Spaliśmy sobie smacznie. Nagle za naszym łóżkiem usłyszeliśmy pierwsze, jeszcze cichutkie "szuru-buru". W domu została tylko jedna mysz (resztę w niekrzywdzący sposób, sukcesywnie wynosiliśmy). Ta jedna mysz jest mądrzejsza od pozostałych i zupełnie niezainteresowana smakołykami w żywołapce. Pan Właściciel Domu jak zwykle zapukał w drewniany zagłówek łóżka, a mysz śmielej i głośniej odstukała gdzieś pod łóżkiem, nie robiąc sobie nic z przekleństw Pana Właściciela Domu, który grozi myszy, że jak ta się nie uspokoi to wysypie jej trutkę, albo zabije dziurki w podłodze, którymi ta się wydostaje. Trutka to jednak zbyt brutalne rozwiązanie, stanęło więc na tym, że z samego rana młotek i gwoździe pójdą w ruch. Mysz jednak nie dała za wygraną.
- Obudź tego kota wreszcie – zawołał Pan Właściciel Domu, wpatrując się w śpiącą słodko na poduszce między nami Wiedźmę. Czemu on jej nie obudzi, jak taki mądry? Żadne z nas nie chce narazić się kotu. W końcu jednak chrobotanie stało się nie do wytrzymania, a z doświadczenia wiemy, że kiedy tylko Wiedźma pojawia się na podłodze, to wszystkie myszy w domu truchleją i ciszę mamy przynajmniej na godzinę. Pogłaskałam więc delikatnie miękkie futerko i poprosiłam, żeby wstała. Nic z tego. Złapałam więc kota, żeby delikatnie zdjąć ją z łóżka. Znów nic z tego. Z łapek wysunęły się pazury i kurczowo złapały się poduszki, a z wielce przerażonej kociej paszczy wydał się ryk rozpaczy, niechęci i złości, jednym słowem jęczące MIAUUUU! Kiedy puściłam Wiedźma natychmiast ponownie przystąpiła do ścielenia sobie mojej poduszki i zwijania się w kłębek. Po przygotowaniu spania jednak zdecydowała się na mały spacer do miski (je w naszej sypialni, żeby Miejski Pies jej nie wyjadał), pochrupała chwilę i wróciła spać na wcześniej ugniecione miejsce. Ta niezwykła przechadzka do jedzenia i z powrotem dała jednak sporo i mysz ucichła. Do rana był spokój.
- To co, zabijesz myszy wejście pod podłogę – zagadnęłam po przebudzeniu męża.
- Nie, no co Ty, może ona ma tam dzieci? - odpowiedział szybko i zaraz dodał już w stronę podłogi – nie martw się myszko, nic nie będziemy przybijać, żyj sobie spokojnie, dam ci serka. - I jak go nie kochać? I jak tu pozbyć się myszy z domu?
Wczoraj za to późnym wieczorem na nogi zerwało nas głośne miauczenie. Otworzyłam okno. Miauczenia nie było już słychać, ale za to dobrze słyszalne były warki Wiedźmy. Pan Właściciel Domu zarzucił bluzę, przywdział kalosze i wybiegł z latarką w poszukiwaniu biednej Wiedźmy (już się na takich poszukiwaniach "biednej" Wiedźmy w przeszłości przejechaliśmy, bo okazało się że nasza "bezbronna" i "delikatna" kicia prawie morduje na podwórku dużo większe od siebie koty). Mieszkamy na tyle daleko od wsi, że raczej domowe zwierzęta ze Studzianki do nas nie zachodzą (odkąd po naszej przeprowadzce na Wonne Wzgórze Wiedźma przegoniła pomieszkujące w stodole koty), mimo to pierwszą myślą było, że to jakiś mały kociak się przybłąkał i że Wiedźma z nim walczy i zrobi mu krzywdę. Anioł ujadał jak oszalały, Pan Właściciel Domu przespacerował się wokół chatki, kotka ucichła, ale do domu nie wróciła. Dzisiaj okazało się, że dziwnym zwierzem, którego przeganiała Wiedźma był prawdopodobnie jakiś leśny drapieżnik. Z kompostu były wygrzebane resztki, które ostatnio porządnie zakopałam, żeby Anioł ich nie wyciągnął. Jakieś zwierze zjadło je ze smakiem. Bohaterska kotka wróciła w nocy Cała i zdrowa i jak zwykle kazała się nam posunąć, bezceremonialnie ścieląc sobie nasze łóżko.
Czekamy na silniejszy powiew wiosny! Pozdrawiam ciepło!
:-)))
OdpowiedzUsuńAllle się uśmiałam a przu okazji czytałam synowi
i obydwoje śmialiśmy się z Waszych przygód myszo-kocich :-)))
Myszka ma z Wami jak w raju. Moja jedna rezydentka tez gdzieś sobie mieszka. Nigdy nie wiem gdzie, ale znajduje ślady jej działalności co jakiś czas. Wy macie Wiedźmę, my Lenę, ale ona sypia tylko na szafie lub na siennych stryszkach.
OdpowiedzUsuńA wiosna dopiero się zaczyna :) wędrówki różnych żyjątek, ich odwiedziny w domu i w ogrodzie dopiero się zaczynają. Miłych obserwacji! A moje koty tez tak mają - dopóki mysz chrobocze w ścianie albo za boazerią, to nie reagują. Głupie nie są, wiedzą, że jej nie dostaną.
OdpowiedzUsuńMyszki to wędrują u nas od jesieni ;-) A innych zwierząt wędrówki obserwuję od dzieciństwa, bo zawsze byłam mocno związana z wsią, jednak te obserwacje nigdy mnie nie nudzą!
UsuńCzekajcie, jeszcze Was Wiedźma zaskoczy:-))) Nie zapomnę jak mój Ryś upolował szczura, wlazł z nim w nocy przez otwarte okno i położył się razem ze zdobyczą...na mnie. Obudzić się i zobaczyć martwego szczura na podołku - niezapomniane przeżycie!:-)))
OdpowiedzUsuńUsciski
Asia
Ech, koty :)
OdpowiedzUsuńJeszcze żaden nie pobił Asani, kiedy ta upolowała nornicę i położyła mi ją na kuchence, między garnkami...:)
Natalio - u nas jesienią tyle mysz, że nie mam za grosz dla nich sentymentu. Jak sobie wspomnę drewnianą podłogę w starej chacie poszatkowaną mysimi dziurami ... brr. Nigdy więcej. W ub. roku małżonek kupił w tiwimarkecie taki odstraszacz (na fale jakieśtam) do kontaktu, oczywiście Pani z tiwimarketu wcisnęła mu jeszcze drugi za pół ceny i jakąś krajaczkę do cebuli czy in. warzyw. Chyba to jednak działa, bo w domku ogrodnika zero mysz, a w piwnicy warzywa nie trącone mysim ząbkiem.
OdpowiedzUsuńMoje kocurki raczej zabawę z myszkami uskuteczniają.
Serdeczności
My też taki kupiliśmy, ale nic on nie daje... Mimo to żal nam myszek i żywołapka, to jedyna łapka w naszym domu. Potem wynosimy myszki w ciepłe miejsce na podwórku, tak żeby nic się im nie stało.
UsuńJa raz zapomniałem o żywołapce i przypomniałem sobie po tygodniu. :((( Wyrzuciłem ją razem z zawartością i do dziś mam moralniaka po tym. Żeby stosować żywołapki, trzeba jeszcze myśleć.
UsuńA wcześniej wywoziłem cholery ładą het w pole. Z podwórka przecież zaraz z powrotem przyjdą.
Nam też zdarzało się martwe myszy wyrzucać, często jak wpadło kilka to się pozagryzały. Staramy się jednak o nich pamiętać, a czasem tak się tłuką, że po prostu je słychać. Jak złapie się myszka wieczorem i już nie wychodzimy na podwórko to nawet wody jej wlewamy :D Na początku wywoziliśmy je do opuszczonego gospodarstwa, żeby nie zmarzły, a teraz wypuszczamy je na podwórku np. przy stosie drewna, wracają, ale trudno...
UsuńMoi domownicy trzymają się za brzuchy, kiedy rano opowiadam im o moich perypetiach z myszami, i cieszą się, że nie piszczę na widok myszy; strach czasami bosą stopę postawić na podłodze; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo patrz, jak cwana;) U mojej Babci była jedna mysz, która dała się "złapać" dopiero na czekoladę z orzechami;)
OdpowiedzUsuńU mnie słodkie myszki wygryzły sobie przejście z zewnątrz do domu przez kontakt elektryczny zapchany pianka rozporową! Ogryzły przewód z plastikowej ochrony i uszły z życiem. Dziura załatana, a myszki zamieszkały w samochodzie.
OdpowiedzUsuńJak tak czytam komentarze, szczególnie ten, to dochodzę do wniosku, że jednak nienawidzę myszy i tyle. :)
UsuńU nas tylko są skuteczne łapki na myszki z suchym chlebem próbowaliśmy ser i inne produkty ale efekt tylko był na suchy chleb. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńAsiu i Tupajo, kiedyś spałam przy uchylonym oknie, a Wiedźma położyła mi na poduszce przy samej twarzy ptaka, który jeszcze żył. Patrzył na mnie i ruszał lekko dziobem. To było makabryczne przeżycie!
OdpowiedzUsuńMysz o tej porze? U nas już od miesiąca cicho. Ale majster Franciszek uszczelnił latem chałupę tak, że w ogóle w tym roku tylko ze 3 myszy były. Zeszłej zimy ze 30... Freya sobie z nimi radzi, choć kot z niej trochę durny. Raz byłem świadkiem jak mysz, której Freya położyła na ogonie łapę, pacnęła ją lewym sierpowym prosto w nos. :)
OdpowiedzUsuń