wtorek, 21 stycznia 2014

Ciepło - zimno



Nadeszła wreszcie zima. Wonne Wzgórze pokryło się cienką warstwą śniegu (oby nie było go więcej). Droga stała się twarda i nie zasysa już butów. Można bez problemu przejść suchą stopą i przejechać autem. Są też oczywiście minusy. W ostatniej chwili przed przyjściem mrozu zdążyliśmy okryć świerkowymi gałązkami kiełkujące w ogrodzie rośliny cebulowe, wrzosy i piwonie. Wielka pnąca róża i nowe drzewka owocowe już dawno otulone były geowłókniną, im nie zagraża więc niebezpieczeństwo. Zmartwił mnie również posadzony jesienią bez, który puścił już malusieńkie zielone listeczki. Wokół niego także postawiłam świerkowe gałązki, ale czy to coś da?
Ranek był zimny. Za oknem szron aż skrzył się na drzewach, a w domu z ust leciała para. Paliliśmy w kominku wilgotnym, wygrzebanym spod śniegu, a czasem i błota drewnem, temperatura jednak w porywach podskakiwała do trzynastu stopni. Wiedzieliśmy już, że to koniec palenia resztkami. Nadszedł czas na zamówienie drewna. W nadleśnictwie nie ustalili jeszcze cen na Nowy Rok i choć dzwoniłam co kilka dni, Leśniczy wciąż nie mógł nam drewna sprzedać. Wiedzieliśmy, że dłużej tak nie wytrzymamy. Pan Właściciel Domu zaczął gorączkowe poszukiwania opału. Okazało się, że wszystkie okoliczne składy świecą pustkami. Drewno zamówiliśmy więc z dość daleka. Wyjechaliśmy wcześniej z pracy i szczęśliwi czekaliśmy na dostawę. Przyjechały piękne bukowe szczapy, całe pięć metrów! Mąż porąbał je na drobne ustawił cudną piramidkę w kominku, dołożył gazety, podpalił i... Nic. Gazety się spaliły drewno nawet się nie zajęło. Po kilku próbach na szczapkach pojawił się niewielki płomień, były też efekty dźwiękowe – cały kominek zaczął syczeć. Dym buchał straszliwie. Drewno mimo swojej ceny i składanych nam obietnic było mokre. Ubraliśmy się w ciepłe swetry, golfy, opatuliliśmy w kołdry, koce i poszliśmy spać. Rano stopni było aż osiem. Co tu robić? Zastanawialiśmy się gorączkowo, czy zamówić inne drewno, które też może okazać się mokre, czy może węgiel i przerzucić się na piec? Okazało się jednak, że znajomy z pracy od Sebastiana ma dojście do suchego drewna. Znów odbyliśmy gorączkową naradę. Kupić, czy nie kupować? Wzięliśmy wolne. Pan Właściciel Domu pojechał na rekonesans i przywiózł na próbę kilka szczap. Zrobiliśmy dokładnie tak samo jak z poprzednim drewnem, którego stos leżał już przed domem. Odczekaliśmy kilka minut. Drewno było zmrożone i lodowate. Nie paliło się. Nie było na co czekać. Zamówiliśmy węgiel, który przyjechał w ciągu godziny. W ciągu tej godziny również ogień w kominku buchnął ciepłym płomieniem. Drewno było już rozgrzane i okazało się, że jest jednak suche. Węgiel już jechał. Znów narada, burza mózgów. W gruncie rzeczy mamy więc pięć metrów drewna mokrego, pięć suchego i tonę węgla. W domu jest ciepło i miło. Nie straszne są nam więc na razie podmuchy lodowatego wiatru, który chce wywiać z domu nasze ciepełko, nie straszny nam mróz i śnieg. W domku jest ciepło!
Drewno powoli układamy na ganku, do którego również powoli powstaje daszek. Na wiosnę daszek dostanie również dachówkę. Wtedy zbudujemy nową wiatę na drewno, na którą Pan Właściciel Domu już ma pomysł. Zbudujemy wiatę na drewno, które tym razem zamówimy u Leśniczego już wiosną i wtedy spokojnie przygotujemy je do zimy. Przez ten czas podeschnie pewnie również te pięć metrów mokrego buka. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Pozdrawiam Was ciepło!

17 komentarzy:

  1. Buk musi długo schnąć. Nasze drewno do kominka dębowe i bukowe schnie co najmniej 3 lata. Pali się wtedy świetnie i jest bardzo kaloryczne. Do kominka wkładam dwa klocki i mam ciepło. Wartość energetyczna mokrego jest żadna lub niewielka. Jeśli kupicie wiosną, naprawdę dobre będzie dopiero w następnym roku zimą. Nie wymądrzam się tu Natalio, piszę jak jest. Palę tylko drewnem w kuchni i w kominku i nawet przy -30 (bywały takie temperatury dość często w nocy) miałam cieplutko.
    U nas tylko lód. Śniegu nie ma. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem dobrze o tym, ale po prostu nie mieliśmy pieniędzy wcześniej. Poza tym jak się wprowadziliśmy to kupiliśmy drewno które leżało dwa lata u nas, ale już się skończyło. Potem moja złamana noga, chwila kiedy byłam bez pracy i tak wszystko wyszło. Już wychodzimy na prostą ;-) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Tak, drewno do palenia powinno być sezonowane, daje wtedy więcej ciepła, nie traci energii na odparowawywanie wody i nie zanieczyszcza tak przewodów kominowych; już od kilku lat przygotowujemy tak drewno z sezonu na sezon; nawet teraz już leżą pod chatką metry, jedne już pocięte, a inne czekają na swoją kolej; nie ma sensu wydawanie pieniędzy na suche drewno, mokre wyschnie sobie spokojnie w szopie na następny sezon grzewczy; czyli zima Wam już niestraszna; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzisz, Natalio - uczycie się mądrości wieśniaczej. Tej zimy trzeba przygotowywać drewno ... na przyszłą zimę. Rąbanie, piłowanie i składanie drewna to główne zajęcie nasze na wsi zimą. Nie wiem, jak u Was jest z czasem, ale jeśli go trochę macie, to są dwa sposoby zaopatrzenia się w drewno prawie za bezcen: albo wziąć działkę w lesie do oczyszczenia (Ewa z Kresowej opisuje to dokładnie), albo poszukać tartaku i kupić resztki. My dawniej braliśmy działki w lesie, teraz zdrowie już nie to, ale mamy dojścia w stolarni, gdzie sprzedają odpady dębowe. Zamawiamy je pod koniec zimy, kiedy drewutnie robią się puste i układamy, żeby przez lato wyschły. One są już nieźle podsuszone, inaczej trzeba by było suszyć dłużej. Za to ciepło dają niesamowicie, a kosztują niewiele. Tak średnio trzeba liczyć ok. 10 metrów drewna na jedną zimę i dobrze by było już teraz zacząć myśleć o tej przyszłej. Nie martw się, życie na wsi ma swoje prawa, których trzeba się nauczyć. Potem to już z górki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też ludzie biorą działki w lesie, u nas to nie przejdzie, bo w tygodniu pracujemy, a weekendy poświęcamy na prace przy i w domu. W pierwszym roku zamówiliśmy drewno dużo wcześniej i potem dobrze się paliło i starczyło jeszcze na drugi rok. W tym roku (to nasz trzeci) latem złamałam bardzo poważnie nogę i nie mogłam wielu rzeczy robić, nie pracowałam też i po prostu nie mieliśmy pieniędzy, wiedza, że drewno powinniśmy kupić wcześniej nic nam nie dawała. Już na szczęście lepiej ;-)

      Usuń
  4. Właśnie miałam Cię pouczyć, ale Dziewczyny mnie wyprzedziły. Po 7 latach już to wszystko wiem. Mamy 2-letni dąb i ciągle jest mokry...
    Masz przewagę, bo masz piec węglowy - zawsze to jakieś alternatywne źródło ciepła.

    OdpowiedzUsuń
  5. To macie zaopatrzenie na całą zimę chyba...
    Też zawsze mam problem z drzewem czy suche czy mokre ech...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja dzisiaj trzy razy w piecokuchni rozpalałam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzisz jak to jest na wsi w bloku nie martwisz się, kaloryfer jest ciepły . Na wsi jednak ciepło się docenia mocniej i trzask palącego się drewna :) Teraz macie ciepło wiosną zbierajcie drewno na kolejny sezon :)

    OdpowiedzUsuń
  8. My również palimy drewnem które leży dwa lata. Mimo że są zapasy to i tak latem pracujemy przy drewnie. Często bierzemy działkę w lesie od leśniczego i wyrabiamy sami z pomocą sąsiadów wychodzi o wiele taniej niż kupione już gotowe u leśniczego. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  9. My palimy drewnem, ale mamy to szczęście, że nie kupujemy, a mamy go z własnego lasu. Mój tata wiosną i latem je zwozi, piłuje i składuje w piwnicy. Przydałaby się Wam taka wiata na drewno, życzę, aby coś takiego się udało zmajstrować. Zebrane wcześniej drzewo może sobie leżeć i nie straszne mu np. deszcze itp. Pozdrawiam serdecznie i duuużo ciepła życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. U nas dziś pierwszy śnieg... Oby nie chciał zostać do maja!
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jesteście bogatsi o nowe doświadczenie... dobrze, że szybko udało się zaradzić zimnu :) Mi zdarzyło się kiedyś mieszkać w szczerym polu, myślałam, ze wszystkie włosy wyrwę ze zgryzoty jak się sterownik od pieca zepsuł i trza było 2 tygodnie z zimą walczyć na śmierć i życie :))))

    OdpowiedzUsuń
  12. My też palimy mokrym drzewem, tzn. ze stodoły ale nie sezonowane. Też często się dymi, ale takich problemów z rozpalaniem nie mamy. A teraz zabezpieczenie na 4 łapki, możecie spokojnie zimować :D P.S Mam nadzieję, że ta zima sobie pójdzie... bo przyroda zaczęła już wiosenną wegetację!

    OdpowiedzUsuń
  13. nie ma problemu polubienie też wystarczy:)
    dziękuję za udział w mojej zabawie i życzę szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
  14. my od dwóch lat brykietem dogrzewamy, a ogród tylko obornikiem końskim zabezpieczyłam, a teraz jest wszystko zlodowaciałe i boję się, że wszystko stracę:-(

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeszcze z niedowierzaniem patrzę na zdjęcie w nagłówku Twojego bloga. Jeszcze zbieram szczękę z podłogi. Ale już mogę pisać.

    Dom, w którym mieszkacie, był pierwszą chałupą, jaką oglądaliśmy z żoną, gdy postanowiliśmy kupić dom na Warmii. Sprzedawała go młoda para, która zawodowo zajmowała się handlem nieruchomościami (zgadza się? :)). Był przecudny, śnił nam się po nocach, ale baliśmy się o dojazd, bo nasz synek miał kilka miesięcy, a przeprowadzka z noworodkiem na wygwizdowo i tak była dla nas sporym wyzwaniem - postanowiliśmy jednak znaleźć dom z asfaltem. Ale cieszę się, że dom dostał się w ręce kogoś, kto tak docenia jego uroki. Mały ten świat, oj, mały!

    nocny grajek

    OdpowiedzUsuń