Okres oczekiwania na narodziny Pana, to na katolickiej Warmii okres spokoju (w przeciwieństwie do sąsiednich protestanckich Mazur),plecenia wieńców, zdobienia ich kolorowymi wstążkami (czerwoną, żółtą, srebrną i złotą), zapalania świec, czary zaczynały siędopiero w Świętą Noc. W rogu izby nie stawiano choinki (zaczęto ją stawiać po 1910 roku, a i nie wszędzie), a snopek siana, często też podwieszano gałązkę jeglinki. Do wieczerzy siadano zazwyczaj około siedemnastej, ale nie łamano się opłatkiem, ani nie przestrzegano postu, same posiłki natomiast nie różniły się mocno od tych, które jedzono na codzień. U bogatszych podawało się pieczoną gęś, gęsią kiełbasę, specjalnie pieczony razowy chleb, ciasto, słodycze. Na talerze sypali kuchy i bombony. Prezentów dzieciom nie przynosił Nikolus,jak na Mazurach, a orszak sług z szemlem. A było to tak, jak opisywała Maria Zientara - Malewska:
"Zaledwie mrok przykrył wioskę i chaty, zaczęli chodzić „sługi” z „szlemem”. Tego cudownego „szemla” dzieci się bardzo bały, a równocześnie go wyglądały, bo jak nie przyjdzie „szemel” i „sługi”, to nie będzie Pan Bóg „kładł”. W sieni odzywa się dzwonek, a potem słychać pytanie, czy wolno wejść do izby. W razie przyzwolenia „szemel” wpadał do izby i zaczynał skakać potrząsając dzwonkami. Za nim szedł kominiarz z „drobią”, żyd i dziad, który zbierał do kabzy wszystko, co mu dawano: pieniądze, słoninę, kuch, chleb i kiełbasę. Najważniejszy jest jednak „szemel”! Nie szkodzi, że obwieszony jest przetakami, różnymi łachmanami, że łeb ma z drzewa, osadzony na kiju, i cały przykryty jest prześcieradłem, spod którego wyglądają ludzkie nogi. Jeden ze „sług” strzela z bata, „szemel” skacze przez ławy i stoliki, towarzyszą temu różne gwizdki i dzwonki – hałas nie do opisania. Małe dzieci płaczą i chowają się za spódnicę matki, starsze mówią głośno pacierz i stale się mylą, z czego „sługi” są niezadowolone, więc grożą „klopejczem” lub „prowozem”. Otrzymawszy datki odchodzą z hałasem do następnej chaty."
Dla porównania warto też przeczytać jak ten przedziwny orszak opisywała jedna z zapytanych Warmianek:
J'ak tilko zmrok przijdzie chodzo sługi z szemlem. To dzieciuki bali się, ale czekali, bo on kładł prezenti i bomboni (...) to jak idzie, to naprzód w sieni zwonek zwoni, szemel wpada o izbi i skacze, i zwoni, a sługa pita dziewczoki i siurków pacierza (...) Za sługani z szemlem chodzo też kominiarz, baba, koza (...) Szemel to ma łeb z drzewa obciągnięti skóro, kadłub z przetaków, obsadzoni jest na kiju, płachto obwinięti, spod któri wyglundajo ludzkie nogi. A te sługi to też so na bziało w płachtach i larwi (maski) majo". (fragment wypowiedzi Warmianki z książki A. Szyfer "Wierzenia Mazurów i Warmiaków").
Szemel strzelał z bata - bogata, zakończonego skórą węgorza. Miało to przynieść mieszkańcom dobrobyt i pomyślność. Zwyczaj chodzenia sług z szemlem był żywy jeszcze w latach siedemdziesiątych XX wieku, do czasu kiedy to ostatnia fala Warmiaków wyjechała z ziem rodzinnych. Dziś w niektórych wsiach tradycja ta jest sztucznie odnawiana przez ludność napływową.
ŁBY SZEMLA Z MAGAZYNÓW MUZEUM WARMII I MAZUR |
Noc Wigilijna to też czas działania nieczystych mocy, na które ludzie są silniej narażeni w okresie dwunastek (od Wigilii do Trzech Króli). Wiara np. w chodzące w tym czasie duchy jest powiązana z niegdyś w tym okresie obchodzonym dawnym, pogańskim świętem zmarłych. Przy stole stawiano puste nakrycie, ale nie dla zbłąkanego wędrowca, a dla ducha. Duchowi zostawiano też jedzenie, stawiano miseczkę z wodą i zapalano świeczkę. Był to również czas silnego działania czarownic, aby się strzec przed szkodą sporządzoną przez nie, zostawiano na progu domu i obory siekierę odwróconą ostrzem do góry. Jak w większości regionów Polski wierzono w gadające zwierzęta, podobno nawet jeden rolnik usłyszał w nocy jak jego woły rozprawiają o jego pogrzebie i tak się przejął, że wkrótce zmarł. Okres dwunastek naznaczony był też wieloma tradycjami, nakazami i zakazami. Każdy z dwunastu dni miał symbolizować pogodę w danym miesiącu roku. W tym czasie nie można było wykonywać też wielu czynności np. ruchu obrotowego, czy tnącego. Nie można było szyć, bo czynność ta mogła spowodować "urodzenie się cielaków z zaszytymi dupami". Nie wolno było prać, prządź, młócić i rąbać drzewa, bo mógł zapanować nieurodzaj tak daleko, jak daleko słychać było dźwięki tych czynności. W dzień Nowego Roku, a w niektórych wsiach w Wigilię ludność wiejska bardzo zwracała uwagę na to kto jako pierwszy wchodzi do domu. Jeśli była to kobieta to nowy rok będzie pechowy, jeśli mężczyzna, to szczęśliwy. Czasem też przewidywali w ten sposób czy urodzi się byczek, czy "lulka". W przeddzień Nowego Roku pieczono na Warmii ciasto obrzędowe - "nowolatki." Zwyczaj pieczenia „nowolatka” był pozostałością dawnych zabiegów magicznych. Ciasto to służyło do wróżenia jak i miało przynieść ludziom pomyślność. Dawało się je zwierzętom, na których podobieństwo ciastko zostało wykonane, a resztę chowano, ponieważ miała ona służyć jako lekarstwo w razie chorób. Wtykano nowolatki również w korę drzew owocowych i do uli, co miało przynieść dobre zbiory. W dzień Noego Roku obwiązywano drzewa słomą, która wcześniej stała w domu i "karmiono" drzewa nowolatkiem, jednocześnie strasząc je siekierą mówiąc np. Ja ci daje nowolatko, a ty mi daj owoc za to.
W noc sylwestrową jadło się zwyczajową potrawę warmińską - breje (czyż nie urocza nazwa?). Przed kolacją gospodarz wychodził przed chatę i wołał "PRZED BREJĄ!" "To zieło sia mąki grubej żyta, tak grubo mnielonej i sypsie się na wode. To musi być war i dużo mnieszać trzeba (...) Ta breja to taka gansta bandzie. Na mnieske się wileje, w środku dołek na skrzeczki zrobzi (...) Dawniej to obsiedli dookoła mniski i łiżkami z jednej mniski jedli to breje". Gotowanie brei miało znaczenie magiczne, miało bowiem zapewnić urodzaj. Po godzinie dwunastej gospodarz wychodził i wołał "PO BREI!", a sprzed innych chat odpowiadały mu takie same radosne okrzyki.
Między Nowym Rokiem, a świętem Trzech Króli, chodzili na Warmii tak zwani „rogale”. Był to zespół maszkar zwierzęcych i ich towarzyszy (przypominający trochę sługów z szemlem z Wigilii Świąt Bożego Narodzenia). Rogale śpiewali kolędy i zbierali datki. Ze zwierząt, wśród kolędników pojawiał się niedźwiedź, bocian, czy koza, a towarzyszył im dziad, baba, kominiarz, niekiedy wojak. Czasem wśród rogali pojawiała się również postać diabła. Przebierańcy używali jednostrunowego instrumentu, wydającego niskie tony zwanego diabelskimi skrzypkami, co uatrakcyjniało ich występy. Oprócz rogali w tym czasie wystawiane były tak zwane „Herody”, czyli coś na wzór jasełek. Występy, podobnie jak przedstawienie Rogali zaczynały się piosenką z prośbą o datki. Stroje warmińskich przebierańców – kolędników, były bardzo bogate i wymyślne, niestety niewiele jest zdjęć i opisów, nie mówiąc już o zachowanych oryginalnych przebraniach.
Takie to były święta na Warmii, niezwykle barwne i niezwykle różne od tych, które znamy.
Nie wiem czy jeszcze będę miała okazję tu wpaść przed świętami, więc już dziś życzę Wam prawdziwie rodzinnych, godnych Godnich Świąt, pełnych miłości i radości.