chciałam, że rano wstać trzeba, że na rehabilitacje i do pracy i do domu i już jest ciemno i już po osiemnastej i che się tylko spać, nie może człowiek dwóch stron książki przeczytać, bo oczy się kleją, a w nocy myszy spać nie dają. To co, że Wiedźma skacze po podłodze i stara się je przegonić. Uciszają się na chwilkę i znów, a kotka przecież pod deski nie wejdzie, a pod deskami klepisko i raj dla gryzoni. Zimno ciągle, węgiel się kończy i pieniędzy brak, a zima jeszcze długa przed nami i tak byle do weekendu, byle do wiosny, żeby nie patrzeć już jak wiatr przerzuca śniegowy zaspy z jednej strony drogi na drugą.
Tak naprawdę pojęczeć chciałam tak znacznie dłużej niż to wyżej, ale pomyślałam sobie, że nie będę. Między innymi dlatego, że przeczytałam na blogu Asi z Siedliska pod Lipami o tym stresie całym i kilka dni temu też na blogu Gorzkiej Jagody kilka ciekawostek i stwierdziłam: Na co tu narzekać? Przecież patrzę przez okno jak mąż bawi się z psem na podwórku, a Anioł skacze jak szalony i jest eksplodującym szczęściem na czterech łapach od czubka nosa, aż po sam ogonek i przekazuje te pozytywne emocje nawet przez okno. Przecież jak przyjeżdżamy do domu to natychmiast wylatuje do nas Miejski Pies i z radości robi się krótki (tak podwija ogon pod siebie i lata po całym domu), a Wiedźma zeskakuje z szafy i niby obrażona przechodzi obok, ale jednak zeskakuje! Potem jak już się odobrazi to śpi ze mną wtulona i rozpycha się w łóżku. Przecież póki co jest ciepło, a my mieszkamy w najpiękniejszym miejscu, które w sobotę zobaczymy znów w pełnej krasie (w tygodniu rano jest ciemno i po płudniu jak wracamy też jest ciemno) Przecież mamy siebie i nie raz przekonaliśmy się już, ze razem damy sobie radę ze wszystkim. Jest jeszcze garstka ludzi (chociaż z różnych powodów nam nie znanych chyba coraz mniejsza), dla których nie straszna zima zła i chcą nas odwiedzać i posiedzieć z nami przy stole i po prostu pogadać. No i mogę upiec sobie ciasto i chleb i bułeczki z różnymi nadzieniami i rogaliki i... i tak też zrobię i mam nadzieję, że zapach wydobywający się z piekarnika na dobre poprawi nam humory.

15 komentarzy:

  1. Głowa do góry! Na wsi jest po prostu ciężko, ale przecież wiemy, że zawsze kiedyś kończy się to złe i przychodzi dobre, a jak już przyjedzie dobre tu na wsi, to z niczym tego porównać się nie da - te poranki ciepłe z kawą przed domem i ptasia niekończąca się muzyka:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Natalko też mam dziś paskudny dzień, nic mnie nie cieszy... smuce się, że kiedy rano wychodze jest ciemno i kiedy wracam tez jest ciemno..., że zimno, że spiąco i na nic nie ma czasu a w portfelu pustka... ale masz racje nie ma co narzekać tylko trzeba patrzeć na świat z optymizmem i dostrzegać to co piękne... Bo cóż jest piękniejszego od wijącego się z radości psiego ciałka, szklanki gorącej herbaty z cytryną i miodem, czy choćby przeczytanych na prędce w pociągu do pracy kilku stronic ulubionej ksiązki... A zatem... Aby do wiosny!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz, już wiesz, że masz cudne życie. Jesteście we dwoje, macie fajne zwierzaki, macie własny dom, w najpiękniejszym miejscu na świecie, Waszą przystań. A że trochę zimno, ciemno i jeszcze parę innych "niedogodności" to dobrze, bo można dostrzec różnicę i docenić. Wierz mi. Buziaki i gorące uściski. Niedługo się zazieleni Natalio...

    OdpowiedzUsuń
  4. I z takimi pozytywnymi myślami łatwiej się żyje. Tak trzymaj...

    OdpowiedzUsuń
  5. idzie front i dlatego doły ( przynajmniej ja tak sobie tłumaczę), jutro bedzie na pewno lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A poza tym, co napisała Owca i z czym się zgadzam zupełnie, to powiem Ci tylko, że też dobrze pamiętam jak to zima na wsi odwiedzało mnie bardzo mało osób, a mieszkałam tylko 20 km. od centrum Krakowa. Ale za to latem...... nic tylko biegałam z talerzami. A jeśli chodzi o to, że tylko dwie strony książki da się przeczytać, to też mnie ten problem dotyczy, ale pracuje nad jakimś wynalazkiem, typu konewka (szkoda książki), czy młotek ( szkoda głowy), no jak widzisz nie jest łatwo...hm.

    OdpowiedzUsuń
  7. I tak trzymaj, Natalio. Ja sobie mówię, że najwyżej tyłek mi zmarznie, jeśli kasy na opał nie starczy. Założę jeszcze jedne portki i jeszcze jedną bluzę. Ale za to widzę przez okno wędrujące sarenki i kwiczoły objadające resztki jabłek na jabłoniach. I psy tarzające się w śniegu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Natalko macie siebie i to najważniejsze a resztę wspólnie pokonacie. To nic że wyjeżdżacie jest ciemno i wracacie również ale macie pracę a to jest najważniejsze. Mam znajomych którzy kupili dom na kolonii na kredyt i oboje stracili prace i wtedy zaczęła się prawdziwa tragedia, chcieliby w zimnym mieszkać aby tylko były pieniądze na inne rzeczy . Głowa do góry już luty a w marcu jak w garncu. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten wiatr przygnębiająco działa, kiedyś mówili "wieje, jakby kto się powiesił", bo wiadomo było, że deprechy z wiatru się biorą. To już mamy winnego - przestanie wiać, to znów będzie fajnie. Wiesz, też kiedyś w młodości miałam poważnie złamaną nogę w stawie skokowym i powyżej. Czasem pobolewa, ale się cieszę, że ją mam, bo były zakusy na amputację. A tak już prawie 30 lat minęło, a ona mi dobrze służy. Dzień już dłuższy, to niedługo po południu za dnia będziecie wracać. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O to chyba w życiu chodzi, żeby stres i wszelakie problemy codzienności nie przysłoniły nigdy całkiem tych najmniejszych rzeczy, które dają szczęście... Przynajmniej człowiek wtedy nie zwariuje :) Pozdarwiam ciepło Natalio! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie narzekamy, nie narzekamy, przestanie duć, złe minie, wyjdzie słońce, a ono już potrafi ciepło popatrzeć w twarz; macie siebie, macie swój dom i zwierzaki ... przypomnij sobie , Natalio, jak śpiewa EKT Gdynia i tego się trzymajmy ze wszech sił, pozdrawiam cieplutko.

    Przeczekamy zimę, przeczekamy,
    Nie pozbawi nas otuchy biały, zimny mróz
    I na oszronioną szybę nachuchamy
    By zobaczyć, czy nie wraca lato już

    OdpowiedzUsuń
  12. Zima ma takie momenty, gdy się zwyczajnie ma dość, ale to, o czym piszesz, to prawda; psie radości pomogą, rogaliki pomogą, dobry zapach, bliska osoba, pożalenie się pomoże. Uściskuję na odległość i wysyłam dużo dobrych mysli na Wonne Wzgórze. Ja dzisiaj piekłam muffinki, tak samo w celu terapeutycznym!

    OdpowiedzUsuń
  13. Miło było zajrzeć na Wonne Wzgórze! Pozdrawiam najserdeczniej!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Właśnie dlatego ja nic nie piszę na razie. Ale nic to, odwilż idzie, będzie lepiej! Drewno z odrobiną węgla (1/3 objętości pieca) też znakomicie grzeje. Ale czasy klepiska w jednym z pomieszczeń wspominam źle. Przy okazji zeszłorocznego remontu zalaliśmy je betonem i myszy teraz jak na lekarstwo. Wymiksowaliśmy się z odwiecznej niepisanej umowy myszy i ludzi. Naszym zdaniem była ona nieco zbyt jednostronna.

    O spotkania zimą rzeczywiście trudniej. Dziwię się, że ludzie wolą siedzieć we własnych chałupach non-stop. Boją się, że przez kilka godzin lub przez noc, gdy po biesiadzie przychodzi zostać do rana, chałupa im zamarznie lub wspomniane myszy ją zeżrą? A może zima to tylko pretekst, by własne zdziczenie pielęgnować i się do nikogo nie odzywać? ;) Są na szczęście amatorzy zimowych spotkań, jedni mają nawet ruską banię i można z nimi na świeżym powietrzu pośród śniegu w balii z gorącą wodą sobie siedzieć. :) Ahoj!

    OdpowiedzUsuń
  15. Natalio, tak jak inni powyżej pisali, to depresja przemijająca, przeminie wraz z wiatrem, mam nadzieję. Ważne, że te minusy nie przesłaniają ci dobrych stron i że też je widzisz. A najważniejsze z tego, to to, że masz przy sobie dobrego człowieka, z którym można góry przenosić. A jako lekturę na takie smuteczki polecam "Polyannę":)))
    Co do myszy to zgadzam się z przedmówcą, przez dwa lata z rzędu musiałam wzywać firmę deratyzacyjną bo niewiele brakowało a zostałabym załatwiona jak król Popiel. Umowa była zdecydowanie jednostronna. O przewadze ilościowej nie wspomnę. W tym roku jest jedna i póki co jakoś koegzystujemy...

    OdpowiedzUsuń