Takim rozrywkom stanowczo mówimy
NIE!
Zacznę jednak od początku.
Niektórzy, może nawet większość,
na randki chodzą do kina, potem kolacja i tak dalej ;-)
Mnie mąż na randkę zabrał na...
FESTIWAL SERA!
Przez cały miniony weekend na podzamczu
zamku w Lidzbarku Warmińskim, dawnej perły Warmii, siedzibie biskupów
warmińskich, a więc w samym sercu Księstwa Warmińskiego odbyło się święto sera.
To była krótka decyzja: „Jedziemy na randkę!”.
Wystroiłam się, jak to przystoi
przy niedzieli, spakowaliśmy Anioła, bo przecież Stróż musi być z nami i
ruszyliśmy – pyr pyr pyr – polnymi wertepami (bo drogami ciężko to nazwać) na
skróty w stronę Dobrego Miasta. Do samego Lidzbarka droga była już lepsza i
dość szybko zajechaliśmy pod mury okazałego zamku. Miło było wjechać do miasta,
w którym po pierwszym roku studiów spędziłam kilka tygodni na plenerze
malarskim. Powoli przypominałam sobie wszystkie miejsca, knajpki, pizzerie, no
i przede wszystkim zabytki, z których znaczna większość była wtedy w remoncie,
a teraz odnowione uśmiechały się do nas, ukazując cały swój urok i
monumentalizm średniowiecznych zabudowań, czy dziewiętnastowiecznego ewangelickiego kościoła. Weszliśmy na podzamcze i...
Zdziwiliśmy się. Tłumy ludzi, do straganów nie można się dopchać, a ilość
stoisk wcale nie była tak imponująca, jak informacje w radiu i telewizji
regionalnej na temat wydarzenia. Wróciliśmy do samochodu, wzięliśmy Anioła i
poszliśmy na spacer po starówce, w której architekturze poprzedni system
odcisnął niestety znaczące piętno. Miasto opustoszałe. Lodziarnie, kawiarnie
pootwierane, a ludzie tylko gdzieniegdzie przemykają bocznymi uliczkami. Na
placu siedziało kilku chłopców w za szerokich spodniach, z dumą palących
papierosy. Poszliśmy dalej i naszym oczom ukazała się wielka gotycka brama,
zwana w Lidzbarku, podobnie jak w Olsztynie Wysoką Bramą, jednak znacznie
bardziej imponująca niż ta olsztyńska. Wypiłam jakiś ohydny mrożony sok w
jednej z budek i wróciliśmy do samochodu. Aniołek znów musiał na trochę zostać,
a my licząc na mniejsze tłumy wróciliśmy na serowy jarmark. Teraz była już
szansa na dopchanie się do stoisk i popróbowanie specjałów z mleka krowiego,
koziego i owczego. Zjadłam oscypka na ciepło z żurawiną, a Sebastian wypił
regionalne piwo. I co już? Nic specjalnego. Chociaż uwielbiamy swojską żywność
i jarmarki, to ten nas nie powalił na kolana. Ruszyliśmy więc do muzeum. Tutaj
każde z nas znalazło coś dla siebie. Sala z orężem od XIV wieku, aż do początku
XX. Wszystkie hełmy, armaty, miecze, czy pistolety oryginalne i robiące ogromne
wrażenie, szczególnie te najstarsze pamiętające czasy bitwy pod Grunwaldem,
gdzie walczyła też (oczywiście po polskiej stronie) Chorągiew Warmińska. Potem
przepaściste lochy, gdzie była wystawa pokazująca prace konserwatorskie nad
odkrytymi niedawno freskami na krużgankach dziedzińca zamkowego (najstarsze z
około 1380 roku). Obejrzeliśmy też kilka imponujących kominków i ruszyliśmy do
sal zamkowych. Tam dopiero cuda. Portrety biskupów warmińskich (jednym z nich
był Ignacy Krasicki, na zamku mieszkał też w swoim czasie Mikołaj Kopernik a i
inni duchowni zamieszkujący niegdyś budowlę są bardzo znani nie tylko
zainteresowanym historią i kulturą tej krainy historycznej), komnaty biskupie,
kaplica w stylu wczesnego rokoka, pięknie malowane i inkrustowane meble, wystawa
naczyń kuchennych ( mi najbardziej spodobała się misa do duszenia mięsa, o
wyglądzie ogromnej brytfanki, a Panu Właścicielowi Domu oczywiście konew do
ważenia piwa). Potem wreszcie moja ulubiona część – rzeźba średniowieczna,
głównie warsztat elbląski, warmiński, ale i pomorski. Na takiej rzeźbie głównie
wzorowali się ludowi twórcy warmińscy, o których pisałam pracę magisterską. Na
koniec wielka wystawa malarstwa polskiego i nazwiska takie jak: Ruszczyc,
Fałat, Ślewińki, Stanisławski, Mehoffer, Wyczółkowski, a także pastele między
innymi Witkacego. Na poddaszu natomiast malarstwo znacznie nowocześniejsze.
Zobaczyć można tam pokaźną kolekcję obrazów Dwurnika. Pełni wrażeń wróciliśmy
po Anioła i poszliśmy na spacer wokół zamku, wzdłuż zamkowej fosy. Anioł, mimo
że wcześniej dawaliśmy mu pić z plastikowego kubeczka, to jednak taka
zielonkawa woda jest z pewnością pyszniejsza, wpakował się więc do fosy i stał
kilka minut chłodząc się i chłepcząc wodę. Był zachwycony. Po spacerze mokry wpakował się do
samochodu. Wolimy jednak jeździć ze szczęśliwym i śmierdzącym mokrym psem -
psem, niż takim, któremu gorąco. Zakończyła się wiec nasza randka w muzeum, po
drodze nie ominął nas niestety i tytułowy niedzielny market w Dobrym Mieście,
przemknęliśmy przezeń z prędkością światła (no prawie) i znów wertepami
ruszyliśmy do domu, aby zaszyć się w kuchni i razem ugotować bardzo późny
obiad.
Widok z okna zamkowego na jarmark |
krużganki |
zdjęcie nieostre, trzeba było działać szybko, bo wątpie czy można było robić zdjęcia. Wystawa oręża. |
Miejsce kąpieli Anioła |
Na koniec Wiedźma śpięca w "domku" na parapecie |
i coś słodkiego na deser! |
Pozdrawiam wszystkich ciepło!
Ach, jak pięknie. Łubinowa łąka. Bardzo lubię łubiny, moja Babcia kochała i one mi ją zawsze przypominają. U nas nie ma takich łąk, a i u mnie w ogrodzie nie chcą rosnąć.
OdpowiedzUsuńW Lidzbarku mieli być też członkowie naszego serowarskiego stowarzyszenia. Szkoda, że Cię nie zachwycił jarmark.
A pogoda dołująca. Ale zapachy i smaki są upojne w mojej kuchni.Smażę różane konfitury i robię syrop z kwiatów czarnego bzu. Pozdrawiam serdecznie
Hm... to blisko siebie mieszkamy :-)
OdpowiedzUsuńLubię Lidzbark Warmiński, bo tam zawsze coś się dzieje ciekawego.
Piękny Zamek w Lidzbarku!
OdpowiedzUsuńZmienił się po remoncie nie do poznania..
Fajnie, że coś się tam dzieje, taki mały jarmark to zawsze jednak coś :)
W jeszcze wracając do tytułu posta - w niedzielę wszystkie markety powinny być zamknięte!!!
OdpowiedzUsuńA Wasza chałupka w tym gąszczu traw wygląda tak uroczo!
Moim zdaniem nie powinny być zamknięte, to wolny wybór każdego człowieka czy chce robić w niedziele zakupy, czy nie. Ja nie jestem za spędzaniem czasu w marketach, ale jeśli ktoś jest, to ja się z niego po cichu będę podśmiewać, a ten ktoś niech robi dalej co chce.
UsuńUwielbiam oglądać wiekowe wnętrza a Wiedźma jest słdka a ta łubinowa łąka marzenie...
OdpowiedzUsuńZ opowiadania wynika że wyprawa była udana.Pięknie wygląda Wasz biały domek wśród łubinów.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńnigdy tam nie byłam i zazdroszczę na całego!:)
OdpowiedzUsuńW takim razie zapraszamy na Warmię!
UsuńPiękny zamek :) Oj, narobiłaś mi smaku na oscypka z żurawiną... ajajaj :))) Piękna ta Wasza ostoja, i te łubiny... Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTak to jest z tymi Jarmarkami ,często rozczarowują pod względem jakości , naciąganych cen i organizacji..jest ich coraz więcej ,ale często idą właśnie w ilość a nie jakość..łubiny kocham..tez mam je na swojej łace .Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń