U nas ciągle w centrum zainteresowania są zwierzaki. Trzeba ich bardzo pilnować. Wiedźma nie lubi Miejskiego Psa, mimo że go toleruje, to potraf zdzielić go pazurkiem po nosie. Jeszcze bardziej jednak Wiedźma nie znosi Anioła i Skrzata. Przed Aniołem ucieka, ale nauczyła się już go tak mijać, że nieczęsto udaje się mu ją pogonić, natomiast Skrzata goni ona, chociaż też nie zawsze, chyba tylko jak ma ochotę. Wiedźma potrafi siedzieć obok Skrzata i nie zwracać na niego uwagi, a innym razem tłuką się tak, że tylko sierść leci. Skrzat atakuje Miejskiego Psa, nie pozwala mu wyjść z domu, warczy, prycha i stroszy się w pozycji atakującej. Miejski Pies nienawidzi Anioła i najchętniej by go pogryzł (co już kilka razy się zdarzyło), więc i Anioł przestał próbować przyjaźni. Najgorzej jest jednak przy wyjściach na spacer z Aniołem. Skrzat ciągle okupuje wycieraczkę, na szczęście Anioł już na ganek nie wchodzi, a Anioł wie, że kota pod domem ruszyć nie ma prawa. Wie też, że w ogóle nie może ruszyć kota, ale kiedy Skrzat postanowi po przechadzać się przy Aniele, to Anioł za nic ma zasady i goni Skrzata, a my denerwujemy się, czy nic mu się nie stało.
W domu natomiast myszy harcują, a my łapiemy je w żywołapki i wypuszczamy w bezpieczne miejsce. Niosłam ostatnio takie dwie myszki, w otwartej już żywołapce. Jedna z nich chciała popełnić samobójstwo i zaczęła szykować się do skoku z wysokości. Szybko postawiłam pudełko z myszką na ziemi i nagle niewiadomo skąd pojawił się Skrzat, porwał biedną mysz i uciekł. Udało się nieszczęsnej myszy popełnić samobójstwo... Skrzat morduje też szczury ze stodoły, a pod drzwi przyniósł nam już pierwszy dowód miłości, niestety była to sikorka, a właściwie jej część, bo głowę gdzieś po drodze zgubił. Chciałabym żeby taka łowna była Wiedźma, która zapadła w częściowy sen zimowy. Właściwie nie wychodzi z domu, tylko je i śpi. Latem przynosiła nawet 10 myszy dziennie i układała je pięknie na parapecie. Teraz myszy chodzą po pokoju a ona nic. Któregoś dnia Pan Właściciel Domu pojechał rano na czyn społeczny (o tym za chwilę), a ja leżałam jeszcze w łóżku. Nagle patrzę po pokoju chodzi mysz. Obudziłam szybko kota, jak zwykle śpiącego przy moim boku. Wiedźma spełzła z łóżka i zaczęła obserwować myszkę. Miałam chytry plan. Wiedźma miała złapać mysz, a ja Wiedźmę i wytrzepać ją z myszy na podwórku, a potem zabrać do domu. Wiedźma skradała się po podłodze i nagle mysz znalazła się przy samym jej pyszczku (dosłownie chodziła jej pod wąsami). Wiedźma nic. Mysz odeszła, a kocica siedziała dalej. Nabluzgałam kota strasznie, a mysz tymczasem wróciła i znów chodziła przy samej, wciąż zastygłej jak kamień Wiedźmie. "No kicia, masz drugą szansę, pewnie to wszystko było zamierzone, żeby mysz zmylić" – pomyślałam i rzeczywiście zaczęło się i.... skończyło. Trwało to ułamek sekundy. Wiedźma palnęła mysz łapą i nie patrząc co dalej zerknęła na mnie zadowolona i poszła do miski z wodą. Bardzo męczące było to polowanie i widocznie poczuła tak silne pragnienie, że nie była w stanie kontynuować. Mysz spokojnie odeszła. Następnego dnia miałam powtórkę z rozrywki. Znów rano mysz jakby nigdy nic zaczęła spacerować po pokoju. Tym razem Wiedźma spała na mnie. Szybko zrzuciłam ją ze swojego brzucha, a ona od razu zauważyła gryzonia i machając nerwowo ogonem przycupnęła na brzegu łóżka. Nie chciałam przeszkadzać jej w polowaniu, więc starałam się nawet nie oddychać i gdybym dalej tak nie oddychała to bym umarła z braku tlenu, bo Wiedźma siedziała i siedziała i machała tym ogonem coraz wolniej, aż przestała, a mysz odeszła. "Wiedźma, ty ofiaro zawołałam" – chyba mnie nie usłyszała. Spała. Takiego to mamy kota na myszy!
Wrócę jednak do czynu społecznego. Wieczorem zadzwonił telefon od sąsiada z informacją, że wszyscy, którzy jeżdżą danym fragmentem drogi stawiają się rano i zasypują dziury piaskiem, bo gmina przed wyborami dała piasek, ale maszyn do rozsypania i ubicia tego piasku już nie. No cóż, nam tak mocno dziury nie przeszkadzają, a nawet uważamy, że dodają uroku naszej wsi, ale odmówić nie można było, wysłałam więc męża rano na roboty. Kilka godzi rozrzucali i rozgrabiali piach. Droga była piękna, gładka niemal jak autostrada, a wyglądała tak aż do wieczora, kiedy to spadł deszcz. Na drugi dzień rano miękki piasek porozmywał się, a samochody i wozy porozjeżdżały go do tego stopnia, że Ci nieuzbrojeni w auta terenowe pewnie już przejechać nie mogli. Taki to czyn społeczny i syzyfowe prace. Na szczęście mróz zmroził ziemię i choć jeszcze nierówniej jest niż było, to przynajmniej twardo.
Staliśmy się też ostatnio wzorowymi obywatelami i regularnie chodziliśmy na spotkania wyborcze z kandydatami na burmistrzów Jezioran. Pierwszym wyznacznikiem na kogo nie głosować, była debata w nowej jeziorańskiej gazecie "Głos Jezioran". Te same pytania zostały skierowane do każdego z czterech kandydatów, którzy mieli odpowiedzieć na nie na piśmie. Odpowiedziało tylko dwóch. Wiedzieliśmy już, że pozostała dwójka do naszych kandydatów należeć nie będzie. Pozostali panowie wypowiedzieli się mądrze, a jeden z nich zorganizował spotkanie w naszej wsi. Na spotkaniu owy pan też mówił mądrze, chociaż zaskoczyło nas przyklaskiwanie każdemu rzuconemu przez mieszkańców pomysłowi, a przecież wszyscy mamy świadomość, że gmina zadłużona jest na 17 milonów, a długi łata się zaciągając kolejne kredyty. Pomysłem pana kandydata było łatanie długów poprzez zaproponowanie budowania domów ludziom z Olsztyna w naszej gminie, zwalniając ich jednocześnie z podatków przez cztery lata, a po czterech latach podatki zaczęły by spływać. Nie spodobał się nam ten pomysł. Pan okazał się jednak być miłym człowiekiem, a jego wyborcze hasło brzmiało "Nic o Was bez Was" i nawiązywało do tego co działo się w naszej gminie do tej pory, czyli np. do braku konsultacji społecznych w ważnych społecznie sprawach (jak budowa wiatraków). Do drugiej tury wyborów przeszli obaj panowie, którzy wzięli udział w debacie w Głosie Jezioran, co miało na pewno wpływ na wynik wyborów. Byliśmy zadowoleni z wyniku, bo świadczyło to o zakończeniu istniejącego i niepodobającego się nam gminnego układu. Były burmistrz nie wszedł nawet do rady gminy, prawie cały skład gminy został wymieniony na nowy. Przed drugą turą padł pomysł zorganizowania debaty z prawdziwego zdarzenia, gdzie każdy z kandydatów odpowiadałby na pytania swoje i jednocześnie zadawał je konkurentowi. Pan, który głosił "Nic o Was bez Was" nie chciał do takiej debaty przystąpić, tłumacząc się brakiem czasu i innym pomysłem na kampanię. Nas to bardzo zaskoczyło. Nadszedł jednak czas drugiej tury i tym razem w naszej wsi zorganizowane było spotkanie z drugim z dwóch kandydatem na burmistrza. Tutaj obietnic było znacznie mniej, ale za to więcej realiów. Pomysł na wyjście z zadłużenia? Darmowy odbiór segregowanych śmieci i sprzedaż tych śmieci firmie zajmującej się surowcami wtórnymi – super! Pan obiecał też kategorycznie, że będzie walczył z wiatrakami, a próbkę tego mieliśmy tego samego dnia rano w sądzie, kiedy to ja jako świadek, a mąż mój jako obwiniony (za niby blokowanie drogi pod koniec marca w Lekitach – pisałam o tym, może ktoś pamięta, kiedy to wjechał w nas samochód) byliśmy także do sądu zaproszeni. Sprawa jeszcze nie została rozstrzygnięta, więc napiszę o niej więcej już po wyroku sądu. Nasz wybór był oczywisty. Wybraliśmy stanowisko bardziej merytoryczne i konkretne. Udało się. Mamy nadzieję, ze Pan burmistrz będzie chciał współpracować ze wszystkimi jednakowo i wszystkim da szanse.
No i jeszcze miłe spotkania:
Ostatnio na wystawie Łukasza Pepola w galerii gdzie pracuję spotkałam Ewę Pe – której wegańskiego bloga czytuję i która jest też trochę (chyba mogę tak powiedzieć) związana z Jezioranami.
Dzwoniła do mnie też Jolanda, która prowadzi jednego z moich ulubionych blogów "Jolandia Mazurska kraina"- Jolanda bierze udział w akcji "Gadające dachówki", która ma na celu zebrać pieniążki dla szkoły w Lamkowie (gmina Jeziorany), a w naszej galerii będzie aukcja dachówek. Może uda się nam poznać wtedy, a może jeszcze szybciej?
Zaskoczył mnie też Łukasz Pepol, który napisał do mnie, już po jego wystawie, że był na moje wystawie jak miałam z 15 lat. Muszę też wspomnieć o fantastycznej akcji, którą wymyśliła żona Łukasza Pepola. Organizuje darmowe warsztaty pieczenia chleba przed świętami, a każdy, kto chce wziąć w nich udział musi w zamian przynieść jedzenie, które zostanie przed świętami przekazane potrzebującym. Cudowny pomysł prawda? Myślę, że powinien zostać zmałpowany przez jak największą liczbę ludzi. Jeśli się coś potrafi i można kogoś tego nauczyć i przy okazji zrobić taką zbiórkę to naprawdę bombowo!
Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na kiermasz sztuki do BWA w Olsztynie, gdzie będzie można kupić moje prace, ale także innych znacznie zacniejszych artystów z regionu.
Pogubiłam się w logistyce wyprowadzania i wprowadzania zwierzyny oraz w tym, kto kogo pierze. Może Wiedźma rozpoznaje tylko myszy ogrodowe? A domowych nie traktuje jak myszy? Mój Czajnik zrobiłby Ci porządek w minutę. Nam zrobił:)
OdpowiedzUsuńNo nie to u Was wojna wśród zwierzą trwa. U mnie tylko Rozi wszystkich tłucze. Inne koty tylko czasami łapy wyciągają na siebie nawzajem...
OdpowiedzUsuńNiestety, u nas po wyborach bez zmian, stary beton trzyma się mocno ;( już czwartą kadencję... a takie mieliśmy nadzieje na zmianę burmistrza i oczywiście wszyscy poszliśmy głosować.
OdpowiedzUsuńTrochę męcząca musi byc ta wojna wśród Waszych zwierząt. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i każde musi mieć swój własny rewir ;) U nas panuje wielka zgoda, kozy, konie i owce trzymają się razem (a nawet w razie zagrożenia owce chowają się za końmi). Psy tolerują cały zwierzyniec, a kotek chodzi własnymi drogami (ale sypia przytulony do suk). Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo gdybym miała ich wszystkich porozdzielać, to byłaby spora zabawa ;)
Uściski ;)
Zabawa w kotkę i myszkę kompletnie mnie rozbawiła. Nasza Bakteria jest łowną kotką, najczęściej znosi 'kompletne' myszki, niemniej zdarzają się egzemplarze bez łebka, ale i demonstracyjna konsumpcja całości osobnika, a fe.
OdpowiedzUsuńChcielibyśmy się wybrać do BWA, zobaczymy, teraz jesteśmy na Mazurach weekendowo, nawet ja, nagromadziło się spraw w stolicy masę.
Buziaki
Twoja Wiedzma taka łona jak moja Majka, której nawet mysz lazaca po misce z karma nie rusza. Super, że udało Wam się zmienić władze, u nas niestety bez zmian. Trzymam kciuki żeby w końcu udalo Wam się zablokować budowę wiatraków. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńU nas nastąpiła zmiana zasiedziałego wójta , może nowa miotła będzie lepiej zamiatać . Pies i koty żyją w zgodzie , choć zawsze na początku jest walka. Z chęcią skorzystalabym z zaproszenia na wystawę ale niestety za daleko a Jolandy blog też bardzo lubię. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń